Szczupak |
26 abril 2013 11:47:32
Pozdrawiam
Teodor
![]() ![]() |
Relacionado con |
Kompletny brak rozeznania.
11 abril 2013
W tym roku pogoda nas nie rozpieszcza. W Wielkanoc lepiliśmy zające ze śniegu a na większości jezior nadal jest lód, mimo tego, że mamy prawie połowę kwietnia. We wschodniej części Polski zwłaszcza tej północnej, może się tak zdarzyć, że lód będzie do końca kwietnia. Mając tak opóźnioną wiosnę, należy uruchomić istniejące komórki mózgowe aby podjąć racjonalne kroki, które przeciwdziałają negatywnym skutkom tych pogodowych psikusów.
25/04/2013 20:11
Ryśku,
nie odnosisz przypadkiem wrażenia, że nie tylko PZW ma to zjawisko w "głębokim poważaniu"? Ciekaw byłem reakcji innych na poruszony temat. Cisza daje jednak wiele do myślenia!
Osobiści odnoszę wrażenie, że weszliśmy (my średni wędkarze) w nowy, dziwny, etap "letargu". Czekamy na to "co i kiedy się w końcu wydarzy aby cokolwiek się zmieniło", jednocześnie myśląc tylko o tym, czy w ogóle jeszcze GDZIEŚ można cokolwiek złowić. Jeśli już można, to lepiej o tym nie pisać!
26/04/2013 11:47
Panowie, szczupak już się wytarł. Panie Ryszardzie, myśląłem, że wydłużymy okres ochronny dla szczupaka. Okazało się, sprawdzone, że szczupak sam o siebie zadbał.
Pozdrawiam
Teodor
26/04/2013 17:35
Wiedziałem, że moge na Ciebie liczyc. Nie dalej jak wczoraj byłem nad wodą. Teodorze, szczupak sie nadal trze po trzcinach i jeszcze się będzie tarł. Daję głowę, że na Mazurach nawet się do tarła nie przymierzył. Tarło szczupaka jest nierozerwalnie związane z okresem tarłowym płoci a płoci do tarła jeszcze sporo brakuje, co najmniej dwa, trzy tygodnie. Przy normalnej wiośnie o tej porze tarło płoci było w pełni. Przy okazji Teodorze mam pytanie. Co z wrzodzienicą troci i łososi? Czy macie szacunki, jaka procentowo część populacji jest skażona? Pozdrawiam serdecznie.
26/04/2013 23:58
Szczupak generalnie już się wytarł, aczkolwiek tarło było opóźnione. Na przykład w małych górskich rzeczkach (gdzie w dalszym ciągu spływa zimna leśna woda) tarło odbywało się w zeszłym tygodniu (w zeszłą sobotę własnoręcznie wyciągnąłem jako pstrągowy przyłów cieknącą samiczkę), aczkolwiek, na większości wód: na zbiornikach w woj. Śląskim tarło odbywało się w okolicach początku kwietnia. Na zimnych głębokich mazurskich jeziorach na pewno było opóźnione i to sporo. Lód się w każdym razie już rozpuścił a tarło generalnie zależy od temperatury wody – ale i też od długości dnia świetlnego. Mechanizmy w przyrodzie nie są takie oczywiste (szczupaki odbywają też tarło pod lodem gdy temp wody przekroczy 4 stopnie- są filmiki w necie jakby ktoś nie wierzył). Ryśku, skoro mówisz, że widziałeś trące się ryby po krzakach – to oznacza to, że 1 maja już będzie po tarle na 100%, gdyż jak zapewne wiesz tarło u szczupaków trwa około 3 dni. Warto też pamiętać, że samice szczupaków nie zawsze "zasieją" całą ikrę. Część zostaje i jest przez nie trawiona. Jak się wędkarzowi uda złowić taką rybę to mu się wydaje, że złowił ikrzyce. A tak nie jest, gdyż ikrzyca "ochlapie nas" jajkami w sposób perfidnie interpretowalny.
W każdym razie na 1 maj będzie po tarle, które to jednak (co warto podkreślić) odbyło się w tym roku trochę później niż to się ma zazwyczaj. Szczupaki - zwłaszcza samice – po tarle muszą nadrobić poziom kondycyjny, po za tym przez jakiś czas zawsze zostają w okolicach tarlisk – dość łatwo identyfikowalnych. Dwoma słowy: będą brały. Maj zapowiada się niestety dla populacji kaczodziobych ryb ekstermistycznie – bo przynajmniej na moim podwórku w dalszym ciągu dominuje konsumpcyjnie wybitny poziom wędkarstwa. Będzie zbieranie kompletów.
Myślę, że to jest większy problem (odstrzelony od rzeczywistości RAPR), niźli zmartwienie opóźnionym tarłem.
Przecież ciężko spodziewać się, że wędkarze będą wypuszczać po tarłowe samice, gdy im prawo na to pozwala. A mentalność i zdrowy rozsądek w odniesieniu do wędkarstwa to historia na inny - dłuższy jak też i smutniejszy artykuł (podobnie jak i mieszanie tematu wrzodzenicy troci i łososi w temacie tarła szczupaków).
Pozdrawiam Wojtek.
