Dokładnie tak |
24 febrero 2008 23:01:47
Parę zmian już wprowadziliśmy (wymiar, limit, ochrona, więcej rzek) i widzimy pewną poprawę (na Bystrzycy więcej ryb na tarle), ale do powrotu sprzed kilku lat jeszcze daleko.
Masz rację, że trzeba wszystko razem uwzględnić, inaczej nie zadziała.
Pozdrawiam
Andrzej
![]() ![]() |
Relacionado con |
11/02/2008 15:52
Nie wiem, jak jest u Was na Pomorzu.
Nie wiem, czy Twoje zarzuty wobec gospodarzy są słuszne.
Wiem, jak jest u nas, bo wspólnie z kolegami zajmujemy się pstrągami na naszych rzeczkach od lat, nie jako wędkarze (tzn. nie tylko jako wędkarze), ale jako gospodarze. Jestem członkiem ZO PZW Lublin odpowiedzialnym za gospodarkę na wodach pstrągowych. W komisji jest nas kilku, a współpracuje wielu. Zapraszam na naszą stronę
http://komisjalublin.ota.pl
Nie wiem jak jest u Was, wiem jak jest na naszych wodach i na wodach sąsiedniego ZO PZW Zamość, z którym mamy dobre kontakty. Ręcze Ci, że ryby są co roku wpuszczane do wody w wystarczającej ilości (zgodnie zresztą z zapisami w operacie rybackim) i z należytą starannością. Ręcze, bo sam w tych zarybieniach co roku przez kilka dni uczestniczę, jest to za każdym razem wspólna praca wielu kolegów, po kilku dziennie przez kilka dni.
Na zarybieniach nasza praca się nie kończy, to mało, to nie wystarczy. Dokonujemy odłowów kontrolnych. Analizujemy też wyniki odnotowane w rejestrach wędkarskich. I co z tego widać? Wiemy, że pstrągi z jesiennego zarybienia przyjmują się dobrze, bo mamy sporo dwudziestaków. Daleko mniej mamy tych większych. Analizujemy przyczyny. Poważną jest na pewno kłusownictwo. Zatem w tym roku podwyższyliśmy opłaty (bez tego by się nie obeszło) i dzięki temu zatrudniliśmy strażników tylko do wód górskich. Pracują od pierwszego stycznia, przez miesiąc zatrzymali sześciu gliździarzy (odebrany sprzęt, wnioski o ukaranie) i co najmniej dziesięciu wędkarzy bez ważnych opłat (wnioski o ukaranie). Strażnicy wymagają wpisu do rejestru przed rozpoczęciem wędkowania i wpisu każdej zabranej ryby natychmiast po jej uśmierceniu. Mamy nadzieję, że problem kłusownictwa mocno zredukujemy. Zamość ma dobrych strażników od dawna.
Ale to jedna z przyczyn. Drugą może być to, że nie każdy pstrąg przeżyje spotkanie z wędkarzem. Od tego roku wprowadziliśmy obowiązek stosowania haków pozbawionych zadziora. Strażnicy to sprawdzają. Oczywiście wędkarze muszą wypuszczać ryby umiejętnie, a nie wrzucać niewymiarka do wody. To kwestia kultury.
Ale to też nie wystarczy. Analiza odłowów wędkarskich, nawet tych niepełnych, pokazuje, że łowimy dużo więcej niż mogą wykarmić rzeki. Niech ten statystyczny zabierze rocznie trzy ryby. Pomnóż to przez tysiąc, no choćby tylko przez pięćset i masz odpowiedź!
Wprowadziliśmy limit 2 szt. i wymiar 35 cm (nasze pstrągi szybko rosną i trzydziestak u nas nie jest pstrągiem godnym uwagi). Podobnie jest na wodach zamojskich.
To też jeszcze nie wystarczy. Myślimy o limicie rocznym na przyszły rok. Rzecz w tym, jakiej wysokości?
A może oddzielne limity na każdą rzekę? Kto swoje wyłowi, niech jedzie gdzie indziej i nie robi tłoku? A może jeszcze limit miesięczny? To wszystko wymaga dyskusji.
Zastanawiamy się, czy nie limitować wędkarskich dniówek jak Krosno?
Myślimy o wprowadzeniu odcinków mateczników, bez prawa zabierania ryb stamtąd.
Myślimy o górnym wymiarze, np. 60 cm.
To wszystko propozycje, wymagające dyskusji. W najbliższą sobotę odbędzie się taka w Józefowie na zaproszenie prezesa ZO PZW Zamość.
W każdym razie musimy pamiętać, że czasy dowolnego czerpania dawno się skończyły. Tak samo czasy tajnych rzeczek. Wyrośliśmy też dawno z traktowania innych pstrągarzy jako konkurentów, zamiast tego dbamy o dobrą współpracę między nami, bo inaczej nic się nie uda. Dobrze zadbane wody pstrągowe możemy mieć tylko dzięki wspólnemu działaniu.
Zaglądaj na naszą stronę.
Pozdrawiam
Andrzej
23/02/2008 15:40
Andrzeju to co napisałeś to zbiór konieczności. Te wszystkie rzeczy są konieczne, ale żadna nie jest wystarczająca.
Te wszystkie czynniki muszą zadziałać wspólnie.
Ochrona, limitowana presja, limity ilosciowe, wymiar ochronny, zarybienia. To wszystko razem sie sprawdzi. poszczególnych elementów już próbowano i dawały przejściową poprawę.
Tym razem spróbujcie wszystkich. Może to ostatni moment.
24/02/2008 23:01
Trwają dyskusje i u nas, i w Zamościu, i na pewno sprόbujemy nowych rozwiązań. Masz rację, że to ostatni dzwonek.
Parę zmian już wprowadziliśmy (wymiar, limit, ochrona, więcej rzek) i widzimy pewną poprawę (na Bystrzycy więcej ryb na tarle), ale do powrotu sprzed kilku lat jeszcze daleko.
Masz rację, że trzeba wszystko razem uwzględnić, inaczej nie zadziała.
Pozdrawiam
Andrzej
andrzej czerwonka <andrzej_UKRYTY@FILTRSPAMUvp.USUNpl>
29/03/2008 09:31
kolego z okręgu tak ładnie się chwalisz o osiągnięciach pzw lublin, że czytając o nich zaparło mi dech z wrażenia.Jestem wędkarzem od 35 lat i byłem kontrolowany tylko raz i to podejrzewam, że przez przypadek.na rzece był most (strzyżewice)gdzie przeprowadzali "dzielni chłopcy "kontrol.nie chciało się im pójść w górę lub w dół rzeki(wyjazd zaliczony przez kontrolerów -zaliczony) inna sprawa którą chciałem poruszyć to budowanie stawów rybnych wzdłuż rzek pstrągowych kto na to wydaje pozwolenia i jaka jest skala strat ponoszona przez zwykłych wędkarzy i jaka jest degrodacja środowiska a szczególnie rzeki.
30/03/2008 01:34
Gdybyś czytał uważniej, to byś wiedział, że strażnicy wόd gόrskich działają dopiero od stycznia tego roku.
Gdybyś czytał uważniej, to znalazłbyś link do naszej strony poświęconej wodom gόrskim. Być może znalazłbyś też zaproszenie na jutrzejszą... wlaściwie to już dzisiejszą imprezę „V Spotkanie Lubelskich Pstrągarzy”. Jeżeli zdążysz tą informację przeczytać, wpadnij, zapraszam, dowiesz się wszystkiego z pierwszej ręki.
Pytasz o stawy.
Pozwolenie wydaje starostwo. Niektόre powstały wcześniej. Część „kaczych dołkόw” być może powstała bez pozwolenia. My rόwnież oceniamy wpływ stawόw negatywnie. Więcej, były w tej sprawie wysyłane pisma do starostw. Niestety, naszych wnioskόw o uporządkowanie tego nie uwzględniono.
Niestety, rzekami interesują się nie tylko wędkarze i wynikają z tego powodu rόżne konflikty, a to z właścicielami elektrowni, właścicielami stawόw, z poprawiaczami natury, z kajakarzami itd. itd.
Niestety, długo jeszcze trzeba nam będzie upominać się o swoje i o poszanowanie prawa...
