Rybie Oko/Artículos/Ambiente/Ile łowimy pstrągów?/Obyście wysnuli dobre wnioski/To nie są właściwe wnioski/Klucz do sukcesu/Nie zamykamy dostępu do łowisk
Nie zamykamy dostępu do łowisk |
16 julio 2008 22:23:48
Ustalenie zasad i skuteczna ochrona – nic więcej nie trzeba.

Andrzej
p.s.
Nie mamy wpływy na to co robią na swoich wodach sąsiedzi. W Zamościu mają więcej rzek, ładniejsze rzeki więc i tak prędzej nasi wędkarze tam pojadą niż odwrotnie (proporcje mniej więcej jak 100:1). Ładne rzeki mają też w tarnobrzeskim, oby bardziej o nie zadbali. Po drugiej stronie Wisły też są rzeczki pstrągowe.
![]() ![]() |
Relacionado con |
Opracowanie odłowów wędkarskich z wód górskich lubelskiego Okręgu
14 julio 2008
Od dawna toczą się dyskusje na temat ilości odławianych przez nas wędkarzy ryb. Od kilku lat wprowadzono rejestry połowów i choć na razie skuteczność ewidencji jest jeszcze dalece niezadowalająca, rysuje się jakiś obraz. Myśliwi prowadzą dokładniejszą ewidencję pozyskiwanej zwierzyny, łatwiej też ocenić ilość zwierzyny żyjącej w lasach. Trochę trudniej oszacować ilości ryb w wodach - jednak według powszechnego odczucia jest ich znacznie mniej niż kilkadziesiąt lat temu, kiedy to presja wędkarska była mniejsza. Dotyczy to zwłaszcza ryb drapieżnych gatunków szczególnie poszukiwanych przez wędkarzy.
Niżej zamieszczam wyniki dotyczące odłowionych pstrągów z lubelskich rzek pstrągowych. Dane z lat 2004 – 2007 uzyskane na podstawie zwróconych rejestrów. Nie są to oczywiście dane pełne, gdyż ciągle jeszcze wielu wędkarzy nie zwraca rejestrów, ale te liczby dają wiele do myślenia, zwłaszcza kiedy porówna się odłowy tylko tych kilkunastu procent łowiących z maksymalnymi dopuszczalnymi przedstawionymi w operatach rybackich. Nie trudno zgadnąć, że w sumie odławiamy znacznie więcej niż dopuszczalna ilość i to kilkakrotnie więcej. Niech to będzie załącznik do tematu: „gdzie są pstrągi z wód PZW?” i do mojej odpowiedzi: „pstrągi zostały zjedzone”.
14/07/2008 18:20
Nie znam Waszych wód Andrzeju, ale widzę, że obciążenie ich jest spore. Ciekawi mnie ilu wędkarzy z tych rejestrów wypuściło złowione ryby, a ilu je zabrało. Tego się niestety nie dowiemy. Jednak ilość wyłowionych ryb mówi sama za siebie. Przynajmniej w moim przekonaniu - za mało ryb wraca do wody.
Kiedy wreszcie skończy się bezsensowne zabieranie każdej złowionej sztuki? Pstrągi jeszcze nie zostały zjedzone, lecz niedługo do tego doprowadzimy .
Pozdrawiam
Mateusz
14/07/2008 21:14
Niestety, rejestry informują nas tylko o rybach zabranych, tak więc nie dowiemy się ile ryb i jakich złowiono, a tylko ile tych ryb zabrali wędkarze, ktόrzy oddali rejestry. Nie wiemy też ile naprawdę tych ryb ubyło, pewne są tylko liczby uzyskane z rejestrόw, a to tylko kilkanaście procent. Nie wiemy też nawet ilu naprawdę wędkarzy łowiło, znamy tylko liczbę sprzedanych znaczkόw na wody gόrskie. A co z wędkarzami, ktόrzy odwiedzili nasze wody w ramach porozumień? Ciemna liczba. Co z tymi, ktόrzy dokonali opłaty kilkudniowej przez pocztę? Znόw ciemna liczba. O kłusownikach już nie wspomnę, ale skoro w tym roku na 300 skontrolowanych ponad 40 to kłusownicy, więc możemy sobie wyobrazić skalę zjawiska. Jeżeli taki kłusownik ukradnie tylko kilkanaście pstrągόw (co jest raczej liczbą mocno zaniżoną) to usuwa z łowiska więcej ryb niż statystyczny wędkarz!