28/04/2013 12:55
Wojtku, szczupaki trą się w różnych okresach. Pierwsze do tarła przystępują tzw pistolety czyli małe szczupaki. Wielokrotnie widziałem tarło dużych szczupaków pod koniec maja na głębokich jeziorach, nawet wtedy gdy wiosna nie była tak opóźniona jak w tym roku. Szczupak może przystępować do samego procesu tarła kilka razy i często przerywa tarło gdy warunki się gwałtownie zmieniają. Szczególnie dotyczy to ikrzyc, która musi wygubić całą ikrę. W tym roku przybór wody na Warcie nastąpił dopiero teraz i właśnie teraz szczupak ma najlepsze warunki do tarła gdyż są zalane poldery. Szczupak w nurcie się nie wytrze tak jak sandacz, musi mieć zielsko. Czy to trzcinowiska czy zalane trawy. Ponieważ stowarzyszanie przez całą swoją historyczną działalność nie potrafiło u swoich członków wyrobić naturalnego odruchu obrony ryb na tarliskach, musi na siebie brać odpowiedzialność za decyzje o charakterze nakazowym wynikające z zaistniałej sytuacji. Kilkanaście dni opóźnienia w rzezi szczupaków dla normalnego wędkarza nie stanowi problemu. Dla gumofilca z legitymacją PZW zapewne tak. Warto się zastanowić kogo reprezentują władze PZW. Wędkarzy czy gumofilcy?. Kilka lat temu gumofilce wymusiły na władzach stowarzyszenia uchylenie zakazu połowu na żywca i zakazu stosowania podrywki. Za chwile będzie tarło płoci. Proponuje się przejść nad wody i zobaczyć z jakim entuzjazmem "etyczni" wędkarze z legitymacja PZW odławiają kilogramy trącej się płoci na podrywki. Podrywka to jeden z najskuteczniejszych sprzętów kłusowniczych w arsenale wędkarza gumofilca. A może na wniosek gumofilcy rozszerzyć uprawnienia i dopuścić drygawicę. Będzie jeszcze bardziej siermiężnie, gumofilcowo i kufajkowo. Gdy kilka dobrych lat temu, gdy rozpętano kampanie przywrócenia podrywki i połowu na żywca, poszedłem na zebranie swego macierzystego Koła. Jakiekolwiek rozsądne argumenty aby nie przywracać połowu na żywca, trafiały w próżnię. Zaciekłość dziadów kalwaryjskich optujących za tą metodą porażała. To właśnie ta stara generacja "dumnych" wędkarzy, często ze srebrnymi odznakami zasłużonego dla PZW parła za wszelką cenę do tej metody. Niestety PZW uczy nas mięsiarstwa na każdym kroku i zapewne nigdy nie doczekamy się, że to nie nakazy ale rozsądek każdego z nas będzie decydować o ochronie tej czy innej ryby.
10/05/2013 00:08
Witaj Ryszardzie.
Oczywiście szczupak może się wytrzeć w maju. Ale w jaki sposób PZW ma reagować na sytuację, że np w danym roku tarło się trochę przesunęło ?
Poruszyłeś Ryszardzie w wątku na który odpowiadam kupę tematów: podrywka, żywiec, pytanie kogo reprezentują władze PZW w odniesieniu do wielu tematów. Odpowiedź na takiego posta to esej na artykuł. Ja się postaram ustosunkować do tematu artykułu, który popełniłeś. Odnośnie głównej myśli:
<b>Prawdziwy gospodarz, użytkujący prawidłowo powierzoną mu wodę, już dawno by przedłużył terminy ochronne dla ryb. Ale PZW nie jest i nigdy nie było odpowiedzialnym gospodarzem ..</b>
Ale kogo masz na myśli pisząc PZW. Czy ZG PZW czy może jakiś ZO. Np w tym roku w wodach użytkowanych przez ZO Częstochowa szczupak odbył tarło w terminie przewidzianym w RAPR. Ale gdzieś w głębokich jeziorach mazurskich może jakieś duże samice tarło odbyły w maju. Ale w takim razie Ryszardzie konkretnie wal zarzutami w konkretne podmioty odpowiedzialne. Bo jak dobrze wiesz każdy okręg wydaje własne zezwolenie, więc tylko ZO może wnieść na swoich wodach obostrzenia np dotyczące RAPR'u w danym roku właśnie w formie zezwolenia. Tylko jak niby ZO miałby to zrobić. Zbierać gremium w kwietniu i wydawać oświadczenia – uchwały. Gdy większość wędkarzy już wykupiła składki i posiada w swoich rękach zezwolenie – które stanowi podstawę prawną do łowienie na zasadach weń określonych. Przecież dobrze znasz struktury zarządzania w stowarzyszeniu. Jest to nierealizowalne. Jedynym rozwiązaniem mogłoby tutaj być ogólnopolskie przesuniecie okresu 1 maja na 1 czerwiec. Tylko – skoro – tarło szczupaka w maju jest ewenementem czy jest sens to robić ?! Wg mnie nie. Ja w ogóle jestem przeciwny ciągłemu przycinaniu okresów ochronnych gdy nie jest to w pełni uzasadnione. Bo idąc tym krokiem możemy zakazać łowienia ryb w ogóle .. i wtedy nikt nikomu niczego nie będzie narzucać. A my możemy nazywać się wędkarzami teoretykami.
Ale problem jest. Tylko wg mnie gdzie indziej. Bo to, że sobie można codziennie beretować dwa szczupaki woła o pomstę do nieba. W Szwecji na jeziorach często pojawiają się nad jeziorami sformułowania jak np takie: "nie zabieraj dużych ryb, gdyż jest to turystyczny kapitał tego miejsca". I wystarczy. Szwed zrozumie przekaz. My Polacy nie jesteśmy tak zdyscyplinowani. U nas co nie zabronione to dozwolone. A co dozwolone to znaczy, że można robić. A skoro można robić, to znaczy, że jest dobre. Jak coś jest dobre a sobie tego odmawiam to jestem frajer ....