Andrzej
12/02/2008 19:51
Zaczne moze od tego, ze wszystkich nas tutaj obecnych skupia jedna, wspolna pasja: wedkarstwo. Jedna z jego odmian jest polow salmonidow, ktorych jest coraz mniej i to chyba widzi kazdy. Nie kazdy jednak widzi to, ze kiedys bylo niestety nie tylko mniej wedkarzy, ale i klusownikow, a pstrag niestety rosnie tak samo jak 5, 10, czy 20 lat temu. Wedlug mnie porownywanie minionych lat wedkarskich do obecnych mija sie z celem , bo tak naprawde one juz nie wroca w takiej postaci, swiat sie zmienia, zmienia sie rowniez i wedkarstwo i nie mam na mysli tutaj brak ryb, ale ogolne zmiany jak chocby powszechny dostep do internetu, szybszy przaeplyw informacji np. o polowach itp. Nie moze byc takiej ochrony wod jaka jest teraz, bo to jest skandal. Ochrona moze tutaj wiele dobrego zrobic i na to powinien byc polozony szczegolny nacisk. Poza tym jesli spoleczenstwo bedzie mialo taka mentalnosc jak ma teraz do niczego sie nie zmieni. Przeciez to klusuja nasi sasiedzi, niekiedy nawet znajomi albo i rodziny. Niekiedy wedkarze lowia po kilka, kilkanascie lat i nikt ich nie kontrolowal. Musze jednak przyznac, ze przegladajac angielskie forum wedkarskie tez znalazlem informacje, ze ludzie lowia cale zycie i ani razu nie byli kontrolowani. O co wiec tu idzie?
Oprocz tego to tak szczerze powiem, ze nawet nie chcialbym na kazdym wypadzie podhaczyc pieknego pstraga, ba nawet kilka, bo to stalo bty sie troszke nudne i powszechne i nie mialo by takiej wartosci jak ma teraz, no przynajmniej dla mnie.
Pozdrawiam
Jakub Cięć <>
17/02/2008 11:30
Pogłowie pstrąga zmniejsza się dość szybko porównując ilośc łapanych pstrągów jeszcze kilka lat temu z obecnymi wynikami różnica jest ogromna niestety na niekożyść obecnych lat co nie rokuje dobrze na przyszłość. Przyczyn takiegostanu żeczy oprócz tych które opisał powyżej autor jest jeszcze kilka jest nia poza kłusownictwem również zła jakość zakupowanego narybku nie raz po zarybieniach narybkiem pstrąga potokowego w rzece pojawiaja się równiez teczaki, żródlaki czy trocie które jeśli nie napotkają jakiejs wiekszej przeszkody na rzece w postaci np. jazu poprostu spływaja w dół co sprawia że praktycznie rzeka którą zarybiono zarybiona nie została. Choć na pierwszym miejscu stoi zdecydowanie kłusownictwo kiedys rzek wogule nie zarybiano a ryba była w nich. Aby stan pstrąga w naszych wodach nalezało by stwożyc straż rybacką która by zajmowała sie kontrolą tylko wód górskich, żadne zwiększanie wymiaru ochronnego, czy zmniejszenie limitu ilościowego zabieranych ryb nic nieda bo co z tego że jakiś tam procent bedzie go przestrzegał skoro reszta nie bedzie przestrzegała tego który obecnie istnieje a o zaostrzonym nie wspomne. Problem zmniejszającego sie pogłowia ryb nie dotyczy zreszta tylko pstrąga wiele się przecież ostatnio mówi o ratowaniu szczupaka czy dorszy. Pozdrawiam
17/02/2008 15:26
Piramida 3
Niejedna poważna dyskusja, nie tylko internetowa, już się na ten temat odbyła. O złej jakości narybku – czy też o złym zarybianiu - nie piszmy, jeżeli gdzieś coś takiego się zdarzy, będzie to margines problemu. Skupmy się na istocie: pstrągi po prostu są wyławiane. Przez wędkarzy i przez kłusownikόw.
Wcześniej w dyskusji napisałem o piramidzie.
W naturalnych warunkach jest taka szeroka piramida gatunkόw, jej pdstawa to mόwiąc ogόlnie baza pokarmowa rzeki (istotna, bo bez szerokiej podstawy nie zbuduje się wielkiej piramidy ani w zwyż, ani w szerz. Podstawa to możliwości rzeki. Stromość ścian piramidy określa procentowa przeżywalność kolejnych rocznikόw, dbajmy by była jak największa, ale i tak nie będzie stuprocentowa. Gdzieś tam na wyżynie piramidy są te pstrągi najstarsze, największe, te, przez nas pożądane; pięćdziesiątaki, sześćdziesiątaki czy jeszcze większe, a na samym jej wierzchołku człowiek – drapieżnik wyższego rzędu.
Wyobraźmy sobie jak szeroka musi być podstawa tej piramidy i jak strome ściany (znakomita przeżywalność) aby na każdego wędkarza wypadło kilka pięćdziesiątakόw. Cała piramida na to pracuje! Jeden wędkarz – kilka pięćdziesiątakόw rocznie i cała ogromna piramida pod nim, tylko dla niego jedynego! Taka jest prawda. Jeden łowca potrzebuje całej tej piramidy. Więcej łowcόw - szersza piramida, aby tych KILKA pięćdziesiątakόw (czy też ryb jeszcze większych) stanowiło wystarczająco szerokie piętro dla tych kilku wędkarzy. Kilkunastu wędkarzy – to jeszcze większa piramida, o jeszcze szerszej podstawie, kilkudziesięciu – jeszcze większa, itd.. Zauważmy, że tu nie chodzi już tylko o podstawę utworzoną z ilości wpuszczanych co roku ryb małych, ale o tę podstawową, o bazę pokarmową rzeki. Tu docieramy do kresu możliwości środowiska. Wprawdzie co roku piramida się odbudowuje, kolejne ryby przechodzą na wyższe piętra, ale ta piramida ma ograniczoną możliwościami rzeki podstawę. I koniec. I na to nic nie poradzimy. Ma też ograniczony wierzchołek – to są nasze odłowy i regulacją tego możemy i powinniśmy się zająć.
Od momentu ustalenia wymiaru łownego piramida jest ścinana. Jeżeli nie wyeliminujemy kłusownikόw, to jest ścinana już wcześniej, ale na chwilę zostawmy kłusownikόw, skupmy się tylko na nas, wędkarzach. Jeżeli rzeka jest mocno obciążona – a obecnie każda jako tako dobra rzeka jest obciążona conajmniej kilka razy ponad możliwości – to praktycznie prawie wszystkie ryby ponad ustalony wymiar ochronny zostają wyłowione!!! Prawie wszystkie, zostają niedobitki, jakiś malutki ułamek populacji. Ustalimy poprzeczkę na 30 cm – okazem będą ryby 35 cm. Ustalimy na 35 cm – okazami staną się czterdziestaki. I niech mi nikt tu nie mόwi, że wymiar ustala się po to, aby zapewnić rybom możliwość przynajmniej jednego tarła w życiu! Tak było dawno, tak można było myśleć przy znacznie mniejszych odłowach. Przy obecnych, kiedy to praktycznie prawie wszystkie ryby powyżej ustalonego wymiaru są zabierane, wymiar stanowi szlaban. Granicę, poniżej ktόrej straty ryb są powodowane tylko przyczynami naturalnymi (zakładam, że kłusownikόw wyeliminowaliśmy, bo nie będziemy się rybą dzielić ze złodziejami). Kiedyś na jednej z lubelskich rzek (Krężniczance konkretnie) ustaliliśmy wymiar na 40 cm. W rzece było pełno ryb pod czterdziestkę. Niestety, pod naporem mięsiarzy przywrόcono dawny wymiar 30 cm. Po roku prawie wszystko wytępiono. Taka jest prawda.
Co trzeba zrobić?
1. Kontrola. Bez niej nic się nie uda. Rzeki muszą być pilnowane, by każdy łowiący był sprawdzany najlepiej codziennie, bo niestety nie wszyscy postępują uczciwie i zakładanie tej uczciwości jest naiwne.
