Rybie Oko/Artykuły/Rybim okiem/Śmiech to zdrowie/małe/duże/Ile razy można powtarzać.
Ile razy można powtarzać. |
Wtorek 10 Marzec 2009 19:33:08
![]() ![]() |
Powiązane z |
Śmiech to zdrowie
Czwartek 26 Luty 2009
Pośmiac się to fajna rzecz. Bo to i zdrowiu pomóc może, i samopoczucie sie potrafi poprawić. Jak chcecie sie pośmiać, to proponuje wejśc na stronę ZG PeZetWu. Gwarantuję Wam doskonałą zabawę. Wystarczy tylko troche poszperac na stronie.
26.02.2009 19:31
Wyobraź sobie Ryśku,
jakby to było pięknie, tysiąc żrących się okręgów, potem zjazd, wybory władz, ach.... marzenie!!! Wreszcie by to wszystko diabli wzięli! Jak najbardziej jestem ZA likwidacją którejkolwiek pośredniej struktury szanownego PZW.
06.03.2009 20:37
01.03.2009 11:41
Rysiek, przestań, bo nam PZW zablokuje stronę RO. Tak jak bloga od "szrego członka". Z tym że blog już z powrotem działa pod adresem http://www.s...log.interia.pl/
Miejmy już "w pompce" ilość okręgów itp. Jedno jest pewne, póki w PZW rządzi mariaż ubeków z "kowalszczyzną" ryb nie będzie, a coraz większe pieniądze pójdą na marne. Na koniec, będziesz miał 10 łowisk w Polsce z rybami, na które będą kartki jak w komunie. Zapiszesz się rok naprzód, na odcinek G24 na rzece X między godziną 14 a 17, za jedyne 500zł, i będziesz miał prawo złowić 2 ryby na muchę nieobciążoną, wpiszesz je do rejestru, wypuścisz, a potem wypad z łowiska. Potem napiszesz sprawozdanie i oczywiście własnoręcznie ułożony humn pochwalny na cześć prezia okręgu, 13-zgłoskowcem i rymowany, co najmniej 8 wersów. Za 16 wersów dostaniesz 2% zniżki na następne łowienie.
04.03.2009 00:13
Tomciu, mnie towarzysz Eugeniusz to może skoczyc na pukiel, razem z całą Kowalszczyzną. Zauważ pewną prawidłowość. Upadek stowarzyszenia i degrengolada wód, jest trwale związana z pewną grupą, praktycznie niezmienną od lat. Z uporem maniaka, próbuja wmówić wędkarzom, że stowarzyszenie opiera sie o pracę społeczną. Nie dociera do tej grupy prawda oczywista, że członkowie stowarzyszenia maja w głębokim poważaniu całą tą otoczkę. Że na zebrania sprawozdawcze czy sprawozdawczo-wyborcze, jak przyjdzie 5-6% członków, to jest święto lasu i najwyższa pora zapalić świeczkę dziękczynną w najbliższej cerkwi. Że pojęcie praca społeczna ma dwa wymiary. Jeden dla szarego członka i drugi dla członka koteri przywódczej. Facio piszący bloga ma niestety dużo racji. Synekury /łac. sine cura/ to oczywista oczywistość. Zbliża sie kolejny Zjazd Delegatów. Znów będzie beblanie staruszków o zaniedbaniu pracy z młodzieżą. Znów będzie narzekanie na kłusownictwo, bo to wspaniale usprawiedliwia brak ryb w wodach i oddala prawdę oczywistą, że to przede wszystkim nieudolnośc działaczy, doprowadziła do takiego stanu. Zapewne kolejny raz będzie mowa o sukcesach takich jak spec San czy super łowisko karpi w Trzewujewie Dużym. Zapewne kolejny raz Prezes wygłosi płomienna mowę napisaną mu przez wiernego pretorianina. A wstrząśnieći tą mową działacze wrzasną z uciechy i obdarzą mandatem zaufania, towarzysza utrwalacza. Komisja Rewizyjna oczywiście wystąpi z wnioskiem o absolutorium dla ustępującego chwilowo Zarządu a delegaci nieświadomi swej rangi, przyklepią i rozgrzeszą działaczy strzebla krajowego. A potem będzie zasłużony posiłek, bardzo mądre dysputy przejętych troską działaczy i z naładowanymi akumulatorami rozjadą się po kraju głosząc słowo Wielkiego Guru polskiego wędkarstwa. Ciekaw jestem na kogo teraz towarzysz nastojaszczij komunist zwali winę za zaniedbania w pracy z młodzieżą. Rudnika już nie ma, pora znaleźć kolejnego kozła ofiarnego. Zapewne nie rzeknie się słowa o tym, że introdukcja łososia do wód polskich zakończyła się totalną klapą. Że introdukcja jazia i certy to klęska. Że produkcja materiału zarybieniowego, to nadal karp, karp, karp i potem długo nic. Że mamy wędkarstwo dziewiętnastowieczne. Że system organizacyjny może jest i wygodny dla działaczy ale zabójczy dla polskich wód. Kilka lat temu Jacek Jóżwiak na tym RO napisał znamienne słowa. Tak długo jak na czele stowarzyszenia będzie stac kamaryla tzw działaczy społecznych, tak długo będziemy mieli najbardziej siermiężne wędkarstwo w Europie. Dopóki nie zacznie tym rządzić najzwyczajniejszy biznes, dopóki na czele organizacj nie stanie facet z jajami, laptopem i analitycznym umysłem, możemy sobie tylko pomarzyć o wodach w których oprócz cierników, skarlałych krąpi i leszczy, beda pływac inne ryby. Gdy wtedy to pisał, żachnąłem się i oponowałem. Dzisiaj sie kajam i przyznaję mu rację. Czas niestety udowodnił, że to on miał rację. Mówiąc szczerze mnie to wisi, co ta hałastyra jeszcze wymyśli aby trwać. Ja swoje ryby jeszcze złapię. Jeszcze dostanę kopa adrenaliny. Tylko szkoda tych młodych ludzi, którzy by chcieli sie garnąć do wędkarstwa. Co im może obecnie zaoferować towarzysz Genio wraz z Kowalszczyzną? Spec San, dwie glinianki z karpikami i dużo świeżego powietrza. Oraz w ramach bonusa występ Maryli Rodowicz na tle wygietej rybki. A oprócz tego to, że nachodzą się za rybą tak, że im wystarczy na całe życie.
To tak jak w starym kawale, gdy pewien obcokrajowiec z USA, przyjechał do Polski i zapragnął połowić sobie pstrągi. Jak wiadomo gość w dom, Bóg w dom, działacze pewnego Okręgu postanowili dopomóc obcokrajowcowi w spełnieniu tegoż marzenia. Wytypowali najlepszego wędkarza aby był przewodnikiem i hajda na Dunajec. Po całym dniu mordęgi, szczęście dopisało Amerykańcowi i "wytarał" trzydziesto centymetrowego potoka. Zadowoleni działacze zadali pytanie cudzoziemcowi jak mu sie podobało. Facio był gentelmanem i wyraził sie dyplomatycznie, że okolica piękna ale gdyby w Stanach tyle się nachodził, to zapewne złowiłby kilkanaście sporych ryb. Ale tego wyjazdu nie zapomni do końca życia, jeszcze się nigdy tak nie nachodził za rybami. Tak więc Tomku, stary druhu, powinieneś się cieszyć, że w Polsce jeszcze nie ma kompletnej posuchy w rybach. Możesz sobie pojechać na spec San, pomachac batem od Hardy'ego czy Batsona, przebywać w ekskluzywnym towarzychu i miec wrażenie, że z wędkarstwem w Polsce wcale nie jest tak źle. Niestety to tylko wrażenie.
PS. Chyba pojadę na Drawę Miśki może czekają na mnie.
Pozdrawiam
12.03.2009 20:52
Pięknie pięknie. Tak, tak Siejakowski. Nudzimy sie co ?I sypiemy ponownie piach w pędzące tryby.
Przecież jaką dzięki temu trzeba by posiąć więdzę o opłatach, kontach regulaminach łowisk. Tyle ludzkiej inicjatywy. A kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci i Siejakowski też płaci.
Zdrówka Rychu. Smiechu po pachy.
13.03.2009 10:14
13.03.2009 09:52
Dziadzio Rychu już myslał, żeś się na tym Sanie kompletnie zatracił, zapominając o kumplach i przyjaciołach. Ostatnio to nawet widziałem Twoje nogi , które raczyłes przesłac na foto. Nogi niczego sobie, niestety przy nogach nic nie leżało. Myślałem, że chociaż jakaś dwunożna rybka a la Syrena a tu pustka. Cosik słabiuchno Wojtusiu. Dziadzio Rycho jest nieutulony w żalu. Pozdrawiam Cię serdecznie.
06.03.2009 19:19
06.03.2009 20:28
Tomek mnie wyrzucił poza nawias bo byłem działaczem, bo chciałem coś zmienić, ale mi się nie udało, ale przynajmniej próbowałem a nie stałem z boku i kibicowałem. Tak najłatwiej . Przynajmniej poznałem swoje błędy. Wcale się tego nie wstydzę, nie ukradłem ani grosza a tylko dołożyłem ale trudno, o to jestem teraz bogatszy w doświadczenia.
09.03.2009 13:38
Krzysztof Jastrzębski <krzysz007UKRYTY@FILTRSPAMUo2.USUNpl>
09.03.2009 10:00
Duży Okręg nie musi być wcale lepszy. Czy może lepszy jest Mazowiecki Okręg od Okręgu w Zamościu lub w Krośnie? Może i lepszy ale chyba w prowadzeniu odłowów sieciowych. Kpienie ze zbliżenia ośrodków decyzyjnych od szeregowego wędkarza to kpienie także z niezależnych towarzystw wędkarskich.
10.03.2009 19:33
Powtarzam po raz kolejny i bedę to robił dopóki większość tego nie zrozumie. Losy polskiego wędkarstwa rozstrzygna sie nie na specach, gliniankach z karpiami czy stawkach hodowlanych wielkości większego pokoju. Na takim czymś zrobic przyzwoite łowisko, jest tak samo trudne jak wypicie herbaty z cytryną i cukrem. O poziomie wędkarstwa będą decydować rzeki a właściwie ich zasobność. Jeśli ktoś nie rozumie tej oczywistej prawdy jest kpem i nieukiem. Rzeki zawsze były matecznikiem większości gatunków ryb. Rybne rzeki to rybne jeziora. Jest to tak oczywiste jak dupa anioła. Gdy czytam wywody różnych speców od ściemniania, to mnie cholera bierze. I tu kryje się odpowiedź na pytanie o wielkość Okręgów. Małe Okręgi to małe możliwości, i te ludzkie, i te finansowe. Znam Okręgi posiadające potężny potencjał w postaci dużej ilości wód. Można by powiedzieć, że powinny sobie spokojnie poradzić. Nic bardziej mylnego, jeśli weźmie sie pod uwagę, że ilość członków tychże Okręgów jest zbyt mała aby utrzymać te wody. Obecny system z nieznanych dla mnie przyczyn, preferuje Okręgi małe i ubogie w wody. W takich Okręgach zrobić to czy inne łowisko to bułka z masłem. Wystarczy zrobic prosty test, przeliczając ilość członków danego Okręgu na ilość wód w Okręgu. Im niższa wartośc tego wskaźnika tym większe problemy i finansowe i organizacyjne. Pokaż mi mały Okręg, który jest w stanie prowadzic racjonalna gospodarkę na dużej rzece przepływającej przez ten Okręg. Nie wydoli. Do czego doprowadziło rozdrobnienie Okręgów najlepiej widac na przykładzie Torunia i Bydgoszczy. To sa prawdziwe jaja w biały dzień. Te dwa Okręgi napierdzielały się między soba o Wisłę. Jaki skutek? Tragiczny. Wywindowały koszty zarybień na poziom jakiego nie były w stanie spełnić. Proponuję popatrzeć na tabelę opłat na zarybianie i ochronę wód w poszczególnych Okręgach i tam łatwo znaleźć odpowiedź, do czego prowadzi głupota i ambicja działaczy. Aby prowadzić mądrą i skuteczną polityke na rzekach, trzeba mieć troche poukładane w głowie. Tu nie tylko liczy się wielkośc zarybień. O wiele ważniejszym jest ewidencjonowanie i ochrona, tarlisk i zimowisk. Jedno porządne tarlisko daje o wiele lepsze rezultaty niż zarybianie narybkiem, często obarczonym wieloma chorobami. To musi być bardzo skoordynowana działalność a nie działanie akcyjne. To program na cały czas istnienia stowarzyszenia. Nie ma koordynatora takiego działania. Każdy robi to tak jak potrafi i robi przeważnie źle, bo widzi tylko swój wycinek wielkiej rzeki, nie widząc całej złożoności tego organizmu. Sąsiadujące Okręgi przez które przepływa duża rzeka, patrzą na sąsiada jak na intruza i głęboko gdzieś mają nawiązanie współpracy. Dlatego będę sie nabijał ze złotoustych kaznodziei, piszących peany o urokach małych Okręgów. Dla mnie może istnieć mały Okręg. Kalafiorem mi to wisi. Jest jednakże jeden warunek istnienia takiego Okręgu, musi być wpleciony w cały system celów stowarzyszenia a nie żyć w swoim grajdole. Wystarczy poczytać Statut stowarzyszenia i tam są zdefiniowane cele stowarzyszenia a zwłaszcza rozdział II par. 6 i 7.
