Rybie Oko/Artículos/Base de la pesca/Z batem nad wodę cz.4.
Z batem nad wodę cz.4.![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
Tak, tak, była spora przerwa od poprzedniej części mini podręcznika do bacikowania. Teraz napiszę o kilku rzeczach mniej sprzętowych, ale bardzo praktycznych. Choć większości wydżą się oczywistymi tematy jakie chcę poruszyć, lecz moim zdaniem warto zwrócić na nie uwagę. Będzie to ostatnia z części ogólnych, kolejne poświęcę rozszerzaniu podstaw kawałek po kawałku.
Gdzie łowimy batem?
To chyba najprostsze pytanie. Prawidłowa odpowiedź brzmi oczywiście wszędzie. Kto sobie tak w duchu odpowiedział wygrywa krótkoterminową pochwałę wzrokową. Choć nie wiem jak jest z morzem, ponieważ tam jeszcze nie próbowałem, a nawet nie słyszałem o łowieniu w nim batem. Wyjątek w mej pamięci stanowi Zalew Wiślany ponieważ wiem, że z powodzeniem w tej wodzie zapisanej jako morska, można łowić tą techniką. Sam zresztą także sprawdziłem. Możemy powiedzieć, że łowimy w oczkach, stawach, jeziorach, strumykach, rzekach i wodach morskich.
Sporo tych wód prawda? I co, pewnie chciałoby się mieć kilka różnych kijów? Przecież spotkamy się z tak urozmaiconymi warunkami nad wodą.... Darujcie sobie, jeśli nie jesteście wyczynowcami (tacy nawet nie muszą tu zaglądać, oni już mają wsio opanowane :)), a tylko amatorami, miłośnikami jak ja. W swoim arsenale posiadam obecnie trzy baty. Ośmiometrowy do łowienia w większych rzekach, jeziorach i gdy puszczam przynętę naprawdę głęboko, a także na wodę morską. Szóstka na mniejsze siurki, stawki i tego typu. Najkrótszy, czterometrowy na najmniejsze wody stojące i strumyki nie będące wodami górskimi.
Więcej kijów mi nie trzeba. Planuje zakupić jeszcze tylko jeden, do którego będę mógł wpakować amortyzator gumowy, ale zaznaczam że nie będzie to tyczka a zwykły bat specjalnej konstrukcji. Od jakiegoś czasu można takie na krajowym rynku znaleźć.
Dobór bacika.
W jednej z poprzednich części mojego krótkiego cyklu pisałem o doborze bata zależnym od doświadczenia, preferencji przyszłego posiadacza itd. Dlatego tutaj nie będzie o tym :). Tytulik taki przewrotny, tylko dlatego, że wędki nie dobieramy tylko ze względu na wcześniej wspomniane zmienne. Możemy kierować się przecież także kwestią osiągnięcia konkretnego, nietypowego celu. Zawsze gdy uzyskać chcemy coś niestandardowego wymyślamy nowe rozwiązania (ewentualnie zapożyczamy czyjś pomysł), lub w sposób co najmniej dziwny dla normalnego wędkarza konstruujemy zestaw czy też dokonujemy wyboru sprzętu.
Zagmatwałem? Już wyjaśniam. Rzecz jest bardzo prosta. Wspomniałem o moich kijach. Zdarzyło mi się już kilka razy, łowić w niewielkich rzekach gdzie odchodziłem od moich standardów (podkreślam: moich! – zdania mogą być różne). Raz byłem nad jedną z ciekawszych pobliskich rzek. Brzeg przeciwległy do mojego stanowiska porastały drzewa, których gałęzie zwisały nad wodą, nie dotykając powierzchni. Drzewa miałem również po prawej, na prawym także znajdowałem się brzegu. Koryto szerokości około 8m i głębokość do 2m, do tego dość żwawo płynąca woda. Wybrałem „szóstkę”, z lekkim zestawem o obciążeniu 2g. Zanęciłem rynienkę pod zwisającymi gałęziami przeciwległego brzegu i rozpocząłem łowienie. Nie było źle, brały płotki, jelczyki oraz uklejki. Po kilku dłuższych chwilach zaciekawiły mnie cienie rzucane na powierzchnię wody, jakieś 5m poniżej mojego zestawu. Sporo się tam działo, ryby oczkowały i spławiały się od czasu do czasu.
Znajdowały się poza moim zasięgiem, sześciometrowym nie dawałem rady ich sięgnąć. Uratowała mnie „ósemka”. Że napisałem wcześniej kiedy ją stosuję? Cóż z tego, są wyjątki od reguły! :). W wędkarstwie nigdy nie będzie sztywnych zasad. W kilka chwil uzbroiłem drugi kij, zarzuciłem w podsypaną rynnę i pozwoliłem spłynąć w strefą cienia. Hoho, co się tam działo. Nie spodziewałbym się. Było warto.