2. Dokładne określenie możliwości rzeki i ustalenie ile z niej wolno rocznie wyłowić.
3. Dostosowanie do możliwości rzeki reguł łowienia: limitu dziennego, rocznego, wymiaru dolnego lub widełkowego, limitu wyjść na wodę. Odcinkόw bez zabierania ryby itd. To wszystko dla każdej rzeki będzie inne, ale skończmy z jednolitymi zasadami na wszystkich wodach. To mit i fikcja.
4. Dostosowanie wysokości opłat i systemu pobierania opłat do potrzeb dobrego zagospodarowania tych rzek, bo darmo to nic się nie zrobi.
5. I skończmy z mitem ryby niczyjej, powszechności i dostępności do wszystkiego wszystkim za symboliczną opłatą. Ja wiem, że wielu chciałoby mόc łowić wszędzie, bez restrykcji, za minimalną opłatą. I mieć jednocześnie wyłączność dla siebie na tą rzekę. Dorośnijmy wreszcie. Tego się zrobić nie da! Wędkarstwo jest przyjemnością, za przyjemność się płaci. Gospodarze łowisk mogą zagwarantować nam dobrą zabawę, ale na ustalonych zasadach, regulaminowych i finansowych. I my użytkownicy musimy się do tego dostosować. Inaczej się nie da. Już się nie da, nigdzie, w żadnym cywilizowanym zakątku świata.
Wodom cześć!
Andrzej
Andrzej Makowski <>
12/07/2008 07:00
Zacznę od cytatu "pstrągi po prostu są wyławiane". A co w tym dziwnego? Chyba w tym celu prowadzi się coroczne zarybienia? Takie chyba w istocie rzeczy są założenia tych działań? Skoro się ryby łowi to trzeba zarybiać, jedno wynika z drugiego. Dalej mamy piękny wykład o piramidzie pokarmowej w rzece w której pływał by nie jeden sześdziesiątak, siedemdziesiątak gdyby nie przyczyna wszelkiego zła - wędkarz. I nieco dalej już konsekwentnie "sa nasze odłowy i regulacją tego możemy i powinniśmy się zająć". Najlepiej zabronić dostępu do rzeki i podwoić składki. A co z takimi nienormalnymi wędkarzami którzy chcą pojechać nad wodę powędkować i wcale nie muszą codziennie mieć kontaktu z wielką rybą. Rzeka jest tylko jednym z elementow srodowiska i myślę, ze dużo dużo więcej czynników decyduje o ilości ryb w rzece. Kilka lat wstecz łowiło się znacznie więcej pstrągów lecz w żadnej statystyce nie wyczytałem żeby tak bardzo wzrosła ilość wędkarzy - pstrągarzy, że wyłowili wszystkie ryby. Czemu więc im się przypisuje całe zło? Ale wracajmy do tekstu. "praktycznie prawie wszystkie ryby ponad ustalony wymiar ochronny zostają wyłowione!!!".Znów ośmilę się przypomnieć, że w rzekach nizinnych prowadzi się - najprościej rzecz ujmując - chów pstrąga potokowego dla potrzeb i uciechy wędkarzy. Wpuszcza się go po to by pózniej gdy osiągnie odpowiedni wymiar odłowić i nie ma w tym nic złego ani nadzwyczajnego. Normalne jest wpuszczanie i odławianie ryb w stawie, ale w rzece to już jest nienormalne. Jeśli ktoś koniecznie musi codziennie łowić duże ryby proponuję Finlandię lub Szwecję lub jeszcze inny zakątek gdzie w wielu rejonach liczą ile kilometrów kwadratowych przypada na jednego mieszkańca poczas gdy my liczymy ile ludzi na km2. Przykład z Krężniczanką jest zupełnie chybiony. Ryby wybrali kłusownicy w czsie tarła/ dowiedziałem się o tym już po fakcie/ a wodę z rzeki zabrali właściciele stawów /łowisk komercyjnych/, ale autor obwinia wędkarzy nazywając ich obrażliwie choć ich nawet nie zna. I na koniec wnioski. Punkt pierwszy nie budzi chyba niczyich wątpliwości, pozostałe zaś jak cała wypowiedż wyrażnie dryfują w kierunku łowisk specjalnych, których ja osobiście jestem przeciwnikiem. Uważam, że wody dzierżawione przez PZW powinny być ogólnodostępne bez ograniczeń, to powinny być wody naturalne. Lowiska specjalne niech pozostaną domeną dzierżawców prywatnych. Pozdrawiam!
20/07/2008 15:44
13/07/2008 00:10
Niezupełnie.
Nie po to się zarybia, aby te ryby wyłowić, w każdym razie nie wszystkie i nie od razu, choć są i tacy, ktόrzy tak robią i wyławiają dopiero co wpuszczone karpiki. Ale chyba nie o takim „wędkarstwie” rozmawiamy?
Owszem, można sobie uważać, co się chce i to jest dla nas bardzo typowe, że każdy chciałby mieć monopol na słuszność. Nie zapominajmy tylko, że jest nas wielu i trzeba prowadzić taką gospodarkę na wodach aby:
1. nie dewastować środowiska (rzeka nie jest sztucznym tworem jak staw hodowlany),
2. zapewnić możliwość złowienia godziwej ryby innym, nie tylko temu, kto pierwszy dorwie się do wody.
I tym się kierujemy w naszej gospodarce.
Tu od razu chcę rozwiać pewien mit: „zarybiania aby było co łowić”. Gdybyśmy tym się kierowali, to trzeba by było takie zarybianie przeprowadzać przynajmniej raz na tydzień i to od razu rybą konsumpcyjną. Nie traktujemy naszych rzek jako łowiska typu "put and take", bo po pierwsze było by to ze szkodą dla natury, po drugie koszt takich zarybień wymusiłby opłatę dzienną w wysokości obecnej rocznej.
Tu przypomnę, że nie mamy zaplecza z pstrągami potokowymi w rozmiarach 40 – 60 cm. Narybek sprowadzamy. Przywożenie ryb dużych byłoby nieopłacalne - kilkadziesiąt szt. wiezionych kilkaset kilometrόw i to częściej niż raz na miesiąc, tak by to wyglądało.
Staramy się więc utrzymać dobrą populację pstrągόw, w tym także pstrągόw z tarła naturalnego, zarybiając zgodnie z operatem rybackim co roku narybkiem jesiennym, ktόrego przeżywalność jest u nas całkiem niezła (co pokazywały odłowy kontrolne). Ryb dwuletnich nie brakuje, a wymiarowe musimy limitować.
Dla porόwnania proszę zobaczyć jaki procent zwierzyny łownej jest dopuszczany do pozyskania przez myśliwych. Oczywiście zależy od gatunku, ale są to ilości kilku – kilkunastoprocentowe. A my wędkarze odławiamy być może nawet 90 % populacji ryb drapieżnych, przynajmniej w wodach poddanych silnej presji (czyli prawie wszystkich).
Przypomnę, na wodach pstrągowych Okręgu lubelskiego łowi około 1000 wędkarzy. Za dawnych czasόw amatorόw kropkowańca było wielokrotnie mniej.
Wiem, że są zwolennicy "3 razy 30" i takie pstrągi po 30 cm ich satysfakcjonują. Wiem też, że są wędkarze, ktόrzy chcieliby nadal łowić na zasadzie: „kto pierwszy ten lepszy”, ale takie wędkarstwo dawno już wyczerpało możliwości naszych rzek i mamy to, co mamy. Konieczne więc są ograniczenia, w tym limit roczny, ktόry chcemy wprowadzić już w przyszłym roku, choć, jak się spodziewam, spotka się to z krytyką. Trudno.
Andrzej
P.S.1
Odnośnie punktu 1
Od pόł roku lubelskie wody pstrągowe są pilnowane przez strażnikόw wόd gόrskich. Przez te pόł roku na ponad 300 skontrolowanych zatrzymano ponad 40 kłusownikόw. Odebrano im wędki i kołowrotki, jedna sprawa trafiła do sądu...
P.S. 2
Nie muszę szukać dużych pstrągόw w Skandynawii, dużo bliżej są rzeki, w ktόrych spotkanie z sześćdziesiątakiem nie jest niczym niezwykłym i nie są to ryby ze stawu. Oby tylko gospodarze utrzymali te rzeki w dotychczasowym stanie i uchronili je przed pazernością.