Krzysztof Jastrzębski <krzysz007UKRYTY@FILTRSPAMU02.USUNpl>
18.03.2009 09:00
Wypowiadając się na portalu PZW na temat liczby okręgów, Jerzy Kowalski napisał, że nie jest pewien czy, paradoksalnie, lepszego efektu nie przyniosłoby podzielenie wielkich okręgów na mniejsze, niż działania odwrotne, czy też niż pozostawienie takich dysproporcji w wielkości i liczebności okręgów jak jest obecnie. Zdaniem J. Kowalskiego brak jest przesłanek do dostosowania struktury PZW do podziału związanego z administracją wojewódzką. Niewiele bowiem zależy od administracji szczebla wojewódzkiego. W stosunku do statutowej działalności PZW istotne uprawnienia posiadają samorządy powiatowe powołujące SSR i wydające karty wędkarskie. Ponadto gminy i powiaty realizują zadania z zakresu oświaty i wychowania, planowania przestrzennego, ochrony środowiska, gospodarki wodno-ściekowej i oczyszczania.
W dyskusji nad wielkością okręgów PZW chyba do tej pory tych argumentów nikt wcześniej nie przywoływał.
W artykule "Śmiech to zdrowie" niemądrze próbowałeś Kolego zakpić z J. Kowalskiego pisząc, że idąc tym tokiem myślenia można by było przekształcić koła PZW w okręgi, tak by były one w każdej gminie. Drwiąc dalej, pisałeś jak to wtedy będzie pięknie. Ilu wówczas będzie prezesów, dyrektorów biur, skarbników, przewodniczących Sądów Koleżeńskich i rzeczników dyscyplinarnych. Prawie każdy członek piastować będzie jakąś funkcję. Wzrośnie aktywność społeczna. Każdy mógłby oczekiwać odznaczenia Odznaką Srebrną czy z rogami.
Kolegi "przemyślenia" nie mają charakteru konstruktywnych propozycji w dyskusji, a cechuje je jedynie złośliwość. W dodatku brak w nich logiki oraz wykazuje Kolega brak podstawowej wiedzy o PZW.
Gdyby każde koło przekształcić w okręg - czego J. Kowalski wcale nie postuluje - to liczba prezesów, skarbników, przewodniczących Sądów Koleżeńskich i rzeczników dyscyplinarnych nie zwiększyłaby się nawet o jednego. Zamiast prezesa koła byłby prezes okręgu, zamiast skarbnika koła byłby skarbnik okręgu itd. Tak więc o ile Kolega myśli, że będzie pięknie przy tak dużej liczbie prezesów i innych osób funkcyjnych, to tak już jest obecnie. Może Kolega cieszyć się już teraz!
Niestety jest też dla Kolegi i zła wiadomość. W PZW ilość przyznawanych odznaczeń jest limitowana i wynosi, o ile dobrze pamiętam, 2,5 promila ilości członków - tj. 1 odznaczenie na 400 członków. Aby prawie każdy je otrzymał trzeba będzie jednak trochę uzbroić się w cierpliwość. Natomiast w PZW nie przyznaje się odznak z rogami. Te wyróżnienia można nabyć w innym trybie.
W kolejnej swej wypowiedzi "Ile razy można powtarzać" przedstawił Kolega piękny wykład na temat prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej w okręgach z uwzględnionieniem ich wielkości oraz z położeniem szczególnego akcentu na gospodarkę na dużych rzekach. Kolegi wywody na ten temat powinny znaleźć miejsce w podręcznikach rybackich. Przedstawiona teza o poziomie i uzależnienia całego polskiego wędkarstwa od rzek, brzmi niczym przemówienie jakiegoś Wielkiego Prezesa na Zjeździe.
Wielkie słowa nie zastąpią rzeczowych argumentów.
Kolego. Przejęcie obwodów rybackich, obecnie dokonuje się na podstawie konkursów ofert. Do konkursów mogą stawać nie tylko okręgi PZW ale także i inne podmioty, np. spółdzielnie rybackie. Decydujące znaczenie ma deklarowana wielkość nakładów na zarybienia. To nie konkurencja tylko między okręgami windowała deklarowane kwoty zarybień, ale także chęć wygrania przetargów z innymi oferentami. Niebagatelna rolę miały także kalkulacje dotyczące sposobu prowadzenia gospodarki rybacko wędkarskiej, w tym prowadzenia odłowów gospodarczych. Zadeklarowanie wyższych nakładów na zarybienia, samo w sobie nie jest złe. Może w końcu poprawić się rybność wód, w tym także rzek. Jak wiadomo rzeki podzielone są na obwody rybackie. Nie ma obowiązku posiadania w użytkowaniu całej dużej rzeki. Poszczególne obwody mogą z dobrym skutkiem być użytkowane także i przez mniejsze jednostki organizacyjne, czy nawet przez osoby fizyczne. A jak to jest w innych krajach, o wysokiej kulturze wędkarskiej? Czy tam gospodarkę wędkarską np. na rzekach, prowadzą tylko takie molochy jak Mazowiecki Okręg PZW? W polskiej rzeczywistości sprawdziły się i stanowią wzór do naśladowania towarzystwa wędkarskie. To tam właśnie, większość posiadanych środków finansowych przeznaczana jest na zagospodarowanie wód. Innym, chyba jeszcze bardziej dobitnym przykładem oszczędnego gospodarowania finansami przez małe jednostki organizacyjne są koła łowieckie. Liczebność ich członków wynosi po kilkadziesiąt osób. Są jednak w stanie skutecznie gospodarować na posiadanych obwodach. łowieckich.
Kolego! W PZW jednymi z najwyższych opłat za wędkowanie są opłaty pobierane przez Gospodarstwo Rybackie w Suwałkach. Czy Kolega wie kto sprawuję nad nim nadzór?
I na koniec. Nie życzę sobie aby w dyskusji, w stosunku do innych mających odmienne poglądy, stosował Kolega określenia powszechnie uważane za obraźliwe jak: kiep i nieuk.
19.03.2009 10:00
Zadeklarowanie wyższych nakładów na zarybienia, samo w sobie nie jest złe. Może w końcu poprawić się rybność wód, w tym także rzek.
Ilekroć to słyszę, to się łapię za głowę, ile jeszcze osób w tym kraju, bedzie uznawać za prawdę bzdury tylko dlatego, że sa w kółko powtarzane?
Pana tekst to typowy przykład rozmieniania na drobne problemu, uczy nas Pan teoretycznej papierowej struktury PZW w czasach, gdy kazde dziecko wie iż to para mafijna oszukańcza organizacja ubeków itp, co najwyżej z niewielkim odsetkiem naiwnych fascynatów, działczy-hobbystów. A może uczy nas Pan czy zasad przetrgów? Śmiech mnie ogarnia, gdy słyszę te teoryjki, bo praktyka jest inna i wszyscy ją dobrze znamy.
Rysiek Panu zadał bardzo fajne pytanie - bedzie odpowiedź?
Pozdrawiam
19.03.2009 15:49
Masz to jak w banku, że kolega Jastrzębski, odpowiedzi nie udzieli. Znajomość zagadnień związanych ze strukturami stowarzyszenia czy procesami ichtiologicznymi, zwłaszcza w obszarze rozrodu ryb, u kolegi Jastrzębskiego jest znikoma by nie powiedzieć, kompromitująca. Kolega Jastrzębski udziela się czynnie w obszarze tzw sportu wędkarskiego. Sport wędkarski tyle ma wspólnego ze sportem, co wspólnego ze sportem, mają papierosy marki SPORT. Kolega Jastrzębski zapewne doskonale sie orientuje, dlaczego wyniki rywalizacji w obszarze połowu ryb są krótko mówiąc porażające. Na zawodach GP zdarza sie bardzo często, że zawody kończą się złowieniem dwóch bolków poniżej 50 cm i kilku okonków. Ja bym to zaliczył jako niewątpliwy przejaw wysokiej dbałości użytkownika, jakim jest PZW, o powierzone ich opiece wody. Mozna to spuentowac prostym stwierdzeniem, jaki uzytkownik taka i woda. Jaka woda, taki i wynik zawodów. Ku rozwadze kolegi Jastrzębskiego, polecam zaznajomienie się ze strukturami wędkarskimi w UK. Może to i niewiele znaczący szczegół ale w UK nie ma odpowiednika PZW. Nie wiem czy na szczęście czy w konsekwencji maksymy splendid isolation. Nie jest to w końcu istotne. Istotnym jest to, że wody są rybne i zadbane. Jak wiec widać z przytoczonego przykładu, mozna miec rybne wody nie majac PZW czy też jego odpowiednika. Wiecej. Nie maja PZW a maja kilku mistrzów świata w wędkarstwie gruntowym. Zapewne jest to jakiś wybryk natury
15.04.2009 23:12
To prawda, wedkarstwo w UK jest troszke na innym poziomie niz w Polsce. Nie ma PZW, ale jest Agencja Ochrony Srodowiska, ktora bardzo dobrze spełnia swoja rolę. Większosc wód jest w rekach klubów i stowarzyszen i zazwyczaj trudno komuś "z zewnatrz" dostac sie na takie wody i połowic, no chyba, ze zostanie zaproszony przez jakiegos członka. Ale to dotyczy tylko niektórych wód. A ceny sa rózne od przysłowiowego "piątaka" do 200 funtów za dniówke za renomowane łowisko pstragowe. Co ciekawe znalazłem na angielskiej stronie ogłoszenie ( http://www.f...cles/20090402_1 ) - weekend na Sanem za 695 funciaków Ja czesto łowie na zbiornikach retencyjnych skupionych przy wiekszych miastach, gdzie cena waha sie od 10 do 30 funtów za dniówke plus dodatkowo łodka, belly boat itd. Bedąc członkiem PZW przez niemalze 20 lat moge smiało rzec, ze ta instytucja jest naprawde zbedna
.