Tak więc prawdziwej liczby odłowionych ryb nie znamy. Szacowanie jej poprzez zwykłe przemnożenie uśrednionego połowu tego statystycznego wędkarza – jedyne, co można zrobić – obarczone jest błędem. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że skoro rejestry oddało ponad sto osόb z dziewięciuset, to pozostałe osiemset nic nie złowiło, ale jest to raczej bardzo mało prawdopodobne. W tej sytuacji pomnożenie średniego połowu jest jedynym, co możliwe, aby jakoś ten sumaryczny odłόw oszacować.
Jakkolwiek by nie liczyć, wychodzi dużo więcej niż można. Te obliczenia pokazują podobne wartości (około 3 ton rocznie), widać też, że ta liczba z roku na rok systematycznie maleje i raczej nie dlatego, że mniej zabiera przeciętny wędkarz przez samoograniczanie się, ile że mniej jest pstrągόw do złowienia. Bardzo wyraźnie widać to na przykładzie Bystrej, gdzie niewielka grupa wędkarzy w 2004 r. odłowiła prawie wszystko, co było wolno. A reszta? Reszta nie łowiła? Ile więc odłowiono naprawdę? Na pewno kilka razy więcej niż można. Skutek widać, w każdym następnym roku ryb mniej.
W operatach zapisano ile ryb (nie tylko pstrągόw) wolno z każdej rzeki rocznie wyłowić. W sumie, jak się uwzględni nie tylko te trzy rzeki jest to ze wszystkich lubelskich pstrągowych rzek około 1 tony. Oszacowania pokazują, że ta wartość przekraczana jest być może nawet trzykrotnie. No i gdzie są te pstrągi?
Warto też zauważyć, że choć ten statystyczny wędkarz rocznie zabiera tylko 3 - 4 szt. to w sumie i tak są to duże ilości.
W każdej wodzie może żyć pewna określona ilość ryb, wprawdzie nieznana, ale możliwa do oszacowania przez specjalistόw. Z każdej więc można rocznie bez szkody odłowić i zabrać też jakąś oszacowaną ilość – inaczej populacja się załamie. Inaczej jesteśmy skazani na działania typu „put & take” wpuszczając ryby konsumpcyjne do natychmiastowego odłowienia, co jest i drogie i niekorzystne dla środowiska, bo nadmiernie eksploatuje bazę pokarmową rzeki i czyni z niej tylko przechowalnik ryb do odłowienia. Dotychczas ani ewidencja połowόw ani tym bardziej ich regulacja były niedostateczne. Skutek jest widoczny. Im prędzej to zrozumiemy, i im prędzej podejmiemy jakieś sensowne działania, tym lepiej i dla środowiska i dla nas, wędkarzy.
W przyszłym roku spodziewamy się większej skuteczności zwrotόw, gdyż wprowadziliśmy opłatę karną za nie oddany rejestr. W przyszłym roku chcemy też wprowadzić oprόcz limitu dziennego także limit roczny jak rόwnież ustanowić odcinki gdzie nie będzie wolno zabierać ryb. Oczywiście do tego potrzebna jest dobra kontrola, bo na uczciwość wędkarzy nie zawsze można liczyć, mamy niestety tego smutne dowody. Chcemy też wycofać się z porozumień dotyczących wόd pstrągowych zgodnie z zasadą: „płać gdzie łowisz”. Obecnie na naszych wodach łowią wędkarze z sąsiednich okręgόw, w ktόrych opłaty za „wody gόrskie” są niższe niż u nas. To wszystko trzeba zmienić. Oby się udało.
Andrzej
15/07/2008 10:50
Dokładnie tak jak mówisz Andrzeju. Każda woda ma określoną pojemność na przyjęcie i wyżywienie z góry narzuconej liczby osobników danego gatunku organizmów. Tyczy się to wszystkich stworzeń, ryb, ślimaków, larw ochotek, pijawek, słowem wszystkich. Liczbę taką można oszacować przez odpowiednie obliczenia różnych wskaźników ekologicznych. Co? Krzykną zapewne niektórzy. Bo pojawiło się słowo ekologia, a w naszym społeczeństwie ludzie bardzo go nie lubią, przynajmniej spora ich część.
Przecież od słowa ekologia niedaleko do ekologa. Osobnik taki to w mniemaniu wielu zwykły krzykacz potrafiący się tylko bezsensownie przykuwać do drzew, torów i czego tylko się jeszcze da. Poza tym ekolog to taki brudas co kocha taplanie się w bagnie i nie dba o interesy społeczeństwa a tylko o jakieś robale.
Nie mam pojęcia skąd tak durny stereotyp wziął się w naszym społeczeństwie. Chyba z niedokształcenia i niewiedzy na temat tego czym naprawdę zajmuje się ekologia. Wszystkich którzy tego nie wiedzą należy odesłać do jakiejś naprawdę dobrej encyklopedii i podręcznika o tej rozległej nauce.