.. a ja się zastanawiam w takim razie: po cholerę zarybiać, budować tarliska, pilnować samemu wody (z narażeniem co najmniej zdrowia) skoro i tak wędkarze legalnie w zgodzie z RAPR (wymiary ochronne) i oczywiście własnym sumieniem („no dzisiaj akurat biorę, ale zazwyczaj wypuszczam”) robią czystkę wędkami większą niż kłusownicy i inne kormorany. W tym wszystkim według mnie problem z przesuniętym tarłem szczupaka o kilka dni to margines tematu.
Pozdrówa. Wojtek
PS sorki za zwłokę czasową w odpowiedzi, ale rybki sobie łowiłem (zapraszam do galerii ) i mnie nie było.
14/05/2013 20:37
Wojtku, nie mam zamiaru negować, Twego punktu widzenia. Każdy ma prawo patrzeć na określone sprawy z określoną optyką. Wiele razy już się zastanawiałem do czego ja właściwie należę. Gdy czytam Statut PZW a zwłaszcza paragraf 3 tego Statutu, raczej skłaniam się do tego że należę do Stowarzyszenia o zasięgu ogólnopolskim a tylko ze względów stricte organizacyjnych przynależę do jakiegoś tworu zwanego Okręgiem. Można się zastanawiać czy należę do PZW czy do ZO PZW. Kilkanaście lat temu, grupa osób niezbyt skorelowanych pod względem psychicznym, dokonała ciekawego zabiegu, sztucznie dokonując podziału na bliżej nieokreślone twory organizacyjne, którym przyporządkowano formę prawną. Zabieg cwany, bo praktycznie zdjęto odpowiedzialność prawną z Zarządu Głównego. I tutaj warto sobie przypomnieć jaka jest hierarchia władzy w Stowarzyszeniu. Otóż najwyższą władzą jest Zjazd Delegatów. Podkreśla to paragraf 17 Statutu. Zarząd Główny sprawuje władzę tylko pomiędzy Zjazdem Krajowym Delegatów. Wprowadzony dualizm, wygodny dla tzw Zarządu Głównego prowadzi właśnie do kompletnego bezhołowia, z którym mamy do czynienia na co dzień. Daję Ci prosty przykład. Zarząd Okręgu zawierając umowę cywilnoprawną jest uzależniony od decyzji Zarządu Głównego. Tak więc osobowość prawna struktury organizacyjnej niższego rzędu jakim jest Okręg ma charakter czysto iluzoryczny. Oficjalnie jest a formalnie jej nie ma.Kilkanaście lat temu, przekroczyliśmy w Polsce granicę, której nigdy nie wolno było przekraczać. Tą granicą była możliwość naturalnego odtworzenia się rybostanu na poziomie gwarantującym taką reprodukcję. Wtedy nie podjęto żadnych kroków zaradczych i naprawczych, zdając się na sztucznie utworzone organizmy prawne, dumnie zwane Okręgami. Jaki jest skutek takiej obłąkańczej koncepcji, widać gołym okiem. Tak niskiego poziomu rybostanu w polskich wodach jeszcze nigdy nie było. Jakby jeszcze tego było mało, ktoś niezborny psychicznie z uporem maniaka forsuje tzw model karpiowy rybactwa w Polsce. Ponad 90% materiału zarybieniowego pod względem wagowym to karp i karaś, powiedzmy sobie szczerze ryby raczej mało pożądane w polskich wodach, które powinna cechować różnorodność a nie monokultura. Taka monokultura w obszarze gatunkowym ma swoje wtórne konsekwencje w innych gatunkach. I trzeba być ślepym i głuchym aby tego nie dostrzec. Z punktu widzenia rybostanu, zdrowa woda, to woda charakteryzująca się odpowiednio wysokim poziomem drapieżników, pełniących rolę naturalnych sanizatorów. Wychodzi na to, że władzom stowarzyszenia nie zależy na wodach o odpowiednio dobrej kondycji pod względem zdrowotnym
Wracając do meritum czyli szczupaka. Mamy do czynienia z permanentnym zanikiem tego gatunku w większości wód w Polsce. I nie jest to jakaś moja fantasmagoria ale fakt nie do podważenia. Jeśli ktoś twierdzi, że uda się uratować zanikającą populację szczupaka zmniejszaniem limitu dziennego połowu, to gratuluje dobrego samopoczucia. Tegoroczna zima i wiosna były specyficzne i wiadomym o tym było już w marcu. Naturalnego tarła nie zastąpią żadne ośrodki zarybieniowe, które są mało efektywne i nie są specjalnie zainteresowane produkcją materiału zarybieniowego ryb drapieżnych. Kto się chociaż trochę otarł o zagadnienia ichtiologii rozrodu ryb, doskonale wie, że problemy z rozrodem ryb drapieżnych zaczynają się po resorbacji woreczka żółtkowego u wylęgu. Tego problemu nie ma u ryb karpiowatych i nawet niezbyt gramotny właściciel płachetka wody potrafi wytrzeć karasia czy karpia. Stąd taka chęć ośrodków zarybieniowych do produkcji materiału zarybieniowego tych ryb. Ryzyko żadne a zbyt gwarantowany, bo szary ludek wędkarski żąda mięcha. Przesunięcie terminu ochronnego szczupaka nie stanowiło żadnego problemu i Zarząd Główny ma kompetencje i uprawnienia do tego aby taki termin wprowadzić. Wynika to z treści paragrafu 6 Statutu, gdzie jest mowa o ochronie wód. Na dodatek większość członków Zarządu Głównego to prezesi Okręgów, więc tym bardziej nie ma tematu. Po prostu zabrakło wyobraźni, chociaż słowo zabrakło jest nieadekwatne. Tej wyobraźni w Stowarzyszeniu nie ma już od ponad dwudziestu lat i dlatego mamy to co mamy czyli najbardziej wyrybione wody w całej Europie. Raczej jest to wątpliwy powód do dumy.