Pozdrawiam
16.04.2009 00:21
PZW mogłoby być stowarzyszeniem, nie szkodzacym polskim wodom. Niestety jest to tylko pobożne życzenie. Stworzono taką strukturę, która powoduje całkowite rozmydlenie odpowiedzialności. Gdy czyta sie Statut stowarzyszenia to mozna dostac oczopląsu. Niby obszar działania cały kraj a z drugiej strony sobiepaństwo kacyków okregowych. ZG jest do reprezentowania stowarzyszenia na arenie miedzynarodowej a nie potrafi reprezentowac interesów stowarzyszenia w kraju. Okregi mogą byc organizacjami pożytku publicznego a ZG broni sie przed tym jak diabeł święconej wody, gdyż niesie to za soba konsekwencje poddania się zewnętrznej kontroli, szczególnie w obszarze finansowej.
Genezą powstania takiej a nie innej struktury nie powiązanych wzajemnie towarzystw wędkarskich jak w Anglii , jest prawo własności. Świete i niepodważalne. W zasadzie kazda woda czy każdy ciek ma swego właściciela, który o nią odpowiednio dba. Tak zwana własność państwowa w wydaniu polskim, to czyste bezhołowie. RZGW tak sie zna na racjonalnej gospodarce w obszarze ichtiologi jak ksiądz Kleine z Fary zna się się na prokreacji w warunkach nieważkości. Zorganizowane swego czasy tzw konkursy ofert na czasowe użytkowanie wód w ramach obrębów rybackich, wiecej przypominały targi końskie w Skaryszewie niż "przetargi" na wody. Utworzono olbrzymie obręby rybackie, o długości często ponad 100 km na rzekach, co całkowicie wyeliminowało mniejsze podmioty, ewentualnie zainteresowane takim użytkowaniem. Po prostu RZGW nie chciał sie rozdrabniać i zrobił to na łapu capu byle się pozbyc problemu. I tak mamy to co mamy. Instytucję reprezentujacą właściciela czyli RZGW, całkowicie nieprzygotowaną do zarządzania wodami w sferze stricte ichtiologicznej i użytkownika, który nie potrafi sobie poradzić z gospodarka intensywną na użytkowanych wodach. Jednym słowem mariaż alfabetyzmu z nieuctwem.
PS. Przy stawce godzinowej w okolicach 7 funtów, cena za dniówke w wysokości 20 funciaków, nie jest szokujaca dla przeciętnego Angola.
23.04.2009 14:43
20.03.2009 03:41
Dajcie spokόj Krzysztofowi. Jest zaangażowany od dawna, także w ochronę wόd, a to, że ma inne od Waszego zdanie, to jego sprawa. Ja też jako działacz nie ze wszystkim się z Wami zgodzę.
W zawodach raczej nie uczestniczę, chyba że w formie towarzyskiej (nie lubię rywalizacji), ale z ich wynikami bywa lepiej, niż to napisałeś. Ludzie naprawdę potrafią łowić bardzo skutecznie. Tylko rzecz w tym, że samo skuteczne łowienie nie jest dziś powodem do dumy. Dla naszych coraz biedniejszych wόd taka skuteczność raczej jest szkodliwa. To tak, jakby myśliwy strzelał do wszystkiego, co tylko wejdzie pod lufę i chwalił się celnym okiem. A gdzie gospodarka łowiecka?
Myśliwi mają powiedzonko: „kto hoduje, ten poluje”. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy wody były rybiejsze, wędkujących kilkadziesiąt razy mniej, a sprzęt i skuteczność wędkowania znacznie gorsza, rywalizacja „kto więcej złowi” mogła być dobrą formą zabawy - w dodatku zabawy nieszkodliwej dla środowiska. Dziś zdecydowanie najważniejsza jest dobra gospodarka – w tym oszacowanie ile i jakich ryb jest w wodzie i ile ich wolno wyłowić - oraz skuteczna ochrona. Zarybienia zawsze będą tylko uzupełnieniem i nie zastąpą naturalnego tarła np szczupaka czy sandacza.
Doskonałe jest Ryśku przypomnienie Angli – kolebki wędkarstwa. Właśnie! Nasze wędkarstwo tak się ma do angielskiego, jak krόlowa brytyjska do I sekretarza. Niestety, zbyt wiele się na to złożyło. W wędkarstwie tak jak i we wszystkim odczuwamy negatywne skutki peerelu - utraty ciągłości państwowej, braku elit itd. Wyliczać nie muszę, bo to oczywiste.
Tylko jak to zmienić?
Sama krytyka nie wystarczy. Potrzeba większego zaangażowania się ludzi, ktόrzy widzą wędkarstwo inaczej niż gumofilcowe wylawianie czego się tylko da. Potrzeba zdominowania tak myślącymi zarządόw wszystkich szczebli, od zarządu koła po ZG. Tylko co zrobić, kiedy ludziom się nie chce? Swόj czas poświęcają na łowienie (w końcu ich sprawa). Kto więc ma zajmować się wodami?
Tomek pewnie odpisze, że profesjonalnie zarządzająca firma. OK, zgoda, tylko jaki będzie koszt licencji? Bo kilkadziesiąt zł za dniόwkę nie wystarczy. Mnie jako wędkarzowi może być obojętnie kto jest gospodarzem i komu płacę za licencję, abym mόgł wędkować w dobrze zadbanym łowisku. Tylko nie tak wielu jest tych dobrych gospodarzy. Do przetargu o wody mogli stanąć także inni, nie tylko PZW i czy tak wielu chętnych do prowadzenia wędkarskich łowisk się znalazło? Nie, bo to byłoby u nas na granicy opłacalności. Można na palcach te łowiska wyliczyć.
Na wodach dzierżawionych przez PZW możnaby np. zwiększyć liczbę strażnikόw. Zatrudnić dodatkowo w okręgu po kilkadziesiąt osόb - tak, tylu conajmniej by trzeba, aby na wszystkich wodach zapewnić skuteczną, a nie tylko wyrywkową ochronę. Tylko ile by wtedy to kosztowało? A każda podwyżka składki ROCZNEJ tylko o jakieś 10 zł (raptem ze 3 piwa) to powόd do bardzo burzliwych dyskusji. Tak to jest...
Ludzie przyzwyczaili się do darmowego łupienia przyrody, do samego korzystania. Za dwie stόwy wolno łowić przez cały rok, także na wodach sasiednich okręgόw w ramach porozumień i zabrać za te pieniądze dziesiątki kilogramόw ryb. Każda prόba zmiany napotyka na opόr. I dokąd się to nie zmieni, nic się nie zmieni. Niestety...
Andrzej
20.03.2009 16:09
Firma, Andrzeju, jest tańsza niż stowarzyszenie. Oczywiscie, jeśli jest konkurencja i własciciel firmy MUSI kalkulować bardzo dobrze i perspektywicznie.
Jesli u pana Wilka łowienie kosztuje 55zł, to jest mnóstwo wód, w których jest mozliwe tańsze. Ale nie za 2 zł przecież...
Myslenie kategoriami stowarzyszeniowymi, to zaszłość minionej epoki, kiedy było "wspólne i razem".
I jeszcze jeden błąd. Myślenie o każdej wodzie jak o pstrągowym potoku. Uwolnijcie się od tego, bo pstrągarstwo, mimo ze piekne, to tylko mały ułamek wedkarstwa...
21.03.2009 17:07
Pewnie, że pstrągasrtwo i małe rzeczki to całkiem inna bajka niż zaporόwki czy jeziora.
Powtόrzę, mnie jako wędkarzowi może być obojętne kto jest gospodarzem, aby woda była zadbana. A tego nie zapewni się tanim kosztem i nie chodzi o same zarybienia, bo to tylko jeden fragment i wcale nie najważniejszy. Dziś najważniejsza jest ochrona. Skuteczne odpędzenie od wody wszelkich drani.
Policz ilu pracuje ludzi u Wilka na tym niewielkim w końcu odcinku Wisły i pomnόż przez pozostałe hektary czy kilometry wόd. To kosztuje. Na dziś trzeba odzwyczaić lud od darmowego łupienia. Przecież to tak, jakby za opłatą 200 zł rocznie wolno było ścinać sobie drzewa we wszystkich lasach państwowych przez cały rok, byle nie więcej niż np. 4 dziennie. Albo tępić wszelką zwierzynę. Dlaczego ryby mają dalej być traktowane jako dobra niewiele warte i wystawiane na łup chamstwa? Zaszłość postpeerelowska zaszłość.
Andrzej
25.03.2009 22:17
Komercjalizacja mówisz - trochę mi się tu przypomina prywatyzacja wg. tow. Rakowskiego - mogłoby być bardzo podobnie.
Powtόrzę, mnie jako wędkarzowi może być obojętne kto jest gospodarzem, aby woda była zadbana.
Jeżeli ktoś potrafi zrobić to lepiej - niech zrobi. Tylko nikt tego nie zrobi dobrze za darmo. Na razie tłumu chętnych nie widać.
A poza tym co Ci przeszkadza, że gdzieś są ludzie, którym chce się włożyć trochę pracy i serca i zadbać o swoje wody?
Andrzej
26.03.2009 13:03
To mi przeszkadza, że wytwarza taki "schemat kowalszczyzny" że od pracy społecznej ma zalezeć kondycja polskich wód. Bo jak Andrzej T z kolegami zapierniczają cały rok na wysokości lamperii żeby sobie pieć razy w roku złowić rybkę, to wszędzie ma być to normą.
To że wody mają być czyste i rybne napisano w prawie, ale stosowanie tego prawa uzależnia się od tego, czy grupa społeczników będzie to osobiście robić, pilnować, poświęcając wolny czas.
Załóż teraz ze zwykły obywatel, nie wedkarz, przechodzi na emeryturę i kupuje sobie wędkę. Przez 40 lat pracował i płacił podatki na to, żeby mieć na starośc czystą wodę i ryby w wodzie. I co? Ktoś mu bezczelnie mówi: te, masz do zaliczenia egzamin, potem staż kandydacki, potem 20 godzin prac społecznych, a potem bedziesz mógł sobie wybrać 1 dzień na łowienie, z tym że zapisy są miesiąc naprzód. Jak nie , to wy...laj z tą swoją wędką, my tu mamy stowarzyszenie i nie chcemy tu zadnych obcych. No, chyba że za 500zł za dzień, to proszę szanownego pana - bilecik na łowienie do nabycia.
A do tego własnie prowadzi "kowalszczyzna". Do zmuszania ludzi do pracy, tracenia czasu, płacenia za to samo kilkakrotnie.
To jest paranoja.
Te wody są moje twoje i Rysia, wszystkie od kałuży po morze, a w naszym imieniu zarządza tym rząd. Święte prawo własności jest ponad inne prawa.
26.03.2009 16:17
"...zwykły obywatel, nie wedkarz, przechodzi na emeryturę i kupuje sobie wędkę. Przez 40 lat pracował i płacił podatki na to, żeby mieć na starośc czystą wodę i ryby w wodzie. I co? "
Jak to co?
Otrzyma informację o zasadach, jakie obowiązują na tej rzeczce, na której chce mu się łowić. Dowie się, ile wynosi opłata (dzienna, czy inna) jaki jest limit, wymiar itd. I jak jest człowiekiem uczciwym, to się zastosuje, jak nie to niech zgodnie z Twoim cytatem w.... Proste?
A jak mu się nie podoba, niech jedzie tam, gdzie tanio. Tyle jest innych wód...
Tomku, mam dość gadania, narzekania, niekończących się dyskusji. Biadolenia, jak bardzo jest źle, podawania przykładów i szukania usprawiedliwień. Mam dość teoretyzowania, miałem dość czczej gadaniny.
Nie mam wpływu na całość, zajmuję się tym co mogę i staram się robić to dobrze. Dla siebie, dla Kolegów. Jak się komuś nie podoba to........ zgodnie z Twoim cytatem.