I tu pojawia się właśnie to wykształcenie. Przecież Polak jest mądrzejszy od telewizora i wie wszystko lepiej. Autorytety naukowe mamy gdzieś, robimy wszystko po swojemu. Aż dziw czasem mnie bierze, że wyszliśmy z epoki kamienia łupanego . Choć jeśli chodzi o ochronę wód jeszcze w niej tkwimy, choć widać pewną poprawę.
Ale wróćmy do zestawienia. Rzeczywiście problematyczną kwestią jest nie oddawanie rejestrów połowowych przez wędkarzy. Pomysł karania jest chyba dobrym sposobem. Nic tak rodaka nie mobilizuje jak bat nad głową. Wprawdzie kwestia wykazywania swego połowu jest u nas dość drażliwa, ale wynika to moim zdaniem z niedostatecznego informowania wędkarzy przez poszczególne okręgi. Ja sam się przyznam, że gdy u nas po raz pierwszy dostałem rejestr zwyczajnie go nie oddałem (choć sumiennie wypełniałem), bo nie wiedziałem czemu ma to służyć.
Ponownie bardzo słusznie wtrąciłeś Andrzeju, iż to szacowanie liczby odłowionych ryb i ich masy podczas gdy dysponujemy niewielkim ułamkiem danych obarczone jest pewnym błędem. Oczywiście rachunek prawdopodobieństwa i statystyka matematyczna to świetne narzędzia, zawsze jednak pewien błąd popełniamy. Powiem tylko o jeszcze jednej kwestii związanej z rejestrami. Często jest tak (znam takie przypadki), że wędkarz mimo, iż nic nie złowił i tak wstawi sobie coś do osiągnięć. Bo przecież będą się z niego śmiać itd.
I tu jak cień chodzi za mną pewien cytat mojego ulubionego pisarza Fiodora Dostojewskiego: Ukórz się, dumny człowieku, i przede wszystkim złam swoją dumę.
Prawdziwej liczby nie poznamy. Załóżmy jednak co popełnimy 15% błąd (a to bardzo dużo) w szacunkach jakie nam prezentujesz. Co z tego wynika? Wciąż to samo - za dużo ryb znika z wody .
Przyłączam się do Twego życzenia Andrzeju. Oby się udało! Oby to wszystko zostało nareszcie zrozumiane. Oby populacje ryb zaczęły się nareszcie odradzać. Oby w naszych szeregach było jak najmniej nieuczciwych "kolegów po kiju". No i dobrze by było aby wszystkie okręgi wprowadziły dodatkowe obostrzenia, bo nie wierzę że tylko u Was jest źle. Pozostaje jeszcze kwestia ochrony wód przez odpowiednie służby. To jednak inny temat o którym niewiele jestem w stanie powiedzieć. Wierzę jednak w coś takiego - gdy kiedyś wzrośnie świadomość społeczna, wtedy każdy z osobna i wszyscy razem zadbamy nareszcie o nasze wody.
Z pozdrowieniem
Mateusz
15/07/2008 12:24
Czytam te wszystkie wypowiedzi i trochę mi smutno. Odkrywamy lądy dawno odkryte i staramy się być bardziej święci od Papieża. Było prawdą oczywistą, że po przełomie 1989 roku, nic już nie będzie takie samo jak dawniej. W "nowe czasy" PZW weszło w tych samych butach i tych samych śmierdzących skarpetach. Do grupy ludzi, ówczesnych decydentów, jedynym kryterium było pozostać na stołku, za wszelką cenę. Co należy robić aby nie popełnić błędu i narażać sie na ewentualny wylot? Najlepiej nic! Kto nic nie robi nie popełnia błędu. I taka była i jest szara rzeczywistość związana ze stowarzyszeniem zwanym PZW. Czy dzisiaj po prawie dwudziestu latach transformacji coś się zmieniło? Praktycznie nic. To są Ci sami ludzie, te same metody, ten sam bezsens działania nie przystosowany do realiów dzisiejszego dnia. Często pada