14/05/2013 23:18
Ryszard to co napisałeś mniej więcej do połowy postu na który teraz odpisuję jest dla mnie oczywiste. Podpisuję się pod tym, że nie wiadomo do jakiego tworu my należymy. Czy do pzw czy do ozw (okręgowego związku wędkarskiego). Niby płacisz opłatę członkowską (ogólnozwiązkową – tak ją nazwijmy bo chyba taka ona powinna być) w postaci znaczka w legitymacji. Dodatkowo żeby móc wędkować płacisz składkę na ochronę i zagospodarowanie wód. Ja np. od kilku lat płacę taką składkę w kilku okręgach, tj. częstochowskim, rzeszowskim i tarnowskim. Trzy pełne opłaty potwierdzone trzema znaczkami w legitymacji .. i dowiaduję się, że moim "macierzystym" okręgiem jest okręg częstochowski (tym samym tylko porozumienia z tego okręgu mnie dotyczą), gdyż tu zapłaciłem składkę członkowską (zwaną przeze mnie ogólnozwiązkową – bo tak moim zdaniem powinna się ona zwać). To są czyste jaja. To przeczy idei stowarzyszenia, jakim one w zgodzie ze statutem powinno być czyli zwartym jednolitym związkiem reprezentującym interesy wędkarzy.
W odniesieniu do zarybienia karasiem, karpiem ..
Od lat artykuły piszę o szkodliwości na środowisko ryb azjatyckich jakimi raczy nas pzw. Ryszard, każdy choć trochę logiczny człowiek rozumie, że zarybianie wód rybami obcymi jest ingerencją w ekosystem podobną do wrzucania weń beczek ze szkodliwą substancją. W naszym pięknym kraju – lobbyści (gospodarstw rybackich) doprowadzili do sytuacji, że taki proceder zalegalizowano. Wolno to robić. Ustawa o rybactwie śródlądowym (rozporządzenie będące jej aktem wykonawczym) nawet uznaje te karpie za gatunek rodzimy (nie bezpośrednio – ale zarybiać wolno). I to zostawię bez dalszego komentarza.
Piszesz Ryszardzie o możliwości odtworzenia się naturalnego rybostanu. Tu ciężko generalizować. Przeważa na wodach stan "źle" lub bardzo "źle". Trafiają się gdzie nigdzie "rodzynki". Wody "kołowe" gdzie np limit szczupaka wynosi 1 (słownie: jedna) sztuka na cały sezon w ograniczeniu widełkowym 55-65 cm dla jednego wędkarza. Gdzie wędkarzy w kole jest trzydziestu kilku .. i na zebraniu koła wszyscy się zastanawiają czy czasem nie jest to za dużo ..
To jest prawdziwa racjonalna gospodarka.
.. i tutaj dochodzimy do wątku w którym przestajemy się zgadzać. Bo skoro piszesz, że przesunięcie tarła o miesiąc miało by jakiś wpływ na rybostan po czym dodajesz:
"Jeśli ktoś twierdzi, że uda się uratować zanikającą populację szczupaka zmniejszaniem limitu dziennego połowu, to gratuluje dobrego samopoczucia."
.. to ja przestaję Cię rozumieć. W jaki inny sposób chcesz uratować szczupaka, jak nie przez zakaz zabierania go. Szczupak to jest drapieżnik dość agresywny. Jak występuje w jakiejś wodzie to prędzej czy później ktoś go złowi. Jak go nie wypuścisz z powrotem, to go nie będzie .. choćbyś i w RAPR'ze przesunął okres ochronny i na lipiec.
Co więcej. Nie wystarczy go wypuścić. Trzeba go wypuścić właściwie. Ostrożnie. Trzeba mieć na wyposażeniu rozwieracz, nożyce. Najlepiej podbierak na plecach, żeby go nie wypanierować przed wypuszczeniem. Tutaj chyba nie trzeba dodawać, że "żywiec" to jest metoda która się absolutnie nie nadaje do zastosowanie, gdy mówimy o C&R na zasadach racjonalnych.
W dalszej części muszę powtórzyć to co napisałem wcześniej, bo się chyba nie zrozumieliśmy odnośnie stwierdzenia:
"Przesunięcie terminu ochronnego szczupaka nie stanowiło żadnego problemu i Zarząd Główny ma kompetencje i uprawnienia do tego aby taki termin wprowadzić. Wynika to z treści paragrafu 6 Statutu"
Jeszcze raz powtórzę. Stanowi to problem, gdyż wędkarze w kwietniu posiadali już w swoich rękach zezwolenia, które stanowią podstawę prawną do łowienia na zasadach w tych zezwolenia określonych, a które to mówiły, że szczupaki mają okres ochronny od 01.01 do 30.04.