Mam także dosyć wrednej, niekoleżeńskiej egoistycznej postawy, która upowszechniła się przez ostanie kilka dekad. Tego wyścigu po rybę, szukania jeszcze nie zadeptanych (już ich nie ma ) miejsc, wyławiania ostatnich ryb, tajniaczenia, kręcenia, cwaniaczenia. Mam dość tego kombinowania w jakim by tu okręgu zapłacić aby zaoszczędzić dwie dychy. Dla mnie to jest takie samo gówniarstwo, jak to, które opisuje Ryszard. Przy okazji ma w tym co pisze wiele racji, ale nie we wszystkim.
Pozdrawiam
Andrzej
p.s.
I jeszcze jedno – weź jako przykład myśliwych, bo to jest najbliższy wzorzec. To też jest hobby polegające na korzystaniu z zasobów przyrody i niemożliwe do realizowania w oderwaniu od dobrej gospodarki. Tam nie ma tak, że ktoś zapłaci i jeździ po całej Polsce i poluje na co się da. Podstawą jest koło i każde ma swój obwód. I jest także obowiązek pracy, nie ma samego tylko korzystania. Daleko nam jeszcze...
26.03.2009 17:15
Nie jest wzorcem z prostej przyczyny. PZŁ to instytucja stricte dochodowa, dajaca SP konkretne i wymierne korzyści. Jest zupełnie inne osadzenie prawne tego Związku. I rzecz najważniejsza, z PZŁ a zwłaszcza jego opiniami liczy sie administracja państwowa. PZW administracja państwowa ma głęboko gdzieś i to PZW sobie skutecznie na taka pozycje zapracowało. PZŁ może byc tylko wzorcem wirtualnym.
27.03.2009 00:38
Jasne, że PZW wypada mizernie w porόwnianiu z PZŁ – rόżnice są ogromne, ale tak być nie musi i nie powinno.
Myślistwo i wędkarstwo to wspόłczesne formy łowiectwa. I jedno i drugie polega na korzystaniu z zasobόw przyrody. I tu jest wspόlny mianownik. Wędkarstwo powinno wzorować się na myślistwie; w szacunku do zwierzyny i w rozumieniu tego, że aby korzystać, trzeba dbać o łowisko. To nie jest tak, jak z korzystaniem z kina czy choćby ze stoku narciarskiego. Na ile dziś nam do tego modelu daleko, to już całkiem inna sprawa... Dbajmy o wody tak, jak myśliwi o swoje łowiska.
Andrzej
Artur Początek <>
28.03.2009 12:30
To byśmy juz całkiem ne mieli nic w wodach ,a do tego jeszcze jeden wedkarz drugiego co jakiś czas "pod wpływem" odsyłał by na "wieczne łowy",juz nie mówiąc o zwykłych ludziach korzystajacych z wód !
Ostatnio nad Wartą dwóch takich "niedojedzonych miesa" wyskoczyło z Land Rovera i zaczeli strzelac do bazantów przy ruchliwej drodze -do tego w MOJĄ STRONĘ -a byłem od nich ok. 200m !!!
Wystrzeliłem petardy,żeby "delikatnie" zwrócic uwagę ,ze tam jestem,ale udawali że mnie tam nie ma !
Wygladali jakby byli w jakims "miesnym amoku" !
Dzwoniłem na Policje ,ale nie wiem czy o cos dało bo w tamtych okolicach no NORMA -strach w nocy siedziec nad rzeką !
30.03.2009 00:06
Jednak w jest zwierzyna w lasach i to dobra gospodarka łowiecka jest normą.
Myśliwy zgłasza każde swoje wyjście w łowisko. U nas wpisanie złowionej ryby w rejestr staje się problemem, jakby przeciętny wędkarz był analfabetą. I nie ma tak, że za jedną opłatą można polować po całej Polsce ile się da, aby więcej.
Przykłady trzeba brać z lepszych.
Pozdrawiam.
Andrzej
p.s.
Dobrze, że zgłosiłeś na policję, ale warto też żądać wyjaśnienia, co dalej z tym zrobiono. Poza tym śrut z 200 m nie jest już groźny.
Artur Poczatek <>
06.04.2009 18:01
I tak sie cieszę ,że zyję bo nie mam wyciętych nerek jak ta dziewczyna z dyskoteki w Białej k. Wielunia !
Szwagier często pomagał na polowaniach i powiedzial ,że nawet w "miesiarskich " Kołach myśliwskich coś takiego NIE MA prawa się zdarzyć !!!
Co do tego porzadku w lasach ,też mozna dyskutować -już dobijałem sarnę ,która męczyła się w rowie 2 DNI z dziurami po 'dewizowym" odstrzale!
Kobiety na polu które w środku dnia "pogoniły" "myśliwych ,którzy zrobili sobie małe safari nieopodal tych kobiet i strzelali "ostrymi" tez mogłyby cos powiedzieć ...
O stadach dzików ,które ze strachu uciekały do wsi POD BLOKI w środku dnia
O "doktorku" który strzela do wszystkiego co się rusza - bo akurat ma nowy przepis na pasztet,a którego inne koło zaprosiło i po takim incydencie szybko wyprosiło !
28.03.2009 23:14
Patrzysz przez pryzmat własnego hobby jaką jest działalność. I niby wszyscy mają mieć to hobby jak ty, pracować społecznie, działać, żeby sobie ryby połowić. Paranoja i kowalszczyzna. Bardzo cię przepraszam, ale to jest szkodliwe dla wód.
Moja droga z SWI i jakakolwiek działalności się rozeszła przez to własnie między innymi, że zamiast lobbować w rządzie, aby wszyscy obywatele mieli prawo korzystania ze swojej własności (za stosowną opłatą), to skupiacie się na społecznym modelu zagospodarowania wód. A jak nie ma grupki zapaleńców, to woda może być jałowa.
Wybacz, ale to jest moim zdaniem ohydne. Najpierw przyroda, rozwiązania globalne, które zapewnią m.in. rybnośc wód. A potem rózne tam kółka zainteresowań.
Szkoda, wielka szkoda, że to wszystko diabli wzięli i nasze wody są gnojem pod uprawę pieczarek - kto se zasadzi, ten se zbierze.
30.03.2009 00:42
Rząd? Sejm? Unia? Krasnoludki?
Jakieś państwowe służby mają dbać „aby wszyscy obywatele mieli prawo korzystania ze swojej własności (za stosowną opłatą)”? Za czyje pieniądze? Podatnika? Żarty się Ciebie trzymają. Rząd chce oszczędzać na policji, wojsku nie mόwiąc o służbie zdrowia, a ty chciałbyś, aby z budżetu finansował dobrą gospodarkę na wodach?
Toż to socjalistyczne myślenie: mnie się należy.
Sejm powinien stworzyć dobre prawo, a administracja państwowa dbać, by było przestrzegane. I tyle.
Z tego prawa wynika, że wody państwowe są oddawane w dzierżawę temu, kto obieca, że będzie spełniał ustalone warunki. A dalej dzierżawca ustala zasady łowienia ryb zgodnie z obowiązującym go operatem rybackim i umową dzierżawną. I nieważne, czy tym dzierżawcą jest ZO PZW, jakieś stowarzyszenie czy osoba prywatna. Czy to tak trudno zrozumieć? Ilu dzierżawcόw, tyle może być sposobόw korzystania z wody przez wędkarzy. Nie może by tak, że sobie zapłacę i będę łowił gdzie chcę, to jest podejście chore.
Owszem, i ustawa jest przestarzała, i kontrola dzierżawcόw kulawa i to musi się zmienić. Ale nie jest możliwe powszechne łowienie wszędzie za jakąś tam licencją kupioną byle gdzie, w sklepie czy nas stacji benzynowej. Za mało wόd za wielu chętnych.
Nikt nie musi też sobie brudzić rączek żadną pracą, skoro nie chce i nie lubi. Wystarczy, że spełni ustalone warunki, czyli zapłaci ile dzierżawca żąda i przestrzega ustalonych reguł. I tyle.
Niestety, chore jest to, że ciągle jeszcze brak odwagi, aby okręgi na dzierżawionych przez siebie wodach wprowadziły zasady wędkowania dostosowane do możliwości wόd (czyli ostrzejsze limity) i zatrudniły więcej strażnikόw (czyli odważyły się podwyższyć opłatę). Jak ktoś odważy się wprowadzić np limit roczny szczupaka na swojej wodzie np. 10 szt i jeszcze limit wyjść na wodę pstrągową albo urealni opłaty (i np obecna upoważni do 10 wyjść na wodę zamiast całego sezonu) to się dopiero wrzask podniesie. Więc lepiej gdy ktoś zrobi coś podobnego lokalnie zostawiając badzieiwiakom część wόd na pożarcie pod powszechne łupienie, niż jeżeli nie zrobi niczego i zostawi wszysko jak dotąd, bo przecież w Polsce nic się zrobić nie da. Lepiej mieć ileś tam łowisk zadbanych niż powszechną nędzę, bo i wędkować jest gdzie i przykład pozytywny, że można. Czy to tak trudno pojąć?
Andrzej
p.s.
Co lubie, a czego nie lubię to już zupełnie moja sprawa i nikomu nic do tego.
30.03.2009 10:18
A kto ma o te wody zadbać? Rząd? Sejm? Unia? Krasnoludki?
Jakieś państwowe służby mają dbać „aby wszyscy obywatele mieli prawo korzystania ze swojej własności (za stosowną opłatą)”? Za czyje pieniądze? Podatnika? Żarty się Ciebie trzymają.
Nie, z pewnością to wędkarze zrzeszenie w stowarzyszeniu są jedynymi, którzy mogą i powinni, na zasadzie najlepiej pospolitego ruszenia, rzucić się w wit pracy. Bo mają taki obowiazek, chęci i mnóstwo czasu, bo jak się jeździ na ryby 50 razy w roku to najlepiej by było tym cwaniakom zabrać tą mozliwość tak, aby połowę czasu musieli pracować. Wtedy ograniczy się tą straszliwą presję wędkarską, bo to jedyne wyjście by były ryby. I jeszcze parę zakazów. Najlepiej żeby wędkarstwo uprawiało w Polsce 50tys ludzi i anie 500 tys. Wtedy mozna będzie brać kasę i nawet nie zarybiać. To ty liczysz na krasnoludki...
Oczywiście, instytucje państwowe nie mogą kontrolować nic, nie mogą zwiekszyć straży itp. bo nie biorą żadnych pieniędzy za dzierżawę, nic nie uzyskują z mandatów, nie istnieją fundusze na poprawę stanu środowiska itd.
Oczywiście, dzierżawcy nie biorą pieniędzy za wedkowanie.
Nie może by tak, że sobie zapłacę i będę łowił gdzie chcę, to jest podejście chore.
No pewnie. Nam wedkarzom zalezy na tym, aby wszystko było tak skonstruowane, abysmy mieli jak najtrudniejszy dostęp do wody. To, ze jadę na urlop nad jakieś jeziora i chcę zamoczyć wędkę, jest chore. Wszelkie pomysły zmiany prawa tak, by wędkarstwo było preferowaną formą korzystania z wód jest chore. I wedkarz to napisał, ech....
Za mało wόd za wielu chętnych.
Nie masz racji. Za mało dobrze zagospodarowanych wód, za mało ryb na tylu chętnych. Jeśli działacze zamiast ratować siurki zajeliby się lobbowaniem, zmianą prawa, mwechanizmami egzekucji tego prawa tak, aby to było skuteczne, mielibysmy 100 razy więcej wód z rybami. Albo 1000 razy. I wędkarze, szukając ryb i samotności się tak rozlezą p tych wodach, że dzierżawcy będą się cieszyć każdą sprzedaną licencją. I nie będą liczyć na to, ze ktoś aby połowić, przyjdzie pomost naprawiać ))))
Nikt nie musi też sobie brudzić rączek żadną pracą, skoro nie chce i nie lubi. Wystarczy, że spełni ustalone warunki, czyli zapłaci ile dzierżawca żąda i przestrzega ustalonych reguł. I tyle.