P.S. 3
Jak mam rozumieć "wody ogólnodostępne bez ograniczeń"???
Andrzej Makowski <>
16/07/2008 22:00
Nie pisałem nic o wyławianiu narybku, zwłaszcza karpików. Chętnie przeczytam czemu służy coroczne zarbianie pstrągiem w rzekach nizinnych. Nie mam monopolu na słuszność, nie namawiałem do dewastacji środowiska, nie wiem komu należy się złowienie godziwej ryby. nie sugerowałem też zarybiania pstrągami 40 -60 cm. Uważany jestem za niezłego wędkarza ale jak czytam wasze wyliczenia ile to się pstrągów wyławia to mam wrażenie że wcale nie umiem łowić. Ciekawe te wyliczenia. Nie przeszkadzał mi wymiar 30, ani 35 i jak będzie 40 to też mi nie będzie przeszkadzało pod warunkiem, że rzeki będą pilnowane, zwłaszcza podczas tarła i to przez całą dobę bo w tym okresie najwięcej dużych pstrągów pada łupem kłusowników. Wody ogólnodostępne bez ograniczeń? Wody dzierżawione przez związek powinny być wodami naturalnymi, bez żadnych odcinków specjalnych, specjalnie zarybianych dużymi rybami i specjalnych opłat i limitów wejść . Jeśli są potrzebne takie rzeki to niech zwiazek odda kilka rzek prywatnym dzierżawcom takim jak P Jeleński i zorganizują takie łowiska i pokryją koszt ich organizacji. Ja a wiem, że i wielu innych wędkarzy nie jest zainteresowanych takim wędkarstwem. Można to pogodzić a związek nie musi się komercjalizować. Nie łowię w łowiskach komercyjnych choćby tam było ryb więcej niż wody . Prawdziwe wędkarstwo nie musi gwarantować dużych ryb na każdy wyjazd, nie gwarantuje żadnych i to mnie w nim pasjonuje, ale to tylko moje zdanie. Pozdrawiam.
16/07/2008 23:54
Przykład z wyławianiem dopiero co wpuszczanych karpikόw (niestety prawdziwy) nasunął mi się po Twoim stwierdzeniu, że zarybia się, aby te ryby wyłowić. Być może to był Twόj skrόt myślowy i być może nie sugerowałeś wyławiania ryb dopiero wpuszczonych. O.K. Rozumiesz więc, że od wpuszczenia narybku (bo nie ryby konsumpcyjnej) musi upłynąć nieco czasu (jakieś dwa lata przynajmniej) zanim te wpuszczone ryby osiągną łowny wymiar. Jeżeli zarybia się corocznie (a tak właśnie robimy) to czekanie niczego nie zmienia, bo w rzece jest – a przynajmniej powinna być – ciągłość rocznikόw. Są więc ryby te dopiero wpuszczone, są i dwulatki, i trzylatki itd. i jest tych starszych mniej, niż tych wpuszczanych, co oczywiste. I właśnie o tym pisałem dając przykład tej piramidy.
Czemu służy zarybianie pstrągiem w rzekach nizinnych?
Znowu musimy sprecyzować, co rozumieć przez termin „rzeki nizinne”? Geograficznie? Przyrodniczo? Podział na wody „gόrskie” i „niegόrskie” jest umόwny (chyba, że będziemy się trzymać ściśle geografii). Dla nas, wędkarzy, lepiej posługiwać się nazwą rzeki „Krainy Pstrąga i Lipienia”, albo „rzeki pstrągowe”. I tu też znowu potrzeba ściślejszej definicji, co się przez taką nazwę rzeki rozumie? Czy są to rzeki, w ktόrych są pstrągi? Czy są to rzeki, w ktόrych kiedyś były pstrągi? Czy też są to rzeki, w ktόrych pstrągi mają dogodne warunki? Historycznie, to w wielu gόrnych dopływach większych rzek mogły być pstrągi, czasem gdzieś to jest nawet odnotowane. Ale warunki się zmieniały, najpierw stały się mniej korzystne, potem w niektόrych rzekach się poprawiły. Można więc reintrodukować pstrągi tam, gdzie mają dogodne warunki, tam, gdzie to ma sens. A ma sens w rzekach, w ktόrych woda ma odpowiednią nie za wysoką temperaturę, odpowiednią ilość rozpuszczonego tlenu, kryjόwki, bazę pokarmową i warunki do naturalnego tarła. Warto to robić z punktu widzenia wędkarza, jeżeli w danej rzece mogą żyć pstrągi, a poza nimi tylko gatunki drobnych ryb. Udane reintrodukcje na naszych lubelskich wodach to potwierdzają. Wymieniłem warunki do tarła naturalnego, gdyż jeżeli ich nie ma, nie zostaje nic innego, jak sztuczne utrzymywanie populacji pstrągόw i coroczne zarybienia, bez ktόrych pstrągi przestaną tam istnieć i pozostanie po nich tylko mocno wyjałowiona rzeka.
Więc zarybienia są potrzebne, jeżeli się decydujemy, aby taką wybraną, spełniającą odpowiednie warunki rzekę uczynić łowiskiem pstrągowym. Oprόcz zarybień część pstrągόw pochodzi z naturalnego tarła. W naszych rzeczkach ten warunek jest spełniony. Nie wiem na ile odpowiedziałem na Twoje pytanie dotyczące zarybień? Dodam jeszcze, że ilości wpuszczanych pstrągόw są wyliczone przez ichtiologόw, są zapisane w operacie rybackim i są dla nas dzierżawcόw obowiązujące. Jak to wygląda w praktyce, możesz się przekonać we wrześniu i własnoręcznie wpuścić kilka setek czy nawet więcej pstrągόw. Zapraszam.
Wyliczenia ilości odławianych ryb są oparte na rejestrach. Dokładniej są z nich wypisane. Nic tu nie ma do dodania, tyle złowili ci, ktόrzy te rejestry oddali. Możemy się najwyżej zastanawiać (i to też przedstawiłem) ile złowili ci, ktόrzy rejestrόw nie oddali i ile w sumie złowiono?. Wyliczenia ilości ryb jakie można co roku odłowić zrobili ichtiolodzy na podstawie oszacowania możliwości rzek, bazy pokarmowej, powierzchni, ilości ukryć itd. itd. policzyli ile można co roku wpuszczać narybku pstrąga i ile można co roku odłowić. To wszystko zapisane jest w operatach i nas gospodarzy obowiązuje. Wywiązujemy się z ilości zarybień, bo to łatwo, trudniej wykazać ilość ryb odłowionych i trudniej nad tym zapanować i właśnie nad tym pracujemy, aby to zrobić. Aby dostosować wędkarski odłόw do możliwości rzek wyliczonych w operatach.
Wymiar 35 cm okazał się bardzo trafiony, gdyż nasze pstrągi szybko rosną i bardzo możliwe, że osiągają wymiar 30 cm jeszcze zanim zdążą przystąpić do tarła. Podwyższenie wymiaru o te 5 cm zaowocowało bardziej udanym tarłem w zeszłym roku. Zarejestrowano więcej gniazd tarłowych (co roku są liczone), wiosną zaobserwowano więcej narybku pstrąga pochodzącego bez wątpienia z tarła naturalnego, gdyż rybki o tych rozmiarach zostaną wpuszczone dopiero jesienią i w naszych rzekach każdy pstrąg młodszy niż roczny pochodzi w tej chwili z tarła naturalnego. Więc podwyższenie wymiaru przyczyniło się do zwiększenia populacji dzikiego pstrąga. Zauważ, że to podwyższenie nie spowodowało znacznego zmniejszenia ilości zabranych przez wędkarzy pstrągόw, natomiast wzrosła średnia wielkość zabieranych ryb, co zresztą oczywiste (zobacz dane za rok 2007), więc same korzyści.
Całkowicie się zgadzam co do konieczności skutecznej ochrony. Zauważ, że dopiero od stycznia bieżącego roku możemy mόwić o takiej ochronie i choć jeszcze to nie jest to, co byśmy chcieli, ale poprawa jest zdecydowana. Więcej na ten temat znajdziesz tu:
http://www.k...ask=view&id=214
Nie da się jednak zapewnić całodobowego pilnowania naszych rzek. Policz ilu by trzeba było ludzi i ile by to nas kosztowało? A nie jesteś zwolennikiem podwyższenia opłat, jak zaznaczyłeś.