porównanie do myśliwych i ich moralności czy mentalności. Nic bardziej bzdurnego. Myśliwi to bardzo wąska i hermetyczna grupa osób, przewaznie dobrze lub średnio sytuowanych. Tam jest wszystko poukładane jak klocki "LEGO". Wie ile płaci i za co płaci. Doskonale wie ile może odstrzelić zwierzyny w danym roku, ile go to kosztuje i tylko od niego zależy czy limit wykorzysta czy nie. Również sytuacja materialna tego wąskiego kręgu jest zupełnie inna niz większości wędkarzy. Myślistwo to raczej "sport" o charakterze pokazania się przed innymi, przesycony bufonadą i pozerstwem. Jako uzupełnienie należy też wiedzieć, że sytuacja prawna PZŁ jest zupełnie inna niż PZW, z którym się praktycznie nikt nie liczy. PZW jest postrzegane jako stowarzyszenie babć różańcowych. Znaczenie PZW jako podmiotu gospodarczego jest albo znikome albo żadne i tą prawdę należy dostrzec. Zwierzyna łowna ma istotne znaczenie gospodarcze i jest prawnie chroniona stosownymi przepisami. Wystarczy porównać reakcje prokuratury czy sądów na zjawiska kłusownictwa w zwierzynie łownej czy rybach aby zrozumiec co tu jest grane. Niestety za taki a nie inny stosunek władz administracyjnych do PZW odpowiadają władze PZW, skupione na przyklejaniu dupy do stołków, najlepiej do śmierci, niz na prawidłowym umiejscowieniu PZW w hierarchi stowarzyszeń. PZW jest typowym stowarzyszeniem o charakterze socjalnym. Nic nie daje i bierze symboliczną opłatę w formie ryczałtu. Osobiście wolałbym układ w którym doskonale wiem, ile moge złapać szczupaków, sandaczy czy leszczy i za to chce zapłacić. Ktos się oburzy i powie, że to jest praktycznie niemożliwe. A ja mu odpowiem, bzdura. Wszystko jest możliwe. Po to sa rejestry połowów, po to są odłowy kontrolne i po to są zarybienia. Rachunek matematyczny raczej nie kłamie. Kłamie przeważnie statystyka tak chętnie przywoływana przez działaczy, którzy o gospodarzeniu mają niewielkie pojęcie. Generalna zasada tych gospodarzy z Bożej łaski, to nie śrubujmy za wysoko cen i gawiedź wędkarska nie będzie miała o co buczeć. Jednocześnie sami ochoczo przyznaja sobie wszelkie możliwe ulgi a jak ich nie ma to trzeba je wymysleć. I tak od kilkudziesięciu lat toczy sie ten rachityczny wózek zwany PZW, kierowany w większości wypadków przez tych samych nieuprawnionych kierowców którym pomysły skończyły się w okresie późnego Gierka. Tego szamba nie ma co naprawiać, bo to jak z szambem, nawet gdy je opróżnisz to zawsze będzie cuchnąć szambem. Smutna konstatacja człowieka, który trochę widział i trochę przeżył. Nawet się na to uodporniłem. Kiedyś na słowo PZW nabrzmiewały mi migdały i rosła gula w gardle. Dzisiaj mi to zwisa i powiewa. Człowiek nieuleczalnie chory zawsze będzie chory. Podobnie jest z PZW, to nieuleczalnie chory twór, korzeniami będący w socrealu. Mentalnie zreszta też.
Pozdrawiam
15/07/2008 22:25
..że ja też jestem z PZW.
i wcale nie czuję się z "socu", a wręcz odwrotnie, jak chyba widać.
Ryśku.
Dużo goryczy, na pewno nie bez powodu, ale nie można wszystkiego uogόlniać. Coś się jednak zmienia, prawda?
Ja mimo wszystko nie jestem pesymistą. Inaczej bym się tym nie zajmował i nie angażował w coś, co by nie miało szans powodzenia. Swόj czas sobie cenię.