To przeczy wczesniejszym twoim twierdzeniom, przeczy kowalszczyźnie, więc jednak, Andrzeju, jesteś z nami ))))
Więc lepiej gdy ktoś zrobi coś podobnego lokalnie zostawiając badzieiwiakom część wόd na pożarcie pod powszechne łupienie, niż jeżeli nie zrobi niczego i zostawi wszysko jak dotąd, bo przecież w Polsce nic się zrobić nie da. Lepiej mieć ileś tam łowisk zadbanych niż powszechną nędzę, bo i wędkować jest gdzie i przykład pozytywny, że można. Czy to tak trudno pojąć?
Dla kogoś, komu jest droga cała przyroda, wędkuje w róznych częściach kraju, podziwia nie tylko najbliższy siurek czy kałuże, takie gadanie otwiera nóż w kieszeni. Wody na pożarcie... Fuj!
Lepiej żeby wszystko walnęło, niż utrzymywać kilka łowisk dających ułudę rybnych 200 tys ha wód w kraju. Tylko pretekst to zasłaniania się PZW przed krytyką, pretekst do zrzucania odpowiedzialności i ciągłej sciemy.
Pozdrawiam gorąco
31.03.2009 20:43
25.03.2009 15:58
Mówiłem o zaszłościach w "myśleniu".
Myślenie że "komuś się bedzie chciało", "kiedy zaangazowani przejmą zarządy", "zmiany muszą być ewolucyjne a nie rewolucyjne" - to jest myslenie kategoriami PRL-u.
Wypadałoby przyjąc do wiadomości, że nikomu się nie chce, że nikt nie ma czasu, że nikt nie chce się pchać w zarządzanie PZW, że jedyne wyjście to pełna komercjalizacja i to zdecydowana, szybka, skuteczna.
Inaczej, wody będą dalej bez ryb. Małe wyjątki tylko potwierdzają regułę. Wypada skończyć z utopią, że się wędkarze wezmą za działalność i liczyć na to, mówić o tym że kiedyś tak musi być. To jest część kowalszczyzny, o której pisze Ryszard. To sianie teorii, ułudy, ze kiedyś będzie lepiej.
20.03.2009 18:40
Róznić sie nie jest czymś negatywnym. Postrzeganie tego czy innego problemu w rózny sposób, na szczęście jest czyms normalnym. Powiedziałbym, że wręcz wskazanym. Za czasów Bieruta, Gomułki czy Gierka, próbowano nam wyperswadować odmienność zdań. Jaki był skutek końcowy, wiemy wszyscy. Teraz towarzysze z ZG PZW próbuja nam wmówić, że tylko oni posiedli wiedzę tajemną, jak ma działac stowarzyszenie i jak prawidłowo użytkować wody oddane pieczy PZW. Jaki jest skutek takiego trybu myślenia, widać gołym okiem. Gdyby rozpisano dzisiaj ankietę, jak oceniasz władze stowarzyszenia i zasobnośc wód na których prowadzi działalność PZW, to obawiam się Andrzeju, że wynik tej ankiety byłby przerażajacy. Gdyby mi nie zależało, na jakości wód, to dawno dałbym sobie spokój. Olałbym tych wszystkich Grabowskich, Nyków, Kowalskich, wychodząc z założenia, że predzej czy poźniej i tak sie to towarzycho wzajemnej adoracji pozagryza. Nie można byc jednak obojetnym na to co się wyczynia. Nie można byc obojętnym na to, że dominuja w stowarzyszeniu teorie takie same jak za czasów towarzysza Grochala. Chociaz nalezy oddać towarzyszowi Grochalowi jedno. Tamten poziom zasobności wód a dzisiejszy to niebo i ziemia. Zastanawia, że nawet ten socjalistyczny poziom postrzegania problemów ichtiologicznych był o niebo wyższy, niz to co teraz reprezentuje papudractwo made in PZW.
Drogi Andrzeju, jeśli nie można zdopingować członków stowarzyszenia do pracy na rzecz, to nie nalezy tego robic na siłe. Próbowano na siłę utrzymac socjalizm w Polsce i zobacz jaka się przydarzyła piękna katastrofa. Teraz to towarzycho serwuje nam dokładnie to samo. Próbuje się na siłe utrzymać model stowarzyszenia, którego się po prostu nie da utrzymać. Amatorszczyzna w wykonaniu Grabowskich, Kowalskich czy Nyków śmieszy. Dorabianie teori, rozbawia do łez. To klasyczny przykład kołtuństwa, podobnego do tego, który spowodował upadek państwowosci Polski w XVIII wieku. Zebrania sprawozdawcze czy sprawozdawczo-wyborcze, dobitnie pokazują, jaki jest stosunek szeregowego członka do władz stowarzyszenia czy do komunałów wypowiadanych na tych zebraniach. Członkowie mają to Andrzeju po prostu głeboko w ..... Tak zwana "problematyka" tych zebrań jest niezmienna od dwudziestu lat. Jak nie stanowczy protest matuzalemów na zakaz połowu na żywca, to "konstruktywny" wniosek o przywrócenie podrywki. Zygać sie na to chce. Czy to jest Andrzeju wędkarstwo XXI wieku? To jest Andrzeju ciemnogród i analfabetyzm wtórny. Jak długo jeszcze, mamy byc zapyziałym miejscem na mapie Europy. Jak długo jeszcze mieszkańcy Europy, bedą sobie z nas kpić. Jak długo jeszcze tzw wyjazdy wspólne na ryby, organizowane przez Koła czy Okregi, bedą pretekstem do alkoholowych upojeń. Polskie wędkarstwo odarte z otoczki hobby, to obraz nędzy i rozpaczy. I ten właśnie styl pojmowania wędkarstwa jest utrwalany przez dożywotnich działaczy PZW. Postawienie na tzw masowość i powszechność, jest przyczyna degeneracji zarówno członków stowarzyszenia jak, przede wszystkim władz stowarzyszenia. Miernota i nieuctwo, obojętność i prostactwo, cynizm i chciejstwo. To praktycznie standard każdego działacza. Zapewne zaraz się odezwa głosy oburzenia, że nie wszyscy, że My to oczywiście nie, tylko oni. To nie zmienia postaci rzeczy Andrzeju. Zdecydowana większość ma właśnie te cechy i nie zmieni tego obrazu garstka zapaleńców odstawiajacych kawał dobrej roboty, w tym czy innym miejscu Polski. Jak słyszę komunały typu "Małe Ojczyzny", to mnie krew zalewa. Andrzeju, wedkarstwo jest na terenie całej Polski. Tak mówi Statut. PZW działa na terenie RP. Tak mówi Statut. A jesli to podważamy, to rozpirzyć to wszystko na cztery wiatry i stworzyc Niezależne Towarzystwa Wędkarskie. Nie można tworzyć enklaw, gdzie zasobność wody jest duża, kosztem innych. Osobowość prawna Okregu, nie zwalnia z obligatoryjnej przynależności do stowarzyszenia o zasięgu krajowym. Osobowość prawna nie zwalnia z odpowiedzialności za wszystkie wody powierzone PZW od Skarbu Państwa. Dobrze wiesz Andrzeju, ze tzw konkursy ofert w sprawie użytkowania wód, to była jedna wielka ściema. Na rzekach, poza nielicznymi przypadkami, praktycznie nie było konkurencji. Przyczyna była prosta, takiego stanu rzeczy. To były zbyt duże obręby rybackie aby pojawiła się zdrowa konkurencja. Totalna głupota było przelicytowywanie się konkurencyjnych Okregów, które w niektórych przypadkach doprowadziło do drastycznego wzrosy składki na zarybianie. pół biedy, gdyby było proste przełożenie, wiecej siana, wiecej ryb. Niestety nie ma i pewnie mieć nie bedzie. To zbyt złozony organizm, aby mozna było na stosunkowo krótkim odcinku rzeki stworzyć cos pozytywnego a na pozostałych pozostawic taki stan jaki jest. Migracja ryb, potrafi zaskopczyć niejednego ichtiologa. Klasycznym przykładem jest stwierdzenie migracji ryb na przestrzeni set kilometrów. Niestety dzisiaj praktycznie nie stosuje sie znakowania ryb, poza nielicznymi wyjatkami, kiedys robił to PIRŚ. Odnotowany jest przypadek, że ryba znakowana w okolicach Wrocławia, został złowiona na Warcie, powyżej Poznania. Dlatego bedę z uporem maniaka powtarzał rzecz oczywistą. Zasobne w ryby rzeki, to podstawa zasobności wód w Polsce. To także, a może przede wszystkim, o wiele szersza baza genetyczna, poziom zdrowotności i różnorodności gatunkowej.
Pora Andrzeju skończyć z amatorszczyzną, pseudospołeczną pracą, zwykłym nieuctwem i hipokryzją. Wiem, że to będzie boleć, że to będzie kosztować ale innej drogi po prostu nie ma.
21.03.2009 21:05
Nie wiem, czy rzeczywiście rόżnimy się w ocenie? W ocenie pewnie nie. Wody są wyrybione a gospodarka na nich nie jest dostosowana do możliwości środowiska, mόwiąc bardzo delikatnie. To są fakty. I tu potrzebne są dobre rozwiązania ustawowe oraz skuteczne respektowanie prawa. Do tego jeszcze bardzo, bardzo daleko. Musi być skuteczny państwowy nadzόr dzierżawcόw, by powierzone im wody nie były degradowane. Wszystkich dzierżawcόw, w tym PZW także. Do tego daleko.
Masz rację, nie ma miejsca na amatorszczyznę. Od dawna. I z tym się każdy zgodzi. Nie zgodzę się jednak z Tobą, kiedy krytykujesz działania lokalne. Nie rozumiem, co komu przeszkldza, że gdzieś jest lepiej? Nie zgodzę się z myśleniem, że niech to się wszystko zawali, bo może wtedy ktoś to naprawi. Błąd. Nikt nie naprawi. Tak jak zawalenie się peerelowskiej gospodarki wcale nie skutkuje automatycznie powstaniem lepszej – jak to widać po tych dwudziestu latach.
Zresztą, jeżeli chodzi o zagospodarowanie wόd, to wcale nie musi nastąpić totalna klęska, aby nastąpiła poprawa. Ta się sama przez się nie dokona. Może być jednak tak, że gdzieś komuś uda się coś zmienić i będzie to przykład dla innych. Przykład, że można i przykład jak to zrobić. Tu mamy więc inne spojrzenie – mnie cieszy każda poprawa, choćby lokalna.
Piszesz o towarzystwach wędkarskich. Przecież są takie i nikt nie zabrania, by powstawały dalsze. Nikt nie zabrania nikomu w staraniu się o wody i w dobrym ich zagospodarowywaniu. Tylko że to także wymaga i pracy i pieniędzy. Bez tego się nie da. Samo się nie zrobi. I jakoś się ludzie nie bardzo garną do takiej pracy, bo trzeba sporo włożyć, a wynik niekoniecznie będzie zadowalający. Ani się na tym wiele nie zarobi, ani się nie połowi – po co browar, jak ktoś chce się piwa napić? Nich więc ktoś inny to piwo robi.
Nieważne kto będzie gospodarzem, okręg PZW, jakieś towarzystwo czy osoba prywatna, bez odpowiednich środkόw finansowych i bez pracy nie zagospodaruje dobrze wody. A środki uzyskane ze sprzedawanych licencji narzucają koszt tych licencji. Nie da się dobrze i za darmo. Obecne opłaty roczne są śmieszne, powinny upoważniać np do 10 wyjazdόw i do zabrania 2 kg ryby. Dokąd tego się ludziom nie wytłumaczy, będzie jak dotąd. Tylko brak odważnego, by to powiedział.