Łowisk o jakich piszesz, że ich sobie nie życzysz, i tak u nas nie ma, więc spόr na razie jest bezprzedmiotowy. Czy byłoby to słuszne czy nie, to inna sprawa. Na pewno nie da się zrobić takich łowisk na wszystkich naszych rzekach, więc się nie musisz obawiać. Jeżeli wogόle gdziekolwiek, to na na jakimś niedużym odcinku i to nieprędko. Gdyby takie łowisko nie tylko zarabiało na siebie, ale także dawałoby nadwyżkę finansową, za ktόrą możnaby zatrudnić dodatkowych strażnikow, to chyba byłoby warto? Na razie i tak jest to fantazjowanie.
Związek z założenia nie jest nastawiony na działalność komercyjną. Porόwnanie z prywatnymi właścicielami czy dzierżawcami jest więc nietrafione. Organizator komercyjnego wędkarstwa na tym zarabia, model związkowy nie zakłada zarobku, ale nie może generować strat, bo kto to pokryje? Możliwości odtwόrcze przyrody na ktόrych przez całe lata jechano dawno się wyczerpały.
Mylący jest ten podany przez Ciebie termin: „wody ogόlnodostępne”. Mylący, bo można to rozumieć: „dostępne każdemu, bez ograniczeń”. Czyli kto chce, może tam sobie łowić ryby jak chce, tak samo, jak może się kąpać, myć ręce, siedzieć na brzegu itd. Na taką dostępność niestety nie możemy się zgodzić, chyba, że się kiedyś rzeczywiście zrezygnuje z niektόrych rzek i pozostawi je na pastwę ogόlnodostępności.
Ja też jestem zwolennikiem wόd naturalnych, dzikich, choć dziś niestety tą dzikość trzeba sztucznie podtrzymywać. Bez tego dawno by te rzeki wytępiono do cna, zamieniono je na tory kajakowe, ciągi stawόw, rowy melioracyjne, ścieki i co tam jeszcze. O dzikość trzeba dbać, bo to dziś coś bardzo cennego, choć niestety niewielu to rozumie. Jak na czymś się nie zarabia, to znaczy, że to coś jest bezużyteczne – tak nietety myśli wciąż jeszcze zbyt wielu. Więc tu się chyba zgadzamy? Jednak nie da się dziś wędkować tak, jak tych 40 – 50 lat temu, czasu się nie cofnie, co byśmy nie robili. I za kilka lat nawet te najodleglejsze zakątki świata także przestaną być dzikie. Trudno, nic na to nie poradzimy.
Pozdrawiam
Andrzej
Zainteresowanym gospodarką na wodach pstrągowych polecam:
http://www.p...omosc&pozycja=0
oraz
http://www.k...d=1569&catid=10
Andrzej
20/02/2008 12:50
Chętnie przyjadę wędkować na rzeki pstrągowe, gdy będą ryby. Oraz gdy nie będę musiał się zapisywać na dany dzień łowienie, albo co gorsza na sektor. Ilośc wejść na wodę w abonamencie jest ok, jesli nie ogranicza możliwości bycia nad wodą do 30 dni wroku a potem szlus. Wtedy będzie ścisk dopiero, jak się ludzie rzucą na łowienie np. w sierpniu, kiedy teoretycznie dobrze ryby biorą - kija nie wetkniesz.
Z tego co piszecie o dorybieniu tęczakiem, jestem za, albo np. za rozróżnieniem ryby dzikiej, którą obowiązkowo puszczamy od ryby z zarybień ( oznaczona), które można by w ograniczonym stopniu zabierać. Hodowla potokowca aż tak droga nie jest, żeby koniecznie taniego tęczaka wpuszczać. Ale wpuszczanie takich tęczaków 45-50cm to super sprawa dla wędkarzy i na pewno mozna wziąć więcej niż 3 zł dziennie za "wejście"
20/02/2008 16:26
Rozważamy różne możliwe rozwiązania i my, i ZO Zamość. Jedne wprowadzi ZO Zamość u siebie, podobne, może identyczne, wprowadzimy my. Róznica taka, że na Roztoczu jest więcej wód, a u nas jest więcej chętnych. To zresztą staje się mało ważne, bo tak naprawdę wszystko jedno kto łowi, ważne jak łowi i ważne, by za to zapłacił. W każdym razie i u nas, i w Zamościu chcemy prowadzić pstrągowe łowiska w taki sposób, by były atrakcyjne. Atrakcyjne, to znaczy z możliwością złowienia ryby dużej, z możliwością cieszenia się pięknem dzikich rzek i bez tłoku, bez gonitwy, bez wyścigów.
I oczywiście bez kłusowników. Jak to osiągnąć? Nad tym dyskutujemy i wszystkie mądre pomysły będą brane pod uwagę.
Pozdrawiam
Andrzej
p.s.
Obecność ładnych pstrągów i łowienie ich to dwie różne rzeczy. Gospodarze mogą mieć wpływ na obecność ryb w wodzie, ale już nie na to, by brały. Zagęszczenia ryb jak w komercyjnych stawkach raczej nie przewidujemy.
)
Jakub Cięć <>
20/02/2008 14:00
Do pana Andrzeja Trębaczowskiego byc może na roztoczu jest na tamtejsze cieki nałożona olbrzymia presja wędkarska wówczas wędkarze mogą powodować duże spustoszenia wśród tamtejszej populacji pstraga i wtedy ta cała piramida się by sprawdzała jednak unas na pomożu sytłacja jest trochę inna gdyz niema tak dużej presji na nasze cieki przynajmniej na Gwdę, Czernice, Szczyrę jest to spowodowane być może mniejszym zaludnieniem tutejszych terenów lub większym wyborem łowisk. A jeśli chodzi o baze pokarmową to każda z tych rzek niewątpliwie jest w stanie wykarmić KILKA KROTNIE większą populacje pstrąga od tej jaka obecnie w nich rzyje. Jeśli zaś chodzi o limity, wymiary o których pan pisze to jeszcze nie tak dawno złapanie tu 40 nie było niczym specjalnym przy wymiarze ochronnym 30 cm w chwili obecnej przychaczenie 25cm pstraga jest rzeczą sporadyczną a wymiar ochronny się nie zmniejszył. Zapraszam pana na strone www.czarny-pstrąg.pl na której blizej się pan zapozna z charakterystyką omawianych rzek. Pozdrawiam
20/02/2008 16:33
Nie ma takich samych rozwiązań, gospodarze muszą dostosować je do możliwości. Najważniejsze, to chcieć. Samo się nic nie zrobi, po pierwsze muszą być ludzie, którym się chce i muszą wspólnie się za to zabrać. Macie ładne rzeki, widocznie wymagają większej dbałości. Nie wiem, nie znam sytuacji, nie wypowiadam się. Piszę jak jest u nas i u sąsiadów, bo tę sytuację znam.
Pozdrawiam.
Andrzej
P.S.
1. Nie bardzo zrozumiałeś przykład z piramidą. Taka tworzy się w każdej normalnej wodzie, wynika z zależności, jakie panują w środowisku, gdzie jedne organizmy żywią się innymi a na samym szczycie jest człowiek – największy drapieżnik.
2. Nie ma co się chwalić trzydziestakami, u nas dawno takich się nie zabiera. Przecież lepiej złowić jednego pięćdziesiątaka niż dwadzieścia czy więcej trzydziestaczkόw. I jak to zrozumiesz, będziesz wiedział o co chodzi z tą piramidą, jej piętrami, kolejnymi rocznikami itd.