Nie stanowi to problemu oczywiście, gdyby chcieć przesunąć ten termin obligatoryjnie na 31 maj (koniec okresu ochronnego), ale skoro szczupak tarło kończy w kwietniu, więc naprawdę nie widzę podstaw by być "świętszym od papieża" i to robić.
Na zakończenie jeszcze raz powtórzę, że tarło mimo, że opóźnione odbyło się w tym roku w Polsce w miesiącu kwietniu – a nawet marcu.
Np. takie informacje z tego roku z forum jerkbait.pl:
"Na lubelszczyznie 16marca nie było ani grama śniegu a na zbiornikach były ostatki lodu, 22 marca tarły się szczupaki. "
.. kolejna wypowiedź:
19 marca napisano: .. w weekend nieopodal mnie - na jeziorku o głębokości 2-3m próbowano odłowić samice szczupaka w celu pozyskania ikry. No i lipa...
"Było trochę tych szczupaków i to różnych rozmiarów i żadna nie miała już ikry... Tzn. już są wytarte i czekają .. Był z Nami ichtiolog Już po. "
21 marca napisano:
"u mnie dopiero zaczęły, oglądałem tarło w niedziele - cudowna sprawa."
.. na podsumowanie z tamtego forum pozwolę sobie zacytować kol. Łukasz który to chyba trafnie określił:
Panowie natura sobie poradzi,nie zaprzątał bym sobie tym głowy.Problem polega na tym żeby ludzie nadto nie wykorzystali "spóźniającego" się tarła wszelkich gatunków w celu pozyskania mięsa.Ryby nie mają kalendarza i dla nich 1 maj czy 1 czerwiec nie istnieje,dla nich liczy się odpowiednia termika wody .A wszelkie daty zawarte w RAPR potraktowałbym umownie i nie brał do serca...........bo generalnie kiedy w takiej Pyrlandii jest już wiosna ,to na Podlasiu ledwie odwilż się zbliża.
Pozdrówa. Wojtek.
15/05/2013 23:44
Ograniczenia ilościowe, to iluzja. Nie przestrzega ich kłusownik a także większość wędkarzy. Jak ryba bierze, to większość wędkarzy wpada w amok i bierze wszystko do siaty, zgodnie z zasadą, że trzeba wykorzystać, bo jutro brać nie będą. Mam swoje lata na grzbiecie i ryb się w swoim wędkarskim życiu nałowiłem. Moja pierwsza samodzielnie złowiona ryba to czas gdy sekretarzem PZPR został towarzysz Wiesław w 1956 roku. Ryb było wtedy od groma i siedmioletni gówniarz na leszczynową wędkę targał płocie, klenie i jazie. Oczywiście bez karty wędkarskiej, bo młodzieżowa była dopiero od 14 roku życia. Na poważnie wędkarstwem się zainteresowałem w latach siedemdziesiątych. Wtedy już było gorzej z rybą ale też PZW liczyło sobie ponad 1 mln członków a rybacy trzebili sieciami rzeki i jeziora aby zabezpieczyć białko zwierzęce zgodnie z przewodnią myślą partii. Partia pozwalała wtedy na dużo wędkarzom aby pyska nie darli i limity były hohohoho.... a może i więcej. Pstrągów pięć, szczupaków i sandaczy po cztery sztuki na twarz, sumów nie pamiętam, karpi bodajże było 6 sztuk a pozostałego białorybu do 5 kilogramów. Już nie pamiętam ile było węgorza i suma ale węgorzy bodajże było można wziąć cztery sztuki. Obowiązywał wtedy model węgorzowy i karpia raczej do wód otwartych nie ładowano a jak już to był to karp pełno łuski tzw sazan. Nie piszę tego aby gloryfikować PZPR i sekretarzy partyjnych ale była wtedy prowadzona w miarę racjonalna polityka rybacko wędkarska i poziom wiedzy reprezentowany przez ówczesnych ichtiologów to były Himalaje w stosunku do tego co mamy dzisiaj. Każdy szanujący się wędkarz, nie mylić z gumofilcem w kufajce, swoją wiedzę o rybach, pogłębiał na książce Wyganowskiego, gdzie oprócz podstawowych i bardzo przydatnych danych, uczył się też szacunku do ryb, gdyż takie było przesłanie książki Wyganowskiego. Literatura piękna zaś serwowała nam wspaniałe opowieści wędkarskie autorstwa Zamojskiego, Putramenta czy Paukszty. Na tych podstawach budowała się świadomość wędkarska i moralność. W tym siermiężnym komunizmie, współuczestniczyliśmy w dziele ochrony wód i dbałości o te wody. Na większości jezior były oznakowane tarliska, które były naturalne lub sami je tworzyliśmy. Pięćdziesiąt metrów od tarlisk była strefa zakazana i nikt /z wyjątkiem oczywiście kłuserów/ nawet nie myślał aby złamać ten zakaz. Rzeki na wiosnę zawsze wylewały a na zalanych polderach szczupaki kochały się jak szalone. Gorzej gdy wody zaczynały gwałtownie opadać , wtedy odcinało upojnych szczupaczych kochanków i wylęg był narażony na wyginięcie. I wtedy szliśmy na pomoc, przenosząc szczupaki do rzeki a wylęg wyławialiśmy muślinowymi siatkami i też przerzucaliśmy do rzeki. Czasami w wiadrach było aż czarno od 15 milimetrowych szczupaczków, tyle tego było. I tyle gwoli wstępu.