Andrzej
16/07/2008 15:55
Zawsze marzyłem o wędkarstwie klasycznym, wykreowanym przez Wyganowskiego. Może dzisiaj, to co napisał Wyganowski trąci starzyzną ale jedno sie nie zmieniło. Gdy dobrze sie wczyta w myśli jakie zawarł Wyganowski w swej książce, to jedno jest kanonem i zawsze będzie. Szacunek do ryb, otaczajacej nas przyrody i odpowiedzialność. Kto szanuje ryby i matkę naturę praktycznie nie potrzebuje RAPR-u. Wie doskonale czy może wziąść rybę czy nie. Powiem więcej, szybciej reaguje na zachodzące zmiany niż suchy, administracyjny zapis. Parafrazując wielkiego mistrza polskiego teatru, chciałbym krzyknąć:wędkarstwo moje widzę ogromne
Chciałbym wierzyć Andrzeju w to co robisz. Chciałbym uwierzyć, że jest to remedium na bolączki polskiego, zapyziałego wędkarstwa. Niestety jestem pesymistą. Dosyć mam frazesów o małych ojczyznach, o tym, ze małe jest piękne, że polskie wędkarstwo można zbudować od nowa na starych podwalinach. Że małe Okręgi wydźwigną całe polskie wędkarstwo na szerokie wody. Andrzeju, nie wydźwigną. Jestem za pełną autonomią Okręgów, ale jestem przeciw sobiepaństwu i warcholstwu. Tylko kilka przykładów: Sieradz, Łomża, Poznań, Gorzów, Nowy Sącz. Siedzisz w tej tematyce, to wiesz o czym piszę. Kto beknął za te wszystkie machloje jakie miały miejsca w tych Okręgach? Nikt. Po prostu nic się nie stało. To żywcem przypomina PZPN. Powtarzam i robię to świadomie, PZW tkwi korzeniami i mentalnością w PRL-u. Nie zmieni tego efemeryda w postaci tego czy innego Okręgu. Stan pogłowia ryb w polskich wodach jest po prostu tragiczny. Mimo, że robicie u siebie, wspaniałą robotę, praktycznie nie ma to żadnego znaczenia w skali ogólnopolskiej. Stanowi to zaledwie ułamek procenta w ogólnej masie. Masie jałowej, o zachwianym rybostanie i częściowo zdegenerowanych populacjach ryb. Skupiliście swoją uwagę na rzekach pstrągowych. A co z resztą? Co z królową polskich rzek? Działania naprawcze muszą być głęboko przemyślane i w szerokim horyzoncie czasowym. Gdy słyszę, że działania naprawcze na rzekach pstrągowych rozpoczyna się od zasilania cieków wyrośniętymi osobnikami pstrąga czy lipienia, to zaciskam zęby aby nie wyć z rozpaczy. To najczystsze samobójstwo czyli strzał w stopę. Jako swoisty żart nalezy potraktować jednoczesne propagowanie metody "Złów i wypuść". Andrzeju masz swoje życiowe doświadczenie i wiesz, że połowa wędkarzy na pewno nie wypuści a pozostałe 25% do tego się nie przyzna. To są realia, reszta jest tylko pobożnym życzeniem. Mam niedaleko od siebie swoją ukochaną rzekę która jest dla mnie jak najbliższy członek rodziny. Nie tylko ja uległem jej urokowi. Pokochał ją także nasz wspaniały i już niestety nie żyjący kolega i przyjaciel, Waldek Kalita. Gdy patrzę na to co wyrabiają na tej rzece jej prawni użtkownicy, to odzywają się we mnie najgorsze mordercze instynkty. To najczystsza w swej postaci amatorszczyzna, z góry skazana na niepowodzenie. Po kilkunastu latach reintrodukcji łososia, panowie ichtiolodzy doszli do genialnego wniosku, że program się załamał. Wpuszczono kilkadziesiąt tysięcy presmolta a wracają pojedyńcze osobniki. Straciła rzeka, wydano pieniądze a zadowoleni są tylko ichtiolodzy i producenci materiału zarybieniowego. W ten sposób jedna i druga grupa ma stałe źródło dochodu od naiwniaków, którzy uwierzyli amatorom. Wyobraź sobie Andrzeju, że nie zinwentaryzowano większości miejsc tarłowych. Przyjeżdża samochód i ładuje się do jednego miejsca kilka tysięcy wyrośniętego łososia, który po dwóch tygodniach, jako niedobitki tych 40 cm łososi są już w Noteci. Większośc pada łupem okolicznych kłusoli i także niby przyzwoitych mieszkańców. A ja, kompletny laik w tej dziedzinie, pytam uprzejmie, gdzie palczak, gdzie narybek żerujący, gdzie zaoczkowana ikra przysypana żwirem w miejscach naturalnego tarła. Po prostu nie ma. Jest tylko i wyłącznie presmolt, który smoltyzuje się w tempie kosmicznym i bezproduktywnie spływa do rzeki a następnie do morza. Szanse na to, że powróci są takie same jak wygrana w Totka. I tak jest prawie wszędzie. Z sandaczem, szczupakiem czy sumem.
Moje wędkarstwo dnia dzisiejszego to .... fotografia. Chodzę sobie po tych cudownych skarpach /niestety coraz rzadziej/ i zamiast łowic ryby zapisuję na kartach pamięci cudownośc tej rzeki. Od czasu do czasu, gdy nie płynie czereda kajaków, porzucam sobie a to woblerkiem, a to wiróweczką i jest pięknie. A gdy czasem w te moje przynęty coś przywali, to jest po prostu fantastycznie. Moja wiara w to, że spotkam sie z prawdziwym królem tej rzeki już dawno wygasła.