W tym momencie przypomina mi się pewna przygoda opisane przez Pana Kolendowicza w jego książce. Użył wędki odległościowej jako spinningu. Całość skonkludował bardzo mądrym stwierdzeniem którego sens mógłbym przedstawić w następujący sposób: nie jest ważne, że kij uznawany jest za narzędzie służące innej metodzie połowu, jeśli może nam pomóc w osiągnięciu celu, to warto spróbować.
Zachować trzeba tylko pewne granice rozsądku. Nie rzucając się np. na uklejki z karpiówką, tudzież surfcastem :). Warto, warto, jeszcze raz warto eksperymentować!
Posługiwanie się batem.
Można by było powiedzieć: posługiwanie się batem jest proste jak konstrukcja cepa. W istocie tak jest, w końcu to najprostsza wędka jaką możemy się posługiwać. No może poza leszczynową witką. Pamiętać trzeba tylko o kilku zasadach, a właściwie to nabrać odpowiednich przyzwyczajeń.
1.Zarzucanie zestawu nie jest trudne. Kijami krótkimi wykonuje się wymach spod siebie, długimi poleca się robić to zza pleców. Jeśli jednak nabierzesz wprawy to i długim batem rzucisz poprawnie pierwszym sposobem. Problem w tym, że jest to bardziej „plątliwa” technika jeśli się jej dostatecznie nie opanuje. Przynosi ona korzyści na zakrzaczonych łowiskach, no chyba że będzie wiał wyjątkowo upierdliwy wiatr. Błagam, jeśli założyliście ciężki zestaw to nie bijcie nim o taflę jeziora czy rzeki jak majtniętym z procy kamieniem. Pracujcie nad bezszelestną techniką wykonywania tej czynności.
2.Uważaj na szczytówkę. Pół biedy gdy łowisz akurat kijem z włókna szklanego, gdyż są odporniejsze na uszkodzenia od węglowych. W przeciwnym razie naprawdę łatwo o jej zniszczenie. Zwracaj uwagę w szczególności na wysokość wszelkich drzew w pobliżu których łowisz, tyczy się to także gałęzi wiszących nisko nad wodą przy zacinaniu w bok. Nie zawsze istnieje możliwość zacięcia bezpośrednio w górę.
3.Zacięcia wykonuj ze spokojem. Nie staraj się wyrwać rybie pyszczka, jak robi to wielu ludzi. Nie trzeba zacinać z siłą czołgu stawiając kij niemal do pionu w ułamku sekundy. Popracuj nad określeniem prawidłowego sposobu zacinania. Prawidłowego, znaczy bez stosowania zbędnej siły. Dziś haczyków nie wykuwają młotami kowalskimi, siła potrzebna do ich wbicia w pyszczek ryby jest minimalna. Najczęściej wystarcza krótki, płynny ruch nadgarstka.
4.Łowiąc wędką długą, działasz na zestaw podczas zacięcia większym ramieniem. Z praw fizyki wynika, że zbyt energiczne szarpnięcie może spowodować zerwanie przyponu.
5.Już w pierwszych chwilach holu ryby postaraj się ocenić jej wielkość. To się naprawdę czuje na kiju :). Pozwoli Ci to opracować szybką strategię działania. Nie spiesz się z wyjęciem ryby, ale także nie zwlekaj zbytnio, aby nie narażać jej na niepotrzebny stres i utratę sił. Po kilku rybach będziesz wiedzieć na ile możesz sobie pozwolić.
6.Staraj się prowadzić hol w taki sposób aby wędzisko z żyłką tworzyło kąt zbliżony do 90*. Jeśli będzie on zbyt duży lub zbyt mały, to stracisz dużo na własnościach amortyzacyjnych wędki co skutkować może zerwaniem przyponu, a w drugim przypadku czasem także złamaniem szczytówki.
7.Ręką podbieraj lub podnoś na kiju wyłącznie ryby małe. Przyjęło się obowiązkowo stosować podbierak do wyjmowania z wody ryb większych niż 0,5kg. Radzę odstępować od tej zasady wyłącznie w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Do kija długiego, wygodniej jest mieć podbierak z długą sztycą.
I wyszło mi takie siedem grzechów głównych :). Znalazłoby się więcej, ale moje roztrzepanie nie pozwala mi ich sobie przypomnieć.
Na razie to tyle.
Witam się z Wami w nowym 2009 roku i życzę samych wędkarskich sukcesów.
Pozdrawiam
Mateusz
El otro del este autor : Mateusz Sławiński » Más...
Revisiones y comentarios