21/02/2008 17:44
To co piszesz to jest po części prawdą !!! Rzeczywiście kontroli nie ma i jest beznadziejnie i zarybień też jakoś nie widzę. U nas "zarybienie" wyglądało tak. Przyjechali "chłopcy" z PZW. Agregatkiem odłowili do żołądka, i wpuścili 15 cm parę sztuk. A kontrole ? - na rzece ich nigdy nie widziałem. Za to kontrolę na stawie ani ja ani moi koledzy nie zapomnę nigdy. Po spinningowaniu wraz z czwórką kolegów postanowiliśmy zjeść kiełbaski. Smażymy aż tu nagle podjeżdża polonez czerwony z białymi drzwiami. Wysiada trójka mistrzów ubrana w moro i identyfikatorami niby z PZW. Nas czwórka i obok nas nasze cztery spinningi. A oni pytanie " Czyje to wędki ?" A my w śmiech z kolegami. Normalnie niedorozwinięci. Ja na swojej kamizelce mam malutką flagę Polski, a koleś który nas kontrolował pytanie do mnie ? "jesteś członkiem jakiejś organizacji pozarządowej? Proszę to zdjąć bo zapłacisz mandat. A ja sobie tak myślę "człowieku, jestem w Polsce i mogę sobie nawet hymn Mazurka Dąbrowskiego śpiewać i mieć orzełka na plecach". Pytałem się prezesa Okręgu czy koleś miał rację. Dowiedziałem się, że w żadnym wypadku nie mogę zostać ukarany. Każdy ma prawo do tego. I zobaczcie jakie ćwoki są u nas w kraju. Przyjedzie taki czepi się nie wiadomo czego, a kuźwa co drugi łowi na 10 wędek, zakłada sieci, łowi na agregaty, podrywki itp. Każdy płaci składki i wymaga. Pisałem już to na innych forach, ale usłyszałem odpowiedzi typu: "Nie ma pieniędzy na kontrole bo ludzie płacą za małe składki". Śmiech na sali ludzie. To jest po prostu szok. Nie chce obrażać kontrolerów (w sumie jest ich garstka, albo może dużo ale nie tam gdzie być powinni), pchają mi sie mocne słowa na ich temat (na tych którzy robią tak jak Ci w/w). A pstrąga jest coraz mniej i nie będzie go więcej bo pseudo wędkarze też robią swoje. Już nie mówię żeby każdy stosował zasadę NO KILL, ale jak pstrąg ma wymiar (u mnie 25cm) to niech biorą od 25cm, jak limit wynosi 3szt/24h to niech biorą trzy a nie 5 i to narybku !!! Ja sam chociaż nikt mi za to nie płaci, ubieram w lecie wodery i czyszczę rzekę ze śmieci na odcinku kilka km. Ale uczciwości, uczciwości i jeszcze raz uczciwości - tego brakuje w PZW i zaangażowania w rozwój gospodarki wodnej !!!
Kondrad Zarębski <>
28/02/2008 23:30
PZW corocznie pobiera ok. 1 milarda 200 milonów PLN. Ciekawe, ryb coraz mniej , a składki coraz droższe, typowy polski melanż, im gorzej,tym lepiej..dobrze,że Piłsudski nie dożył dzisiejszych czasów..kropnąłby sobie ćwiartkę,a potem prosto w łeb....
ZARYBIANIE
rzecz dobra i potrzebna, ale śmieszna przykład :
gdzieś tam , gdzieś tam, wpuszczono kilkadziesiąt tysięcy palczaczków-niech to będą palczaki sandacza, OK. Jedna samica sandacza potrafi mieć do 250 tysięcy ziarenek ikry w brzuszku. Dorastalność do wymiarów palczaka, niech będzie 1-2 %. Daje nam to ok. 2,5 do 5 tysi palczaków. Podczas tarła(milicja dokładnie wie gdzie) w ciągu miesiąca, bo przez taki okres potrafi trzeć się sandacz, z jednego miejsca "wędkarze" stosujący metodę "blood sport", potrafią wyjąć kilkaset takich ikrzyc oraz kilkaset samców, które to wyjęte z gniazd nie dopilnują ikry, która zostanie momentalnie pożarta przez inne ryby, nie tylko jazgarze jak to ludki mówią(każda ryba żywi się ikrą). Matematyka jest prosta...zarybianie to kropla w oceanie, w porównaniu z ochroną tarlisk, ale kto to zrozumie?
Wniosek-należy pilnować tarlisk..
Zrobić jak w Kanadzie za zabranie jesiotra z łowiska 100 tysięcy dolców ale nie nagrody!!!!!!!!
29/02/2008 00:03
Mniejsza zresztą o źrόdło wątpliwej reputacji, wystarczy policzyć.
Niech nas będzie milion (a jest nas mniej) i niech każdy zapłaci ze dwieście zł (to też zawyżone) to będzie razem najwyżej 200 mln. Do miliarda daleko. Ale z takim źrόdłem informacji nie ma co nawet dyskutować. Darujmy sobie.
Zgadzam się natomiast całkowicie z docenianiem tarła naturalnego. Tak, trzeba o tym pamiętać, że wszystko, co byśmy nie zrobili dla poprawy rybostanu naszych wόd jest i tak marną namiastką tego, co może Natura, a raczej tego co mogła. Bo sandacze owszem, mają jeszcze dogodne warunki do tarła (stąd też jeszcze nie zostały wytępione), ale gorzej już ze szczupakami, ktόre trą się na zalanych łąkach, gorzej z pstrągami, ktόre też nie wszędzie mają dogodne warunki do tarła. Więc samo liczenie na Matkę Naturę nie wystarczy.
Ochrona – tak, jak najbardziej. To w tej chwili podstawa. Bez skutecznej ochrony nie doczekamy się poprawy zasobności naszych wόd. Potrzebna ochrona przed kłusownikami i kłusownikami z kartą. Aż nadto długo nasze wody pełniły rolę swoistego bezpiecznika, miejsca wyżycia się przerόżnych prymitywόw, miejscem zdobywania taniego mięsa. Zbyt długo trwa tolerowanie patologii, cackanie się z łobuzami, bajdurzenie o „biedzie i bezrobociu” jako przyczynach kłusownictwa, mity o „niskiej szkodliwości społecznej”. Niestety, dokąd kary nie będą dotkliwe, dokąd nie zacznie się kłusownikom konfiskować nie tylko siatek, ale i używanych do kłusownictwa samochodόw, a także dokąd ryba wędkarska nie będzie wielokrotnie droższa od tej sklepowej, nie doczekamy się poprawy...
Czy składki są wysokie?
Nie, nie są. Są natomiast ciągle niedostosowane do potrzeb. Nie wystarczają na zagospodarowanie i ochronę wόd na takim poziomie, jak byśmy tego chcieli. Ciągle jeszcze brak odwagi, by je zrόżnicować, ciągle jeszcze są silne tendencje przeciwstawne, by je ujednolicać, by za przysłowiową stόwę wolno było łowi wszystko i wszędzie, w całej Polsce, bez żadnych ograniczeń.
Tak, ochrona przede wszystkim. Profesjonalni strażnicy patrolujący bez przerwy nasze wody. Tylko ilu ich trzeba? I skąd brać pieniądze na taką ochronę? Za symboliczną stόwę tego się nie zrobi...
Andrzej
05/03/2008 12:36
Profesjonalni strażnicy patrolujący bez przerwy nasze wody. Tylko ilu ich trzeba? I skąd brać pieniądze na taką ochronę? Za symboliczną stόwę tego się nie zrobi...
Andrzeju. Liczylismy to. Strażnik kosztuje około 50-60 tysięcy rocznie (pensja, mundur, paliwo, zus, podatki). Potrzeba nam nie mniej jak 1000 strażników w Polsce. Jednak w pierwsze dwa lata trzeba by ze 2000 strazników, żeby wytworzyć strach wśród kłusoli. Więc docelowo ta stówa na łeb, o której mówisz , starczy, a na początek przydałyby się 2 stówy. Bez zniżek. Czy to wiele? Nie ważne. To musi tak być, albo nie będzie ryb. A dobra straż to mniej pieniędzy potrzebnych na dorybianie po stratach spowodowanych kłusownictwem i mięsiarstwem. To drugie na pierwszym miejscu. Pozdrawiam
06/03/2008 11:29
Kosztuje stówę
Nie znam takich owych dobrych, przynajmniej się z nimi nie spotkałem.
Ale nie ma co się dziwić nikt nie chce pływać w zimnej wodzie dwa razy w tygodniu za marne 1500 zł
Piszę to tak z lekką dozą uśmiechu
Pozdrawiam
06/03/2008 12:52
Wskaż składniki tego kosztu, to ci może przyznam rację.