Teraz pora na moje credo i wyjaśnienie. Twierdziłem, twierdzę i do ostatnich dni mego wędkarskiego życia będę twierdził, że naturalnego tarła nie zastąpi żaden ośrodek zarybieniowy a zwłaszcza ośrodek zarządzany przez PZW. Większość tych ośrodków to przykrywki pod finansowe wałki zaradnych działaczy. Z kasy związkowej raczej trudno bezpośrednio ukraść pieniądze, chociaż przykład ZO Zielona Góra czy ZO Poznań, temu przeczy i jak się chce to się podpier..oli. Ale jest lepszy sposób i bezpieczniejszy, tym bardziej, że usankcjonowany zapisami statutowymi, zawartymi w paragrafie 46 pkt 14:
<b>podejmowanie uchwał o powoływaniu i likwidacji jednostek gospodarczych oraz o tworzeniu i przystępowaniu do spółek prawa handlowego, większością 2/3 głosów przy
obecności 2/3 członków, po wcześniejszym uzyskaniu zgody Zarządu Głównego;</b>
Po prostu coś pięknego na robienie wałków finansowych na dużą skalę, praktycznie poza kontrolą Stowarzyszenia, gdyż są to Spółki Prawa Handlowego i podlegają tylko kontroli organów skarbowych. Zawsze mnie ciekawiło czy na Okręgowym Zjeździe Delegatów, znalazł się odważny i gramotny delegat, który zażądał dokumentów handlowych spółek tworzonych przez ZO? Sądzę, że taki przypadek nie miał miejsca. A przecież te spółki podobno powołuje się po to aby generowały zyski, które miały zasilać konta stowarzyszenia. Pewnie są deficytowe jak słynna spółka wydająca Wiadomości Wędkarskie.
Teraz będzie trochę ichtiologii. Szczupak nie ma stałego terminu tarła i jego termin warunkowany jest warunkami pogodowymi a w szczególności temperaturą wody i zejściem pokrywy lodowej. Ryba ta potrzebuje do tarła roślinność, przeważnie wynurzoną jak trzcina, oczeret, tatarak. Bardzo dobrze wyciera się na płytkich zalewiskach w czasie wiosennego przyboru wód, w przypadku rzeki na trawiastych terasach zalewowych czy połączonych z głównym nurtem, starorzeczach. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Większość rzek w Polsce została ujarzmiona poprzez budowę różnych rodzajów zbiorników zaporowych, które skutecznie ograniczają wiosenny przybór wody. Tak jest w dorzeczu Odry czy Warty. Stabilizujące działanie zbiorników zaporowych przeciwdziałających powodziom, okazało się wyrokiem śmierci dla szczupaków. Szczupak utracił swe naturalne tarliska a w nurcie się nie wytrze, tak jak sandacz. To główna przyczyna spadku populacji szczupaka w tych rzekach i ich dorzeczach. Problem ten zasadniczo nie występuje na jeziorach ale większość jezior z kolei ma poziom populacji szczupaka poniżej granicy naturalnego odtworzenia. Wojtku, jedna ikrzyca szczupaka to około 30 tyś ziaren ikry na 1 kilogram masy. Przy 6 kilogramach mamy więc około 180-200 tyś ziaren ikry. Średnia przeżywalność to rząd około 10%, co oznacza, że z jednej pary tarłowej przy takich gabarytach ikrzycy dorasta około 20 tyś wylęgu żerującego, w naturalnych warunkach, w naturalnym doborze genetycznym, najlepszego materiału zarybieniowego o jakim można by sobie pomarzyć i bijącym na głowę materiał zarybieniowy z ośrodków zarybieniowych, obarczony w większości skazami genetycznymi i chorobami charakterystycznymi dla dużych zagęszczeń na niewielkiej przestrzeni. Pomyśl Wojtku, że przesuwając termin ochrony szczupaka, pozwoliliśmy przykładowo 10 tys par szczupaków odbyć spokojnie tarło. Ile dziesiątków milionów małych szczupaczków więcej by pływało w polskich bezrybnych wodach. Na RO od wielu lat błagam o wprowadzenie ruchomego terminu ochrony ryb, nie tylko szczupaka. Tak jest na całym cywilizowanym świecie. W USA terminy ochrony łososia są ruchome w zależności od sytuacji. Uczmy się od prymusów a nie od ostatnich w klasie. Budujmy stowarzyszenie świadome świadomością jego członków, gdzie imperatywem jest rybność wód a nie pierwszomajowe święto czyli rozpoczęcie rzezi szczupaków na masową skalę. Wojtku przy takiej populacji szczupaka jak obecnie w Polsce, limit dwóch czy jednej sztuki szczupaka nie ma żadnego znaczenia. To tylko przyspieszy agonię tej ryby, która stanie się ewenementem w Polsce. Memento mori dla szczupaka wybiło kilkanaście lat temu. Teraz jest tylko dożynanie resztek populacji. Świadome i z błogosławieństwem działaczy. Dzisiaj w Polsce bardziej chroniona jest padlina karpiowa niż jedna z najcenniejszych ryb w polskiej ichtiofaunie.
16/05/2013 23:44
Mówisz ograniczenia ilościowe to iluzja. Nie zgadzam się. Ograniczenia ilościowe, właściwe wymiary i okresy ochronne ryb to punkt wyjścia. Dobre prawodawstwo jest punktem odniesienia.