Reasumując Andrzeju. Nie da się naprawić polskiego wędkarstwa poprzez mniej lub bardziej udane inicjatywy w poszczególnych Okregach. Obecny system organizacyjny PZW, to dziwoląg jakich mało. Z jednej strony tzw czapa w postaci ZG PZW, które jest potrzebne tylko działaczom ZG, a z drugiej strony mniej lub bardziej operatywne Okręgi, które nie są w stanie się porozumieć o działaniu wspólnym, w obrębie jednego większego cieku. Bez jednolitego, spójnego programu, który będzie realizowany solidarnie przez wszystkie Okręgi, marzenie o odnowie polskiego wędkarstwa pozostaje tylko marzeniem. Wiem jedno. Ja się już tego nie doczekam
Pozdrawiam
17/07/2008 00:59
Naiwniakiem nie jestem. Też mam swoje lata, swoje doświadczenia i przemyślenia. I powody do goryczy. I kto wie, czy mieszkałbym tu dalej, gdybym miał o te 30 lat mniej? Bo ile można czekać na normalność, zwłaszcza gdy się na chłodno ocenia, że się tej normalności raczej nie doczeka? I dotyczy to nie tylko wędkarstwa, ale całości...
Co jednak robić?
Zamiast się dręczyć, wolę zająć się czymś, co ma szanse, niechby połowiczną, powodzenia, tym bardziej, że w tych działaniach nie jestem sam, jest nas podobnie myślących całkiem sporo, więc jakaś sens tego jest.
Co do Wyganowskiego
przypomnę:
http://swi.f...kodeks-honorowy
i jeszcze nasze motto:
"...kto nie jest godzien, nie powinien zhańbić ryby jej złowieniem..."
Pozdrawiam
Andrzej
16/07/2008 00:21
To piyknie. Mom nadzieja cie widzieć sam, kaj my wiyncej godali jak dziś. Ino że nom wtedy jak godosz, gul skokał, a dziś nom to powiywo. Niy pisz ino co ci zwiso, bo młode synki czytajom
Mosz racja jak zwykle. Te gizdy pierońskie siedzom w PZW i im zadki do zydelków sie przikleiły tak, że ich nie ruszy i nasze godanie i Jondrka działanie. Ino że łone jeszcze robiom kasa na niszczeniu przyrody. U nos pod hałdom jest tako wiynkszo dziura, w niej woda i kapry. Ale tu ten fajfus prezes niy przijedzie, bo mu hajery i tak by nakładli po ryju i nakopali do rzici. Mimo że kapry som. Dodom ci, jakby mój somsiad Gerhard Wodzionka boł pezesem, to wody by było po kostki a rybów po ch..a, bo ślonzoki som lepsze jak te pierońskie gorole z Warszawy, co od tego gorola Girka ze Sosnowca po dziś dzień bierom przikład i grajom w kulki z wyndkorzami. Ale prziydzie kryska na matyska, chopy na grubie godali co zrobiom ściepa na busa, pojadom na ta Twarda i połomiom angle im na rzici i frupki żywcowe wsadzom w środek. Mo to być na nojbliższy zjazd. Jo tyż pojada, biera kamera i byda kryncił ten szoł.
PYRSK!
17/07/2008 01:18
15/07/2008 12:06
Czy u nas jest źle? Nie wiem, my przynajmniej próbujemy to zmienić. Nie od razu, z oporami ale próbujemy. Ciągle jeszcze ludziska myślą, że w wodzie może być nie wiem jak wiele ryb, że można ich tam nawpuszczać przez "zarybianie". Nie wierzą w odłowy kontrolne, w badania, w wyniki rejestrów. Co tam - "wiedzą swoje" i każdy jeden uważa się za znawcę. To u nas normalne.
Czy w rejestrach może być napisana nieprawda? Pewnie, że zawsze znajdzie się ktoś, kto albo dla draki, albo na złość czy też z innych powodów napisze nieprawdę, tylko mimo wszystko trudno uwierzyć aby zmówiło się stu ludzi (bardzo trudno uzyskać jakieś wspólne działanie w tak dużej grupie ) i aby każdy z tej setki napisał nieprawdę. A skoro się nie namówili, to fantazje byłyby niespójne. A tu masz, choćby ta średnia masa łowionego pstrąga - to się powtarza, to uwiarygodnia dane. Sądzę raczej, że ci, którzy oddali wypełnione rejestry, to ta porządna część wędkarzy i że zrobili to uczciwie i sumiennie.