Weź pod uwagę zarobki i wyposażenie w firmach ochroniarskich. Może rzeczywiście trzeba policzyć od nowa...
06/03/2008 17:46
Widziałem na własne oczy jak strażnicy biorą po stówie od kłusoli, którzy łowili np. w niedozwolonej odległości od jazu czy też w trakcie okresu ochronnego sandacza, mieli po parę sztuk tej ryby, TO zamiast ich ukarać i odwieźć w odpowiednie miejsce to brali po tak zwanej stówce plus rybka. Niestety takie u nas są realia.
Właśnie to Tomku miałem na myśli pisząc " z lekką dozą uśmiechu"
Takich wątków mogę tu wiele przytaczać ale wolę nie bo jeszcze obróci się to wszystko przeciwko mnie.
To jest jak walka z wiatrakami.
Pozdrówka
07/03/2008 11:49
Są zjawiska patologiczne, ale tego się nie uniknie. Moim zdaniem jednak złodziei jest mniejszość w społeczeństwie. Jak strażnik będzie miał premię od odszkodowania zapłaconego na rzecz gospodarza wody przez kłusownika, to nie będzie kradł stówy Jest wiele rozwiązań. A bardzo wiele osób nie ma pracy i za te 2-3 tysiące (średnia krajowa 3,5 tys brutto) będą pracować.
07/03/2008 12:15
Światek Polskiego wędkarstwa powoli dorasta do tych spraw i być może znajdzie się ktoś kto pomyśli w ten sposób aby dawać premię za każdego ukaranego i być może to się zmieni, w co "wątpię", są przecież tak zwani hurtownicy jadą na maxa z sieciami po rzekach, a za taką imprezę grozi pięć koła i kraty, to taki hurtownik na pewno woli dać już dajmy na to 2 klocki i mieć spokój. Choć miejmy nadzieje że ludzie którzy tam pracują są z powołania i naprawdę będą chronić naszych wód
Andrzej Makowski <>
11/07/2008 07:30
Nie zgadzam się z takim liczeniem. Zapomniałeś Kolego o różnych dopłatach. Mnie to z dopłatami kosztuje 500-600 zl rocznie i co rok to więcej. Jeśli nie pamiętasz to przypomnę, że w Lublinie np. trolling kosztuje 300 zl. Do miliarda coraz bliżej! Jeśli brakuje pieniędzy to proponuję zrobić tylko cztery okręgi a kasę z likwidacji stołków przeznaczyć na ochronę i zarybianie, myślę że będzie tego aż nadto i wszyscy wędkarze się z tego ucieszą. Wiem co mi odpowiesz. Są potrzebni itp.itd. Prosty przykład: znaczki - nikomu nie potrzebny przeżytek. Ile kosztuje ich druk i utrzymanie naklejaczy znaczków, a przecież gdy jadę łowić w innym okręgu wystarcza dowód wpłaty. Następny temat - siedziby okręgów ile to kosztuje? Mógłbym dalej rozwijać ten temat ale sam dobrze wiesz ile kasy marnuje PZW tylko jakoś dziwnie milczysz na ten temat, za to świetnie tłumaczysz wszystkim, że wciąż brakuje pieniędzy. Poza tym zauważyłem, że Twoje wypowiedzi cechuje wyjątkowa oporność na argumenty innych. Miło słucha się klakierów , ale to prowadzi na manowce. Warto czasem chćby dla zdrowotności wsłuchać się uważnie w to co mają do powiedzenia inni zwłaszcza ci co się z Tobą nie zgadzają.
Pozdrowienia Andrzej
13/07/2008 01:48
To normalne. Skończmy wreszcie z tym socjalistycznym podejściem do wędkarstwa, z mitem ryby niczyjej, z tą symboliczną opłatą na wszystkie wody, z pozwoleniem łowienia każdemu wszędzie i za darmo jak w peerelu. Efektem są wyrybione wody. Ryby nie rosną jak trawa.
W Twojej wypowiedzi jest sporo demagogii. Niestety, większość wędkarzy ma kontakt ze swoją organizacją raz w roku, a czasem opłaca przez kolegę, stąd takie poglądy. Chciałbyś cztery okręgi na całą Polskę??? I sądzisz, że dadzą radę zagospodarować te wszystkie wody? Śmieszne.
A za naklejanie znaczkόw nikomu się nie płaci.
Andrzej
Andrzej Makowski <>
14/07/2008 15:00
Normalne, nienormalne. Nie o tym przecież pisałem. Zwróciłem uwagę na fakt, że nie należy do obliczeń przyjmować zaniżonych liczb podczas gdy każdy z nas płaci znacznie więcej i nie widzę tu żadnego związku z ustrojem politycznym a kwoty jakie musimy płacić naprawdę dalekie są od symbolicznych. Mam wrażenie, że nie zauważasz treści wypowiedzi tylko poszczególne słowa i je komentujesz na swoją modłę. Wyśmiewasz "cztery okręgi". To są tylko słowa, skrót . Gdybym miał rzeczywiście konkretny pomysł na cztery okręgi to napewno bym to opisał szerzej. Chodzi o brak jakichkolwiek prób reorganizacji związku. W moim odczuciu i wielu innych wędkarzy z którymi o tym rozmawiałem okręgów jest stanowczo za dużo. Ile ich powinno być cztery czy czternaście nie wiem. Myślę, że nie powinno ich być więcej niż województw, raczej skłaniał bym się do tego zeby było jeszcze mniej. Zycie pokazuje, że wiele spraw mogą załatwić sami wędkarze, nie potrzeba do tego urzędników. Każdy wędkarz o wiele chętniej przeznaczy swoją opłatę na strażników niż na urzędników. Wielu wędkarzy jest naprawdę bardzo zaangażowanych w sprawy ochrony wód, zarybiania itp. itd. Patrz ochrona tarlisk na wodach pomorza, to ludzie sami z siebie się za to wzięli. Piszesz, że wielu ludzi opłaca przez kolegę. Ja wiele opłat wnoszę bez kolegi, przez pocztę lub internet. Co to oznacza? Chyba coś się zmienia. Nie każdy wędkarz potrzebuje osobistego kontaktu z naklejaczem znaczków/który jednk nie siedzi tam za darmo/. Dostępność, przepływ informacji, możliwości komunikowania się są dzisiaj ogromne i nie ma potrzeby z każdą sprawą biegać do siedziby związku.Tego rodzaju fakty upoważniają do mówienia o konieczności istotnych reform związku. Jeśli chodzi o demagogię to raczej w twoich wypowiedziach roztaczją się wizje rzek pełnych ryb - nie chcę tutaj z tym polemizować, ja jestem zwolennikiem rzek naturalnych gdzie jak to w naturze raz jest dzień lepszy raz gorszy, ważniejszy jest pobyt nad wodą. No i jeszcze o śmieszności. Zanim następnym razem o czyjejś wypowiedzi napiszesz, że to śmieszne - pomyśl co mogą inni sądzić o Twoich wypowiedziach. Pozdrawiam.
14/07/2008 16:36
Napisałeś:
„Mam wrażenie, że nie zauważasz treści wypowiedzi tylko poszczególne słowa i je komentujesz na swoją modłę.”Więc skomentuje, nie przejmując się Twoim wrażeniem.
Po pierwsze: „...nie należy do obliczeń przyjmować zaniżonych liczb podczas gdy każdy z nas płaci znacznie więcej”.
Co znaczy KAŻDY z nas? Na pewno nie każdy wędkujący płaci 500 – 600 zł. Nie wiem ile płaci przeciętny wędkarz, nie mam dostępu do tych danych, ale na pewno nie każdy łowi tak samo intensywnie, nie każdy ma łódkę i nie każdy jest zainteresowany trollingiem. Nie każdy odwiedza wody sąsiednich okręgów itd. Wielu - może i większość? - ogranicza się do wód tylko swojego okręgu. Jeżeli będę miał konkretne dane, choćby dotyczące naszego Okręgu, to je przedstawię.
A związek z peerelowskim myśleniem jest. Zbyt wielu jeszcze uważa, że im się coś samo z siebie po prostu należy, że każdy może sobie ot, tak po prostu, pójść nad wodę, na ryby i łowić co chce i jak chce i ile chce.
Czy kwoty które płacimy są dalekie od symbolicznych?