Piszesz o tematach poruszanych na zebraniach. Nie wiem, jak jest czy jak było u Was, wiem jak to wygląda tam, gdzie w takich zebraniach uczestniczę. Wnioski mam następujące: to co jest niewątpliwie hamulcem, to oglądanie się gospodarza - czyli ZO - na wolę użytkownikόw - czyli wędkarzy - czyli wyborcόw tegoż ZO. Z jednej strony są konieczne jakieś rozwiązania (np ograniczenia połowu albo podwyżka opłat) z drugiej jest ten wędkarz-użytkownik-wyborca ktόry będzie żądał aby było dużo i tanio. I tu jest błąd. ZO jako pełnoprawny gospodarz musi mieć możliwość prowadzenia dobrej gospodarki, a użytkownicy muszą się dostosować. Tu nie może być miejsca na populizm, na zastanawianie się czy np zwolenicy żywca oprotestują zakaz żywcόwki, albo czy gliździarze zgodzą się na uznanie jakiejś rzeczki za wodę gόrską, albo czy wędkarzom spodoba się wprowadzenie limitu rocznego na drapieżniki itp. Niestety, nie tak łatwo to zmienić i ciągle ZO liczą się z gustem tego przysłowiowego gumofilca.
Dobrym wyjściem byłoby, gdyby takie rozwiązania wynikały z zarządzeń instytucji nadrzędnej nad dzierżawcami, czyli np.RZGW, wtedy nie byłoby dyskusji. Ale RZGW musiałoby znać dobrze problematykę zagospodarowywania wόd. Może kiedyś tak będzie, ale do tego jeszcze daleko. Na razie potrafią przyczepić się do tego, że do jakiejś rzeczki wpuszczono podczas zarybień o 1 kg lina za dużo (fakt autentyczny). Tu są potrzebne opinie fachowe a nie samo patrzenie w rubryki.
Na pewno nie rόżnimy się w ocenach, ja jednak wolę zrobić cokolwiek, niechby na małą skalę, niż tylko krytykować, bo z samej krytyki nic pozytywnego nie wynika.
Pozdrawiam
Andrzej
p.s.
Nikogo do niczgo nie przymuszam. Piszę o większym zaangażowaniu, bo tylko wtedy zmieni się PZW, jeżeli ludzie, ktόrym zależy na dobrym zagospodarowaniu wόd, zdominują zarządy wszystkich szczebli. To się samo nie dokona i sama krytyka i wskazywanie palcem nic nie zmieni. Negatywne zjawiska to mają do siebie, że nie znikają poprzez samo ich nazywanie.
25.03.2009 10:58
Andrzeju, takie malutkie porównanie. Wyobraź sobie taką sytuację. Jest firma, która dzierzawi budynek w którym prowadzi swą działaność. Pracownicy sa to lebiegi, które w dupie mają czyjąś własnośc i sukcesywnie ją deprecjonują. Na dodatek jakas grupa meneli, co rusz wpada do budynku i kradnie co lepsze rzeczy. Firma ochroniarska, która powinna sprawowac pieczę nad budynkiem, tez ma to gdzieś. Zarząd firmy zamiast pilnować działalności gospodarczej i reagować na akty wandalizmu dzierżawionego budynku, reklamuje sie w mass mediach jaka to wspaniała i nowoczesna firma. Któregoś dnia prawowity właściciel, widząc co się dzieje, wymówił w trybie natychmiastowym warunki umowy i wystapił do Sądu o rekompensatę z tytułu utraty własności budynku.
Czy ta sytuacja Andrzeju coś Ci przypomina? Czy nie przyjdzie kiedyś czas i prawowity właściciel nie wystąpi do pewnej "firmy" o odszkodowanie?
Piszesz, że sie nie różnimy. Różnimy się Andrzeju i to w sposób zasadniczy. Dla mnie stowarzyszenie, zgodnie ze Statutem, to Związek działający na terenie całego kraju. I taki jest status, stowarzyszenia. Co to oznacza? Oznacza Andrzeju, że widzimy nie tylko koniec własnego nosa ale znacznie szerzej. Kiedys władza ludowa, tez stwarzała miraże. W sklepach za przeproszeniem gówno było a w Pewexach półki się uginały od towarów powszechnego użytku. Nie miało to jednak żadnego przełożenia na rzeczywisty obraz poziomu życia w PRL-u. W stowarzyszeniu jest podobnie. To, że na rzeczce tej czy innej, coś się dzieje pozytywnego nie ma praktycznie żadnego znaczenia. Nie ma znaczenia spec San, nie ma znaczenia ta czy inna glinianka, wypełniona po brzegi karpiami. Znaczenie ma to, że główne rzeki w Polsce, to cieki, w których naruszono stado podstawowe i nie maja możliwości odbudowy normalnego stanu. Znaczenie ma to, że zdecydowana większość wód stojących nie jest w stanie wygenerowac prostej reprodukcji a na dodatek ciagle jest poddawana presji wędkarskiej. Andrzeju, to juz nie jest głupota, to jest najzwyczajniejsze świnstwo. Dam Ci klasyczny przykład tępoty w wykonaniu PZW. Kiedyś przegrodzono Wartę zbiornikiem zaporowym w Jeziorsku. Gdyby dokonac rachunku strat i zysków, to zapewne wyrządzone straty wielokrotnie przewyższają zyski. Na tej inwestycji zarobili tzw "melioranci" i kilkuset rolników z rejonu Sieradza i Konina, którym Warta na wiosnę, podczas okresowych wezbrań, podtapiała łąki. Szkopuł w tym, że ci rolnicy gospodarowali na polderach warcianych, które kiedys jakis porąbany urzędas, uznał za tereny zdatne do zabudowy. Stało się, nie ma co rwać włosy z głowy. Jest jednak pewien pikantny szczególik tej sprawy. Wokół Jeziorska, krótko mówiąc jest wielki smród. Napierniczają się o Jeziorsko dwa Okręgi, poznański i sieradzki. Z tyłu czai sie Okręg łódzki, który najchętniej dokonał by aneksji tej wody. I tak od kilkunastu lat smród jak był tak jest. RZGW zachowuje sie tak jak się zachowuje i raczej bierze strone Okręgu poznańskiego, w końcu ma siedzibę w Poznaniu i koszula bliższa ciału. To wszystko to jednak tylko wstęp, do sprawy znacznie poważniejszej. Zbiornik przegrodził naturalne trasy migracyjne ryb. Jest jeden użytkownik zarówno Warty jak i Jeziorska. Nazywa się PZW. Logicznym by się wydawało, że jeden użytkownik zarówno akwenu jak i cieku, powinien zadbać o zminimalizowanie strat na skutek przegrodzenia rzeki. Niestety, tak sie może tylko wydawać a logika nie jest najsilniejszym elementem włodarzy PZW. Często zastanawiam się czy takie pojęcie jak logika, jest znane działaczom PZW. Przez ostatnie kilka lat, eksploatowano Jeziorsko tak skutecznie, że dzisiaj wymaga gruntownych działań naprawczych. Gdy jeszcze na to nałozyć animozje pomiedzy okręgami i całkowity brak działań ze strony ZG PZW, to mozna to potraktowac jako rzeczywisty wizerunek obecnego stowarzyszenia. Piszesz Andrzeju, że właściwa gospodarka, która powinna doprowadzic do znaczącej poprawy rybostanu, wymaga wielokrotnego zwiększenia nakładów. Nie jestem do tego przekonany, bo w PZW mozna utopic każde pieniądze a efekty będa takie jakie są. Paradoksem jest to, że to własnie dziadygi z ZG i Okręgów, są największymi zwolennikami zarówno masowości jak i taniości opłat. Zawsze jest to akcentowane, że nie można zamykać drogi do uprawiania hobby osobom niezbyt zasobnym w finanse, przewaznie starszym. Paradoksem Andrzeju jest to, że renciści i emeryci, moga liczyc na znaczącą obnizkę we wnoszonych opłatach po spełnieniu pewnych wymogów. I paradoksem Andrzeju jest to, że to własnie ta grupa wędkarzy jest największym zagrożeniem dla stanu pogłowia ryb, gdyż traktuje wędkarstwo jako sposób na uzupełnienie spiżarni. Promujemy Andrzeju wędkarstwo zapyziałe i szkodliwe dla natury. Promujemy największych eksloatatorów naszych wód poprzez obniżke kosztów. To jest jakas paranoja. I dlatego zawsze będę przeciwny takiemu pojmowaniu wędkarstwa. I bedę wrogiem numer 1 dla ludzi kreujacych takie wędkarstwo. Andrzeju, ja sie nie zapisywałem do stowarzyszenia, działającego w Pcimiu Dolnym czy Dupiejewie Górnym. Zapisywałem sie do stowarzyszenia działającego na terenie całego kraju. I biore na siebie odpowiedzialność za stan pogłowia ryb zarówno na Warcie jak i na Wiśle. Zwolennicy małych Okregów nie biora tej odpowiedzialności, zakopani we własnym grajdole, nie widzacy nic poza czubkiem własnego nosa. I to jest Andrzeju zasadnicza rzecz, która nas różni. Ja chce ochronic rzeki i jeziora aby mój wnuk tez mógł kiedys uprawiac wędkarstwo, nawet kosztem ograniczeń, które bedę musiał na siebie przyjąć. Działacze, obecnie sprawujący władzę w stowarzyszeniu maja inne zmartwienia. Doskonale wiedzą, że ich sprzymierzeńcem są właśnie osoby przeważnie starsze. Dlatego z takim uporem preferuja tą grupę, kosztem pozostałych wędkarzy. Z jakim skutkiem, widac to doskonale. Nie jestem przeciwnikiem osób mniej zasobnych finansowo czy starszych. Sam nie jestem człowiekiem młodym. Jeśli kogos nie stac na uprawianie wędkarstwa w pełnym zakresie to musi pogodzić się z ograniczeniami. Zadaje proste pytanie. Czy przeciętny emeryt, kupujacy u Tiffany'ego dostaje na dzień dobry bonus? Mało prawdopodobne. PZW jest tak bogatym stowarzyszeniem, że go na to stać. I juz na zakończenie. Pierwsza rzecz, to szachrajstwa w wykonaniu władz stowarzyszenia. Opłaty wnoszone przez wędkarzy, można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to opłaty wnoszone na działalność stowarzyszenia i tu kłania się tzw opłata członkowska. Druga to opłaty na zarybianie i ochronę wód. Oraz trzecia grupa to pozostałe opłaty, typu dodatkowa opłata za spinning, za łowienie z łódki i inne co wymyslą działacze regionalni. Wytłumacz mi Andrzeju, dlaczego z tych trzech grup opłat finasowana jest stricte działalność administracyjna stowarzyszenia? Dlaczego z opłat na zarybianie i ochronę wód, opłaca się skarbników Kół. Dlaczego opłaty pozostałe, przeważnie lądują w kieszeniach czy to pracowników etatowych czy to działaczy.
Druga to bezsens istnienia zarówno ZG jak i konieczność istnienia takiego tworu jak Zjazd Delegatów Krajowych. ZG praktycznie nie koordynuje działalności stowarzyszenia. Jest tworem fikcyjnym, kosztującym członków stowarzyszenia nie mniej niz około 4,5 mln złotych rocznie. Krajowy Zjazd Delegatów jest socjalistycznym przezytkiem, nie mającym żadnego wpływu na działalność stowarzyszenia. Gdyby prześledzić historię kolejnych Zjazdów, to mozna wysnuc jeden wniosek zasadniczy. Praktycznie nie realizowane są Uchwały Zjazdu Delegatów i ZG zawsze otrzymuje absolutorium, mimo braku realizacji Uchwał. To kpina w żywe oczy.
Drogi Andrzeju. Jeden Delegat, przypada na około 5000 członków stowarzyszenia. Oznacza to, że reprezentuje co najmniej kilka kół. Jeszcze sie nie zetknąłem z takim przypadkiem, aby wybrany Delegat, nawiązywał kontakt z innymi Kołami, celem skoordynowania celów i postulatów. To jest Andrzejku fikcja w najczystszej postaci. Fikcja która ma zatwierdzać nieudolność i amatorszczyznę na kolejnym Zjeździe.