W przyszłym roku za nie oddany rejestr wędkarz zapłaci dodatkowe pieniądze - być może spowoduje to, że jednak zechcą zadać sobie te minimum fatygi i rejestr do Koła oddać. Na wodach pstrągowych dodatkowo wymagamy, aby każdy wędkujący dokonał wpisu do rejestru zanim rozpocznie wędkowanie i aby wpisał tam każdą przeznaczoną do zabrania rybę natychmiast po jej zabiciu. I to skrupulatnie sprawdzają strażnicy zarówno w naszym Okręgu, jak i w zamojskim. Tych kontroli jest więcej, więc szansa, że się komuś "upiecze" maleje i tych nieuczciwych wyselekcjonujemy. Wpis do rejestru jest naprawdę niewielką fatygą, ja to robię jeszcze w domu przed wyjazdem, a tych zabieranych ryb z wód pstrągowych jest tak niewiele, że ręka od pisania na pewno nie zaboli.
Piszesz o postrzeganiu ekologów. Główną winę ponoszą media. Media kreują świat. Są swego rodzaju filtrem, przez który odbieramy rzeczywistość i wiele spraw wygląda nie tak, jakie są w rzeczywistości, ale tak, jak są przedstawiane. Od polityki po ekologię. Co roku więc powodziom winne są rzeki. Przestępcy „grozi kara” (jakby tu się nad nim biedaczkiem litowano) itd. Nie chce mi się nawet wyliczać. Winni złemu postrzeganiu słowa "ekolog" są także rozmaici działacze różnych ruchów, którzy traktują ekologię instrumentalnie, powierzchniowo (choćby te akcje wypuszczania sklepowych karpi przed Bożym Narodzeniem).
Ale nic to, nie przejmujmy się. To co prawdziwe, zawsze w końcu przebije się do świadomości, choć czasem trzeba czasu.
Pozdrawiam
Andrzej
15/07/2008 23:22
To nie wędkarzy jest za dużo do jednej ryby, tylko ryb za mało do liczby wędkarzy. Za małowód PZW jest zagospodarowanych choć jako tako, więc się ludziska grupują tam gdzie ryba się pojawia. Jeżeli dopuszczacie zabieranie ryb wszędzie, to wszędzie trzeba więcej zarybiać dużymi rybami do wyłowienia, a dzikie, bardziej ostrożne się uchowają.
Reasumując, fajnie że podajesz cyferki. Byle wniosek był właściwy, że PZW nie zagospodarowuje wód dla wędkarzy, że łowisk jest za mało, a nie wędkarzy za dużo. Gdyby PZW się wzięło do roboty, to mogłoby być kilka razy więcej łowisk w miejscach, gdzie wody świecą pustkami. Stąd presja na w miarę rybne wody i na ryby taka, że nie można się dochować dużych ryb w wodzie ani ich upilnować. Wędkarzy w 12% rozgrzeszam, a o reszcie, która nie oddała rejestrów bo nic nie złowiła, szkoda gadać. Banda pacanów, przecież to dopiero byłyby dane! To, że większość wędkarzy już nie łowi ryb, wraca znad wody o kiju, jest wiadome, ale niestety nie wpisane jako wynik rejestrowy.
PZW nie podaje, że 10, 20, czy 30 % "dziadków" , płacących najczęściej ulgowe opłaty, wyławia wszystkie ryby, a reszta frajerów to ci, co płacą pełne skłądki, jeszcze nieraz w kilku okręgach. Płatnicy netto, utrzymujący zdziadziałą resztę handlującą naszymi rybami w smażalniach.
Mam dość nazywania zwykłych wędkarzy roszczeniowcami, mięsiarzami itp. Widząc wyniki pracy PZW w ostatnich latach nie mam żadnej nadziei na lepsze, zachęcam do zjedzenia wszystkich ryb ze wszystkich wód, może wtedy się wszyscy opamiętają i zaczną od zera ale do przodu, nie do tyłu. Może PZW wycofa się z wód najdroższych, jak pstrągowe łowiska i skończy się badziewiarstwo. Lepiej złowić 10 pstrągów dziennie płacąc 50zł dniówki, niż 5 pstrągów rocznie, płacąc 100zł do PZW i ze 300zł na benzynę.
16/07/2008 00:09
Tomku, przedstawiłem dane dotyczące wόd pstrągowych naszego Okręgu i tylko tych wόd. Opowieści o dziadkach nic tu więc nie mają wspόlnego z tematem – nie ten przypadek. Tak samo propozycja rozszerzenia łowisk – zagospodarowaliśmy te wody, ktόre się do tego nadają. Więcej rzek pstrągowych u nas nie ma, nie stworzymy ich. Tak samo wniosek o najazdach wędkarzy nie jest właściwy – większość łowiących to wędkarze lubelscy. Owszem, mamy też na naszych wodach gości, ale najwięcej łowią nasi.