Przyzwyczailiśmy się do tego, że wędkarstwo ma być tanie (znowu ten peerel wyłazi). Nie można odnosić naszych opłat do naszych zarobków, które są jakie są, ale do potrzeb. Nie da rady zorganizować dobrego wędkarstwa bez straży, bez dobrej gospodarki, bez zatrudnienia fachowców, bez sprawnego administrowania tym wszystkim. Owszem, może być byle jak z byle jakie pieniądze i jakoś to będzie, ale czy tego chcemy? Porównajmy się do lepszych. Choćby do południowych sąsiadów, którzy też wyszli z komunizmu.
Ile ma być okręgów?
Tyle, żeby sprawnie prowadzić gospodarkę na dzierżawionych wodach. A to nie jest tak, jak było kiedyś, że wody praktycznie nie wymagały niczego. Nasz Okręg ma te wody, które ma i myślę, że nie dałby rady wziąć więcej.
Piszesz o reorganizacji. I dobrze, ta następuje, choć dosyć wolno. Życie samo ją wymusza. Wystarczy, że skończymy z tolerowaniem wzajemnych porozumień międzyokręgowych i wtedy słabe okręgi splajtują, bo wędkarze nie będą płacić za puste i źle zadbane wody, przeniosą się do tych lepszych. Ale Ty byś chciał pewnie odwrotnie...
Odczucia wędkarzy i to, co się mówi nad wodami to ja znam od kilkudziesięciu lat. Tylko nic z tego poza czczym gadaniem nie wynika. Ludzie pogadają, ponarzekają, popsioczą na wszystko, na związek, na działaczy co to „na stołkach siedzą”, na małe zarybienia i na wiele, wiele innych jeszcze tematów. Tacy po prostu jesteśmy – lubimy narzekać. I na tym gadaniu się wszystko kończy.
Gdy trzeba cokolwiek zrobić samemu, to już chętnych brak. Brak chętnych do pomocy przy zarybieniach – będą zarybienia we wrześniu, przyjdziesz? – brak chętnych do sprzątania, nawet na widok kłusownika zamiast zadzwonić po policję, ludzie wolą odwrócić się plecami i potem narzekać na brak straży. Niestety, związkiem jesteśmy bardzo marnym. Nie mówię już o zebraniach przynajmniej tych raz na rok (przychodzi zwykle 10 %)
Piszesz: „ Życie pokazuje, że wiele spraw mogą załatwić sami wędkarze, nie potrzeba do tego urzędników.” Owszem, tylko ilu masz tych wędkarzy? Znam takich może kilkunastu, może kilkudziesięciu, którzy się zaangażują, którym się chce. Trochę to mało...
Piszesz: „ Każdy wędkarz o wiele chętniej przeznaczy swoją opłatę na strażników niż na urzędników.” Dobrze, zobaczymy jak skomentują podwyżkę składki na straż. Policz sobie ile kosztuje jeden etat. A profesjonalna ochrona, choćby tylko naszych wód górskich, to 6 strażników zatrudnionych w pełnym wymiarze. A wody górskie to tylko mały procent wszystkich naszych wód...
Piszesz: „Wielu wędkarzy jest naprawdę bardzo zaangażowanych w sprawy ochrony wód, zarybiania itp. itd. Patrz ochrona tarlisk na wodach Pomorza, to ludzie sami z siebie się za to wzięli.”Nie tylko na Pomorzu, u nas także, ale jest ich ciągle za mało! Mógłbym z pamięci wszystkich wyliczyć.
Masz rację, opłatę można załatwić Internetem albo nawet i przez komórkę. Jednak jeżeli mamy być Związkiem, potrzebny jest także kontakt osobisty. Nie z „naklejaczem znaczków” jak nazwałeś skarbnika, który dyżuruje w Kole, (nie za darmo ale wątpię, czy byś dyżurował za takie pieniądze?), ale po to, aby wymieniać te informacje, również żale i pretensje, aby coś razem ustalić, coś zmienić. Samym gadaniem na boku, nawet w Interencie tego się nie zrobi.
Tak, masz rację. „możliwości komunikowania się są dzisiaj ogromne i nie ma potrzeby z każdą sprawą biegać do siedziby związku.” Tylko ilu z tego korzysta?! Dlaczego zamiast zgłaszać na bieżąco problemy (korzystając z tych możliwości, jakie współczesna technika daje) ludzie wolą biadolić? Słyszy się potem po czasie o jakichś „elektrykach”, o meliorantach, o kajakarzach, o wylewaniu szamba itd. itd. A czemu nikt z tych osób nie zareaguje od razu? Czemu nie zgłosi problemu natychmiast?
Cieszę się, że dostrzegasz potrzeby reform Związku. To dobrze. Zrób więc coś samemu, brak ludzi chętnych do działania, wszyscy chcą tylko korzystać.
Wizji rzek pełnych ryb nie roztaczam, choc bardzo bym chciał. I także jestem zwolennikiem rzek naturalnych, z odpowiednim do ich charakteru składem gatunkowym i strukturą wiekową. Może więc tu mamy podobne poglądy?
Pozdrawiam
Andrzej
01/03/2008 10:13
Od pierwszego numeru 91 lub 92 roku co tydzień do X 2006. Później czas mi nie pozwalał.
Teraz sporadycznie z tej samej przyczyny. Wszystkie afery, przekręty, sprawy drażliwe, były z opóźnieniem około tygodnia minimum, opisywane w Gazecie Wyborczej. Nie muszę dodawać, że bez podania wcześniejszego źródła. Tak samo zachowywały się inne media.
Jako osoba mogąca to obserwować na przestrzeni tylu lat, mam prawo mieć ugruntowaną opinię o wiarygodności większości artykułów tygodnika "Nie".
Nie znaczy, że nie jestem bezkrytyczny. Nie popieram linii tygodnika. Wręcz jestem anty, mimo rocznika `59. Odnoszę się jedynie do tych artykułów, które piętnują głupotę, przekręty czy pokazują jak zwykły Polak był, jest, czy będzie dymany i przez kogo.
W związku z tym, mając tak bogate "doświadczenie" , nie dezaułowałbym natychmiast ich doniesień z przytoczonego artykułu.
Tym bardziej, że dotyczy / jak większość ich artykułów wartych czytania/ problemu, którym żywo zainteresowanych jest większość wędkarzy. Na problem zwraca uwagę tygodnik i zwraca anonim.
Proszę zwrócić uwagę, że nie wypowiadam się na temat filmu, którego nie widziałem.
Powyższe napisałem Andrzeju, aby pytanie w Twoim tytule, nie pozostało retorycznym.
Pozdrawiam,
Zdzisław
05/03/2008 00:20
...ale mam jakiś pogląd jak tam wygląda i to mi wystarczy.
Nie muszę wszystkiego bezpośrednio dotykać, wszystkiego czytać i oglądać, aby wyrobić sobie wystarczający na mόj użytek pogląd. Czasem wyrażam swoje zdanie na temat filmu, ktόrego nie widziałem i oglądać nie mam zamiaru, tak samo na temat pewnych pism. Już sama postać właściciela mnie odrzuca.
Życie nie składa się z afer i brudόw. To margines i wcale nieatrakcyjny. Brud – to brud. Jak nie muszę, to omijam i się w tym nie babrzę. Tyle na temat „źrόdła”.
A wiarygodność w tym przypadku sam możesz ocenić. Wystarczy policzyć.
Pozdrawiam
Andrzej rocznik 51
p.s.
GW także nie czytam.
05/03/2008 07:48
Jędrek, cenię Cię za wszystko co robisz dla wędkarstwa w Polsce. Za Twój zapał i fachowość.
Doceniam Twoją rolę, jaką odgrywasz na RO i wkład w uświadamianie, nie tylko gumofilców. Itd.......
Swoją poprzednią wypowiedzią, chciałem tylko zwrócić uwagę, że wyrażenie Twojej autorytatywnej opinii, choćby w tak krótki sposób, jak tytułowe pytanie, może obrazić osobę / nie będącą na księżycu/, która ma inne zdanie.
Powyższe, nie odnosi się do meritum artykułu oraz Twojej wypowiedzi.
Miłego dnia,
Zdzisław
05/03/2008 11:00
piekny