Nieszczęście polskiego wędkarstwa polega na tym, że PZW zmonopolizowało ten obszar rozrywki. Dyktując niskie ceny i iluzję wedkowania, jest bezkonkurencyjne na rynku. Jednakże iluzją jest i to, że jest to tanie hobby. Nic bardziej mylnego. Płacić za bezdurno około dwóch setek z pełną gwarancją, że w tych wodach niewiele mozna złowić, to jest sztuka. Może wreszcie do wędkarzy dotrze ta oczywista prawda, że lepiej zapłacic te dwie setki na wodzie komercyjnej, pojechac tam pięć razy w roku i nałowić się do bólu. Monopol PZW to kiła. Rozwija sie podstępnie a potem na leczenie jest już za późno.
25.03.2009 20:56
Napisałeś długaśny elaborat – zazdroszczę, bo nie mam tyle czasu. Nawet trudno mi odpowiedzieć na wszystko, bo musiałbym napisać kilka stron. Przepraszam, że odpisze krócej.
Przyznaję, że związek – napiszę z dużej litery – Związek jest ogólnokrajowy i każdemu powinno leżeć na sercu dobro całego Związku. Prawda. Tu się z Tobą całkowicie zgadzam. Każdemu takoż powinno leżeć na sercu dobro wszystkich wód i nie tylko wód – całej naszej przyrody – też prawda. I nie tylko przyrody – całej Polski. A także reszty świata i los głodujących w Afryce czy gdziekolwiek indziej też. I to wszystko prawda. Tylko jak to się dalej ma przekładać na konkrety?
Nie mam wpływu na całość. Nie mam wpływu nawet na to, co się dzieje u nas. W każdym dzienniku telewizyjnym dowiaduję się co najmniej o kilku sprawach, które mnie wkurzają. Więc co? Mam się z tego powodu pochlastać?
Nie mam wpływu nawet na ten wycinek, który nazywa się PZW. Ani na Jeziorsko, ani na inne wody innych okręgów. Mam pewien wycinkowy fragmentaryczny wpływ na parę spraw. Idąc Twoim tokiem rozumowania, powinienem czekać, aż ogólna sytuacja się poprawi, a już na pewno nie robić niczego pozytywnego, bo to będzie jak ten przykładowy „Pewex”. Bzdura, totalna bzdura.
Nawiasem mówiąc, weszliśmy w inną formę ustroju i zamiast „Pewexów” mamy supermarkety. Cos jak z realizacją hasła: „Kingsajz dla każdego” tylko z taką, jak w finałowej scenie tego genialnego filmu.
Mimo wszystko mam dość słuchania przez dziesiątki lat tego, jak jest źle, i tego, że nic się nie da zrobić. I przykładów rozmaitego draństwa z których nic dalej nie wynika. Tam gdzie mogę zrobić coś pożytecznego, to robię. I tyle. W czyichś oczach niech to będzie czyste frajerstwo - nieważne, na szczęście podobnie myślących jest wielu i coś wspólnie daje się zrobić. A że nie wszędzie? Trudno. Przecież nikomu nikt nie zabrania zrobienia czegoś pożytecznego na innym odcinku, na innej wodzie, na innej rzece. Po prostu nie wyznaję zasady: „im gorzej tym lepiej.”
Może dla Ciebie nie ma znaczenia San, nasze rzeczki czy Roztoczańskie. Ale dla wielu pstrągarzy ma. I to jest ważne, że widać pozytywne skutki. Jest inaczej, skończyło się bezhołowie, przegoniliśmy gliździarzy, przepędzamy cwaniaczków olewających regulaminy, wprowadziliśmy lepsze zasady korzystania z tych rzek zamiast RAPRowego 3 razy 30 cm i są te zasady przestrzegane. Ryb w rzeczkach jest więcej, znowu pojawiły się okazy. Nasze racje zaczynają być szanowane przez meliorantów. I co najważniejsze coraz więcej osób włącza się konkretne działania na rzecz tych rzek. Coraz więcej wędkarzy rozumie, że nie da się tylko korzystać, tylko łowić, trzeba także opiekować się wodami, być gospodarzem i nie zrobią tego jacyś tam „oni”. I nie jest to wszystko propaganda sukcesu.
Pewnie, że tak być powinno na wszystkich wodach. W czym problem? Niech się za te inne wody biorą ci, którzy mają do nich najbliżej. Z przyjemnością o tym poczytam.
Wyliczasz wiele przykładów złej gospodarki. Ja tego nie kwestionuję – ale nie mam na to wpływu. Piszesz pięknie: „ja sie nie zapisywałem do stowarzyszenia, działającego w Pcimiu Dolnym czy Dupiejewie Górnym. Zapisywałem sie do stowarzyszenia działającego na terenie całego kraju. I biore na siebie odpowiedzialność za stan pogłowia ryb zarówno na Warcie jak i na Wiśle. (...) Ja chce ochronic rzeki i jeziora aby mój wnuk tez mógł kiedys uprawiac wędkarstwo, nawet kosztem ograniczeń, które bedę musiał na siebie przyjąć.”
No i pieknie. Powiedziałbym teraz złośliwie: skoro bierzesz odpowiedzialność, to się z tej obietnicy wywiąż. Nie wiem tylko jak chcesz to zrobić, bo łatwo napisać: „biorę odpowiedzialność”.
Wyliczasz rozmaite nieprawidłowości finansowe. A skąd mogę wiedzieć, co jest w jakim okręgu i czy tak rzeczywiście jest? Od tego są odpowiednie Komisje Rewizyjne, a jak nie, to członkowie tych okręgów. Jeżeli wiedzą o nieprawidłowościach, niech zrobią użytek z tej wiedzy – są odpowiednie instytucje od tego typu spraw. Ja jestem w tym naszym jak raczyłeś nazwać grajdole i dbam o to, na co mam wpływ. U nas zarybianie jest prawidłowe i środki przeznaczone na ten cel tam właśnie idą.
Tak jak napisałem - właściwa gospodarka powinna doprowadzić do znaczącej poprawy rybostanu, wymaga wielokrotnego zwiększenia nakładów. Sam dalej piszesz, że jesteś przeciwny obniżce kosztów i wykazujesz ten paradoks. I z tym się całkowicie zgadzam, pisałem o tym wielokrotnie. Gdzie tu widzisz różnice? Zgadzam się także z Twoją krytyką ZG – tylko co z tym dążeniem, aby ktoś ogarnął całość nie tylko ten czy inny jak nazwałęś grajdołek? Tu by się jakiś ZG przydał, choćby po to, aby reprezentował nasze interesy wobec tego czy innego ministerstwa, Sejmu itd. I aby ogarniał te całość dotyczącą polskiego wędkarstwa. Zgadzam się z Tobą, że obecny ZG z tej roli się nie wywiązuje a przynajmniej nie widać pozytywnych tego efektów. Tkwimy w miejscu jak 20 lat temu.
A co do wstępu i opisu sytuacji „firmy” to można by wskazać takich wiele. Prawie wszystkie państwowe, z naszym państwem jako sztandarowym przykładem na czele i co tu szukać daleko? Jaki więc wniosek? Skoro gdzieś jest źle, to wszędzie jest źle? Więc póki jest źle nie warto się wysilać, trzeba czekać aż się naprawi? Samo? Kto więc ma naprawić? Jakiż to właściciel upomni się o swoje? Tym właścicielem jesteśmy my wszyscy. A jak wszyscy to nikt. Tak to jest postrzegane. Skoro coś wspólne, to każdy drze do siebie co może, ale jak cos trzeba poprawić to ogląda się na innych. I tak nam latka lecą...
Nasi dziadowie mieli całkiem inne podejście...
Andrzej
26.03.2009 02:32
Lepiej nich będzie dobrze w jakimś nawet i niedużym obszarze niż ma być wszędzie źle.
Lepiej gdy jakieś Okręgi dobrze gospodarują, nawet gdy są niewielkie, niż się gdy się dadzą uśrednić i zrόwnać w dόł.
A gdyby to ode mnie zależało, to bym po pierwsze zatrudnił więcej strażnikόw kosztem zwiększenia na ten cel opłat. Zrόżnicował bym opłaty, bo łowienie leszczy nie musi tyle kosztować co łowienie drapieżnikόw. Rygorystycznie bym traktował naruszenia regulaminu: zawieszenie na rok albo wykluczenie. Lepiej mieć mniej członkόw płacących większe opłaty niż tysiące mięsiarzy w tym sporo zalegalizowanych kłusownikόw. I zniόsł bym wszelkie porozumienia międzyokręgowe. Niech każdy płaci tam gdzie łowi. W moim grajdołku byłoby pięknie, a inni albo by się tu zapisali, albo by opłacali licencje, albo by zrobili jeszcze lepiej u siebie. To można zrobić, tylko nie trzeba się oglądać na niezadowolonych – tacy są i będą zawsze.
Andrzej
26.03.2009 11:44
Andrzeju, dokonałes uproszczenia i sprowadziłes dyskusje do poziomu grajdoła. Nigdzie nie napisałem, że te czy inne mniej lub bardziej udane próby dokonania naprawy, sa godne potepienia. Napisałem natomiast to, że nie maja one praktycznie żadnego przeniesienia na kondycję wędkarstwa polskiego rozumianą globalnie. Spec San nie ma żadnego znaczenia. Jest tylko pomnikiem klęski forsowanej opcji rozwoju wędkarstwa. Jest Pewexem w szarzyźnie PRL-u. I tak trzeba na to patrzeć a nie jak by chcieli co poniektórzy jako ewidentny sukces. Taki prymitywny sposób myslenia nazwaliśmy z Tomkiem Kowalszczyzną. Co sie kryje za tym hasłem? Kreowanie chorej i utopijnej wizji taniego wędkarstwa, opartego o masowość i powszechność, zakładając a priori, że wszystko da się zrobić wspólnymi siłami pod światłym przewodem PeZetWu z Grabowskim na czele. Taniego wędkarstwa, hojnie rozdającego ulgi i bonusy, zwłaszcza tym, którzy sa najwiekszą zmorą nowoczesnego spojrzenia na problem. Taniego wędkarstwa opartego o powszechną prace społeczną na rzecz jedynej organizacji, która ma prawo i obowiązek reprezentowac społecznbośc wędkarska w kraju i na świecie. Mam nadzieję, Andrzeju, że nie podciągniesz tego co napisałem powyżej, do słynnego hasła o równych żołądkach. Ja sie tylko po prostu natrząsam z miałkości płytkości takiego myslenia. Mozna by powiedzieć, takie cuda to tylko w Erze. Takie prace "społeczne" sa czasami możliwe, w niewielkich zintegrowanych społecznościach na stosunkowo niewielkim obszarze działania czy wybranych przedsięwzięciach. Znam przypadki nieduzych Kół, gospodarujących na powierzonych ich opiece wodach, gdzie niewielkimi środkami finansowymi i pracy grupy osób, osiągają sukces, odnosząc to do ogólnego poziomu w kraju. Szkopuł w tym Andrzeju, że poziom odniesienia jest tak niski, że to niewielkie zwycięstwo jawi sie jako niewątpliwy sukces. Rzeczywistość natomiast jest taka, że jest to zaledwie prawie normalny stan pogłowia ryb i dotyczy dwóch niewielkich akwenów o powierzchni kilkudziesięciu hektarów. Zapewne napiszesz, a widzisz, mozna gdy się chce. Mylisz się. Nie można. To jest przypadek szczególny, którego wzorce nie da się przenieść. Gross członków PeZetWu jak zapewne wiesz, zamieszkuje duże miasta. Tam nie ma wód, które mozna oddać ich opiece. Najbliższe wody sa często oddalone o dziesiątki kilometrów. Ani Koła ani tym bardziej Oktregi, nie sa zainteresowane czy to wzięciem w opieke czy to oddaniem w opiekę. To jest rzeczywistość. Druga rzeczywistość to fakt zróżnicowania zasobności poszczególnych Okregów w akweny. Na jednym biegunie masz Mazury i Warmię, gdzie ilośc jezior jest ogromna a na drugim takie Okręgi jak łódzki czy katowicki, gdzie wód jak na lekarstwo a członków jak mrówek. Jak to zrobic aby zapewnic równomierny w miare rozwój? Nie da się. Przy takim schemacie organizacyjnym stowarzyszenia sie po prostu nie da. Jak jeszcze na to nałożyc kalkę i tu cytuję Twoje słowa: W moim grajdołku byłoby pięknie, a inni albo by się tu zapisali, albo by opłacali licencje, albo by zrobili jeszcze lepiej u siebie. to dziwnym trafem przypomina mi się słynna fraza z "Wesela" Wyspiańskiego: Niech na całym świecie wojna. Byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna. Mazury, Warmia, okreg gorzowski czy pilski to sa Okregi gdzie metoda Kowalszczyzny ma się tak jak pięść do nosa. Bardzo duzo wód przy bardzo małej liczebnosci członków. To nie lubelszczyzna gdzie wód jak na lekarstwo. To nie Podkarpacie, gdzie sa cztery rzeczki na krzyż i pięć glinianek. To wreszcie tereny gdzie mentalność została przyniesiona czy to z kieleczcyzny czy z terenów Podkarpacia po słynnej akcji "Wisła". To skala problemów niespotykana. Takie Okregi pozostawione same sobie muszą sie deprecjonować. Dalszy ewentualny podział na mniesze jednostki organizacyjne, to śmierć kliniczna. Jest tajemnica poliszynela, że w tych Okregach przynależność do PZW jest symboliczna. Im sie po prostu nie opłaca. Wód dużo, kontroli brak, ryzyko praktycznie minimalne. A jak nie bedzie fartu i ewentualnie złapią co jest tak samo prawdopodobne jak wygrana w Lotka, to Sąd umorzy ze wzgledu na małą szkodliwość czynu i uwarunkowania społeczne.