Do rozwiązania jest więc problem, jak zorganizować najlepiej nasze pstrągowe wędkarstwo tak, aby jak najlepiej wykorzystać możliwości tych rzek, ktόre są, ktόre mogą wykarmić określoną liczbę pstrągow, ktόre pozwalają na odłowienie określonej i policzonej (przypomnę 1 tona) ryb rocznie i podzielić te ryby pomiędzy liczbę tysiąca wędkarzy, bo tylu mniej więcej jest zainteresowana naszymi wodami pstrągowymi. I co byś nie robił, nie wyjdziesz poza te ograniczenia.
Jedyne możliwe ruchy to: ograniczenie odłowόw poprzez nowe określenie limitόw (dzienny, roczny itd), wprowadzenie odcinkόw bez zabierania ryb, jeszcze lepsza ochrona i dostosowanie opłat do potrzeb. I nic więcej się nie wymyśli. Możemy jeszcze poprawiać warunki w rzekach (robić miejscόwki, tarliska – to zresztą robimy). I tyle. Cała reszta to fantazja, ktόra nie ma odniesienia do naszego konkretnego przypadku. Nie da się u nas zapewnić tysiącowi wędkarzy po 100 pstrągόw rocznie na głowę. Nie mamy fabryki ryb. Do dyspozycji jest ta jedna tona i tyle. Jedna tona to przy przeciętnej masie 0,5 kg 2000 szt. A to oznacza... np 100 szt rocznie dla 20 wędkarzy, albo 2 szt. rocznie dla tysiąca. Tylko dlaczego mielibyśmy faworyzować jakąś wybraną dwudziestkę? Na jakiej zasadzie? Że wcześniej przyjadą nad wodę? Że więcej zapłacą? Nie jest to właściwa droga. Z drugiej strony jak uświadomić ten tysiąc chętnych, że ryb nie ma i nie będzie dla każdego w ilości kilku – kilkunastu szt. rocznie? Że nie można zjeść ciastka i mieć ciastko?
Zobacz jeszcze przdstawione dane. Bardzo wielu jest takich co zabrało tylko jedną rybę rocznie, choć jak na razie nikt rocznego limiu jeszcze nie wprowadził. Zabrali jedną rybę niekoniecznie dlatego, że się ograniczali, ale raczej dlatego, że więcej nie złowili. Więc czy naprawdę będą ograniczeni, jak im się pozwoli rocznie zabrać np. aż trzy sztuki zamiast tej jednej? Ale jak znam, życie będą protestować.
Andrzej
16/07/2008 13:21
Kluczem jest zagospodarowanie wód okolicznych okręgów. Nie wszyscy chcą i muszą łowić "pod nosem". Dopóki wszędzie nie będzie normalnie, lepsze niż przeciętne wody będą przeżywały najazdy, a w rybach będą straty.
A co do limitu np. 5 szt na rok, 2 szt miesięcznie, dla opłacających składki okręgowe, to już sprawa wyboru władz okręgu. Prawdopodobnie odpadnie 20-30% płacących, ale będą to ci, którzy zabrali najwięcej ryb. Wtedy składka musi wzrosnąć, ale ci co chcą łowić a nie zabierać, zapłacą.
16/07/2008 22:23
Dla nas nieważne, czy na naszych wodach będzie łowił ktoś z naszego czy z sąsiedniego Okręgu. Byle tylko spełnił dwa warunki: 1. stosował się do ustalonych zasad. 2. zapłacił opłatę. Nieważne, czy tę opłatę zapłaci ktoś z Lublina, Warszawy czy Katowic. Dla nas wszystko jedno. Aby przestrzegał zasad. Dla rzek też jest to obojętne kto łowi, nie jest obojętne jak łowi.
Ustalenie zasad i skuteczna ochrona – nic więcej nie trzeba.
Andrzej
p.s.
Nie mamy wpływy na to co robią na swoich wodach sąsiedzi. W Zamościu mają więcej rzek, ładniejsze rzeki więc i tak prędzej nasi wędkarze tam pojadą niż odwrotnie (proporcje mniej więcej jak 100:1). Ładne rzeki mają też w tarnobrzeskim, oby bardziej o nie zadbali. Po drugiej stronie Wisły też są rzeczki pstrągowe.
17/07/2008 16:26
Bedzie lepiej wszędzie, albo nie bedzie lepiej. Plan musi być dla wiekszych regionów, kilku okręgów, dla kraju, a nie dla jednego. Presję na ryby i na wodę trzeba rozłozyć na inne rybne wody, wtedy są szanse że będzie i skutecznie i niezbyt drogo. Ale nie tanio. Zaś wy musielibyscie mieć 1000 chętnych na 100% wód będących OS-ami, czyli 50zł za dzień. To se ne uda.