Mówisz Ryszard, że nikt nie będzie przestrzegał. Znowu się nie zgodzę. Wędkarze w większości przestrzegają warunków zezwolenia wędkarskiego. Tak jest na Śląsku. Za dużo ryzykują. U nas za wzięcie ryby i nie wpisanie jej np do rejestru zabiera się zezwolenie delikwentowi i ma go do odebrania we własnym kole na sądzie koleżeńskim. Sąd oczywiście głowy mu nie urwie – ale co najmniej dwa tygodnie łowienia "nie jego". Oczywiście kłusownicy idą "własną drogą", ale wcale nie ma ich tak wielu jak "uczciwych" wędkarzy. Na pomorzu zapewne ten proceder jest dużo większy, ale ciężko uogólniać. Czasy się trochę zmieniły. Dzisiaj każdy ma telefon ze sobą, świadomość o społeczeństwie obywatelskim też jest coraz większa. Nikt się nie boi dzwonić na policję. Przynajmniej tak jest w gronie moich znajomych łowiących ryby.
A wracając do meritum. Podam ci taki przykład. Dwa lata temu po zakończeniu sezonu w O/Katowice wędkarze zdawali rejestry. W związku z tym, że społeczne kontrole nie należą tam do najrzadszych wędkarze się pilnowali i wpisywali beretowane ryby do rejestrów. Wyobraź sobie, że byli wędkarze, którzy z jednej rzeki (właściwie powinienem napisać rzeczki) w ciągu roku zabrali ponad 100 potoków na głowę. Gdzie limit dzienny wynosił 2 szt. Od zeszłego sezonu limit roczny wprowadzono na 35 szt. Wg mnie w dalszym ciągu za dużo biorąc pod uwagę jaki ubytek wodzie do tej pory zrobili wędkarze.W końcu z tej wody wyjechało ponad 1000 szt. wymiarowych potoków w ciągu jednego roku!. Nie potrzeba kłusoli Ryszard. Wędkarze swoje zrobią .. zgodnie z prawem (sic) a raczej RAPR'em.
Racjonalna gospodarka rybacka to taka uchwała np. jaka w moim kole miała miejsce – czyli np. zrobienia z odcinka górskiego w całości wody no kill. Tutaj za kilka lat będzie można mieć realną szansę na rybę 50+.
Te archaiczne limity o których pisałeś ..to właśnie był zalążek tego co mamy teraz . Rybacy, niczym nie ograniczeni wędkarze. To nie miało prawa się udać i się nie udało. Stada podstawowe ryb zostały w latach 60-90 wybite. Następnie cwaniaki wymyśliły, że wędkarzowi trzeba wpuszczać ryby. On się wtedy cieszy, ten co wpuszcza jeszcze bardziej się cieszy (bo przecież za darmo nie wpuszcza). To, że zarybienia, ( w zastępstwie chronienia pogłowia stada podstawowego ) są nieudolną próbą gospodarzenia wodami jest "oczywistą oczywistością" dla ludzi choć trochę rozumnych.
Wracając do tematyki limitów. W kraju w którym na na jeden km kwadratowy powierzchni przypada 125 osób (gdy np w takiej Szwecji tylko 20) po prostu musimy się samoograniczyć. Nie ma półśrodka. Nie ma biadolenia, że kłusole nam coś zjedzą więc lepiej zjedzmy my. Tak po prostu jest.
Oczywiście najważniejszym pozostaje w tej dyskusji – bo w artykule pod takim tematem zaczęliśmy rozmawiać – to, że tarło szczupaka odbyło się w terminie. Jeżeli masz jakikolwiek udokumentowany połów szczupaka w maju - jakiejś ikrzycy – napisz o tym! Fakty przeczą temu co napisałeś w artykule, odnośnie potrzebie przesuwania okresu ochronnego. Piszę o tym dlatego, że już z różnymi formami utrudnień dla spinningisty napotykam się w swojej karierze wędkarskiej .. a pisanie takich właśnie artykułów nie popartych dowodami – a właściwie im przeczących dają instrumenty właśnie miłośnikom karpi, żeby sobie nie niepokojeni przez "blacharzy" mogli je łowić w maju (najlepiej oczywiście z wywózki).
Pozdrawiam. Wojtek.