Reasumując. Andrzeju życzę Ci powodzenia w Twoim zbożnym celu. Tylko nie nagłaśniajcie tego jako sukces wędkarstwa polskiego. To raczej nokturn żałobny. Biorąc humorystycznie, Romowie czyli jak nazywają niektórzy Cyganie, przychodzą na groby najbliższych po to aby sie napić gorzałki i nawtranżalać dobrego jedzonka. Niby jeden cmentarz a jakże rózne obyczaje i różne mentalności. Kreowanie Kowalszczyzny, to jedna z siedmiu plag jakie nawiedziły wędkarstwo polskie. Warto to przemyśleć.
Zarzuciłeś mi, że wyliczam nieprawidłowości i nie jestes pewien, czy sa prawdziwe. To raczej ciężki kaliber oskarżenia. Traktuje to jako wyraz nieufności i zamierzony z mej strony cel wprowadzenia w błąd. Andrzeju, PZW to jest jeden wielki przekręt. Mozesz sobie to sprawdzić. W Poznaniu wywalono na zbity pysk zarówno Prezesa jak i Dyrektora Biura ZO. Za co? Za drobiazg. Przez kilka lat skutecznie "skubali" pieniążki z kasy stowarzyszenia. Zapewne pamiętasz sprawę Z Nowego Sącza. Podobna. Sprawa Jeziorska jest i była tak głosna, że szkoda powtarzać. A to tylko szczyt góry lodowej. Czy sa jakieś inne konsekwencje poza usunięciem? Raczej sie nie słyszy. Pozamiatano sprawy pod dywan.
PS. A propos "konieczności" istnienia tzw ZG PZW. Wyobraź sobie Andrzejku, że pewnego, pieknego poranka, członkowie stowarzyszenia podjeli racjonalna decyzje i wywalili na zbity pysk tzw Zarząd Główny wraz z otoczką w postaci jego Biura. A Ty jako premie dostajesz dodatkowo ponad 300 tyś polskich złociszy na zarybienie i ochronę swoich wód pstrągowych. Przy dobrych negocjacjach mozesz za to kupic około 400 tyś sztuk palczaka pstrąga, niekoniecznie z ośrodków zarybieniowych PeZetWu, które sa raczej drogie. I tak przez ładnych kilka lat. Czyz nie byłoby to piękne i jakże cenne dla lubelskich rzek. Warto to przemysleć. Naprawdę warto
Jeszcze uzupełnienie o braniu odpowiedzialności. Andrzeju, kazdy wędkarz powinien brac odpowiedzialność. To jest jasne jak dupa anioła. Tu nie potrzeba żadnych wyjaśnień. Branie odpowiedzialności to podejmowanie decyzji. Zabrać czy wypuścić? Jest dobrze czy jest tragicznie z wodą na której łowię. Od kilkunastu lat nie zhańbiłem się wzięciem szczupaka z wody, niezależnie kto jest jej użytkownikiem czy właścicielem. Od kilkunastu lat staram sie tak łowić, aby nie złowic szczupaka, co mi się z dobrym skutkiem udaje, chociaz zdarzają się wyjątki na szczęście nieliczne. Nie ma dla mnie znaczenia fakt, że chociaż ja nie wziąłem, to weźmie to dziadyga mocząca po trzy kije, dzień w dzień. To jest problem stowarzyszenia, że takiego członka przyjął w swe szeregi i go chołubi ulgami. Nie mam wpływu na władze poszczególnych szczebli, że takie ścierwo do stowarzyszenia przyjęły. Nie mam zamiaru bawić się w doktora. Stara zasada mówi lepiej zapobiegać niż leczyć. Jest to tańsze i skuteczniejsze. Rak toczy stowarzyszenie a Kowalszczyzna pierdoli farmazony.
Praktycznie nie biorę ryb i jest to świadome a nie wg modnych zasad C&R. Jesteśmy nacją przewrotną. Gdy jest zakaz robimy wszystko aby go odejść. Gdy jest nakaz staramy się go ignorować. Może warto wykorzystac ta przywarę
26.03.2009 17:15
Dlaczego mnie zmuszasz, abym wymyślał sposób na wszystko?
Cóż zresztą z tego, że coś napiszę, jakie to ma znaczenie? Kto się tym przejmie?
Podajesz przykłady okręgów bogatych w wody odległych od wielkich miast. To nie wada lecz zaleta. Mają większy potencjał. To od nich zależy, czy potrafią ten potencjał wykorzystać. Sposób ten sam, najpierw skuteczna ochrona, aby wygonić gumofilców. Dobra kalkulacja ile to kosztuje i ile muszą kosztować opłaty. I nieważne, czy łowi wędkarz miejscowy czy przyjezdny. Korzysta – płaci. Tu nie ma żadnej wielkiej filozofii: ochrona – tyle, zarybienia tyle, opłaty dzierżawne, operaty i inne - tyle, administrowanie – tyle, transport itd. to wszystko można policzyć, podzielić przez oszacowaną liczbę chętnych i wyjdzie opłata. Za dużo na zwykłego gumofilca i karta mu się nie zwróci? Przecież nie musi łowić, to nie jest obowiązkowe. Będzie protestował i palił opony pod Sejmem? No to niech protestuje, w końcu mu się znudzi i przywyknie do nowego. Można zresztą jak pisałem opłaty różnicować – to naprawdę jest proste, wystarczy chcieć.
Zobacz, że nie pisze nic przeciwnego Twoim przemyśleniom. Nie bronię także ani ZG ani niczego, co jest szkodliwe. Nie wiem czemu mi to przypisujesz?
Różnica jest jedna – nie mam czasu na wypisywanie takich teoryjek w Internecie. To zresztą nie jest nic odkrywczego, to stary odgrzewany kotlet. O tym pisano już tysiące razy w ostatnich nastu czy więcej latach. Mnei dawno przestało układanie takich teoryjek bawić. Wolę zrobić coś konkretnego na swoim podwórku, niech Ci będzie – grajdołku. Nieważne, czy porównasz to z cytatem z Wyspiańskiego czy ze Shreka. I na szczęście tak myślących jest bardzo wielu i coś z tego tu i ówdzie wychodzi.
Sorry, ale na więcej nie mam po prostu czasu.
Andrzej
18.03.2009 20:56
Jeden sobie zyczy znośnej teściowej a inny zyczy jej wszystkiego naj..., naj..., naj.... Kolega Kowalski też sobie życzy aby byc dożywotnim v-ce Prezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia Sierściuchów. Życzyć to sobie można a życie i tak weryfikuje życzenia, nawet te najgłupsze. Ubawił mnie serdecznie pewien fragment komentarza, dlatego przytaczam go w oryginalnym brzmieniu: Jerzy Kowalski napisał, że nie jest pewien czy, paradoksalnie, lepszego efektu nie przyniosłoby podzielenie wielkich okręgów na mniejsze, niż działania odwrotne, czy też niż pozostawienie takich dysproporcji w wielkości i liczebności okręgów jak jest obecnie.
Są to typowe dywagacje w rodzaju ile diabłów zmieści sie na łebku od szpilki. Czego na pewno mozna byc pewnym to tego, że kolega Kowalski nie jest pewien. I to jest właściwie clou tematu. Kolega Jastrzębski jakby nie zauważył jednej prawidłowości, może dlatego, że dla wszystkich jest oczywista. Tego faktu nie zakrzycza te czy inne odezwy, nawoływania, spicze, konferencje pseudonaukowe, akademie z okazji tej czy innej rocznicy, tego czy innego stowarzyszenia. Kolego Jastrzębski, w wodzie po prostu nie ma ryb. Warto sobie odpowiedziec na proste pytanie. Dlaczego? Jak kolega Jastrzębski, będzie tak uprzejmy i odpowie na to niezbyt skomplikowane pytanie, to podejmę z nim rzeczową polemikę. Zarówno na tematy organizacyjne, a zwłaszcza formy struktury stowarzyszenia jak też na kwestie ichtiologiczne w skali makro. Opowiem wtedy koledze Jastrzębskiemu o Bajkale i dlaczego na tym największym zbiorniku słodkiej wody na świecie do dzisiejszego dnia nie mozna prowadzić normalnej gospodarki rybackiej z powodu zaniedbań ludzkich. I mimo, że Bajkał leży kilka tysięcy kilometrów na wschód od Polski, to są pewne paralele nawiązujące do obecnego stanu zasobności wód w Polsce.
Aby nie było zbyt smutno, to może zakończe to starym dowcipasem. Za czasów towarzysza Gierka zwanego Edwardem Szalonym, tez dokonano podziału Polski na 49 województw w miejsce siedemnastu. Na pytanie dlaczego właśnie na 49, padała odpowiedź aby było trudniej trafic jak w Toto Lotka.
Kolega Jastrzębski swój rozum ma i powinien sie co najmniej zastanowić, dlaczego dzisiaj jest szesnaście a nie 49 województw. Jeśli kolega Jastrzębski zadał sobie taki ogromny trud i wysmarował odpowiedź, takiemu szaremu członkowi Stowarzyszenia Wolnych i Niezależnych Poławiaczy Cierników i Jazgarzy, jak ja, to prosze o jeden, jedyny argument, że 46 Okręgów lepiej spełnia swoje zadania niż przykładowo 16. Mam nadzieję, że kolega Jastrzębski nie napisze w ślad za swoim mentorem, że nie jest pewien, bo potraktowałbym to jako plagiat. W odróżnieniu od kolegi Jastrzębskiego, życze mu nazywac tych czy innych jak chce. Może nawet nazywać kolegę Grabowskiego Mężem Opatrznościowym Polskiego Wędkarstwa. Potraktuje to jako świetny dowcip i nie będe pyszczył