24/05/2013 20:36
Komuna nie była najlepszym systemem i dobrze, że ten etap historii, związany z rządami totalitarnymi mamy już za sobą. Ale nie wolno wszystkich psów wieszać na komuchach. Nieprawdą jest, że w latach 1960-1990 wybito stada podstawowe. Dzisiaj większość wędkarzy chwaliła by niebiosa, gdyby pogłowie ryb w polskich rzekach i jeziorach było na takim samym poziomie jak wtedy. Tragedia z polskimi wodami zaczęła się od przejęcia władzy przez ekipę, która z niewielkimi zmianami dotrwała praktycznie do dzisiaj czyli jakieś 20 lat temu. Musi, że ktoś opacznie zrozumiał modne wtedy hasło co nie jest zabronione jest dozwolone. Podam Ci na przykładzie pewnego zbiornika zaporowego, zwanego Głębinowem. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych była to jedna z najlepszych wód sandaczowych i okoniowych w Europie. Wtedy niepodzielnie rządziła ZO Opole pewna pani, która głęboko gdzieś miała wędkarzy a oczkiem w głowie byli rybacy czeszący sieciami takie zbiorniki zaporowe jak Otmuchów, Głębinów i Turawa. Na jednym Głębinowie funkcjonowało 5 brygad rybackich, którzy dzień w dzień, stawiały sieci o długości kilkunastu kilometrów. Liczył się tylko sandacz, szczupak i okoń. Reszta rybaków nie interesowała. Na skutki takich działań nie trzeba było długo czekać. Pomogła tez niestety słynna powódź z 1997 roku. Dzisiaj Głębinów to bardzo przeciętna woda i złapanie porządnego sandacza to marzenie. Jeszcze w latach osiemdziesiątych rybacy mieli obowiązek wspomagania tarła sandacza, poprzez zatapianie tzw pęczków zrobionych z gałęzi świerku. Potem wszyscy to mieli głęboko w d.... bo liczyła się tylko mamona i kto pierwszy wyszarpnie z wody ile się tylko da. To co się wyprawiało na tych wodach wołało o pomstę do nieba. Siaty były tak porozciągane na zbiorniku, że trudno było przepłynąć łódką aby się w nie nie zaplatać. To samo było na Otmuchowie czy Turawie. Zanim bandyci rybacy spod znaku PZW doprowadzili do kompletnego wyjałowienia tych wód, ilość ryb gotowych do tarła była na tyle duża, że dawała sobie swoim rozrodem radę z presją wędkarską a tarło było skuteczne ze względu na stwarzane warunki tarłowe. Tak dla przypomnienia limity były dwukrotnie wyższe niż obecnie. Od połowy lat dziewięćdziesiątych ilość ryb w rzekach i jeziorach zaczęła dramatycznie spadać na skutek nadmiernej eksploatacji rybackiej przede wszystkim a także zwiększonej mobilności społeczności wędkarskiej. Za komuny raczej nie zdarzało się aby zespoły rybackie PZW eksploatowały starorzecza. Od połowy lat dziewięćdziesiątych to była codzienność. W ten sposób naruszono jeden z najważniejszych elementów ekosystemu, gdyż starorzecza to były naturalne miejsca rozrodu większości ryb, zwłaszcza drapieżnych oraz oczywiście linów, ryby charakterystycznej dla starorzeczy. Wojtku optujesz za jednym rozwiązaniem a mianowicie za ilościowym ograniczeniem limitów. Ten system się niestety nie sprawdza czyli jest do luftu. Zaraz dojdziemy do jednej sztuki dziennie a chwilę później do jednej sztuki na tydzień. Tylko jest to ślepa uliczka, wygodna dla działaczy. Mniejsze limity, to także mniejsze obowiązki w zakresie wielkości zarybień, bo tak to w rzeczywistości wygląda. Zarybianie to zło konieczne i w polskich warunkach przynoszące czasami więcej szkody niż pożytku. Baczny obserwator tego wszystkiego co się dzieje w stowarzyszeniu zapewne zaobserwował ciekawe zjawisko. Jeszcze kilkanaście lat temu a właściwie kilkadziesiąt, PZW pozbywał się ośrodków zarybieniowych. Teraz dla odmiany każdy zasrany Okręg ma ich po kilka. Ponad 90% produkowanego tam materiału zarybieniowego to karp i karaś. Prawdziwa monokultura, mająca istotny wpływ na zachowanie i mentalność wędkarzy. Dzisiejszy wędkarz, to połączenie mentalności gumofilca i prymitywnego chciwca. Ale tak go kształtuje polityka działaczy PZW. Gdy kiedyś zadałem pytanie jak długo władze Okręgu mają zamiar zarybiać praktycznie wszystkie wody chwastem karpiowym i karasiowym, usłyszałem odpowiedź, że tak tego chcą doły związkowe, które chcą mięcha. Dalszy komentarz jest tu zbyteczny. Prymitywnym Zarządem sterują prymitywne instynkty, prymitywnych członków stowarzyszenia. Tu nie ma miejsca na subtelność czy na realną ocenę rzeczywistych zasobów ryb w polskich wodach. Liczy się mięcho i imperatyw, że przede wszystkim karta musi się zwrócić. Dla wędkarzy, spod umownego znaku gumofilca i kufajki, ograniczenia ilościowe nie istnieją. On musi swoje nałowić a limity są dla głupców. Naturalnego tarła nie zastąpią ani ograniczenia ilościowe ani ośrodki zarybieniowe i widać to gołym okiem. Taka polityka jest stosowana od kilku lat a stan klęski się tylko pogłębia. Po co kontynuować to co się nie sprawdza w praktyce? Podam Ci kolejny przykład totalnej głupoty. Pewien Okręg, chciał sobie zwiększyć wpływy z tzw opłaty okręgowej. Kiedyś taka opłata nazywała sie składką na ochronę i zarybianie ale widocznie ochrona i zarybianie nie było imperatywem to zmieniono nazwę haraczu obowiązkowego. Zamiast tak jak było poprzednio, że była składka na wody nizinne i wody górskie, składkę ujednolicono i jest jedna. oczywiście wyższa. Okręg cel osiągnął bo zwiększyły się wpływy ale co się stało z wodami? Od 1 stycznia, gdy nie obowiązuje okres ochronny na pstrąga, nad wodami umownie zwanymi wodami górskimi, panuje ruch jak na Gubałówce. Brzegi przypominają promenady, większość zwalisk rozwleczona a pstrągi praktycznie w stanie szczątkowym. Gdy zapytać takiego "miłośnika" kropek co szuka w styczniu nad wodą, odpowiedź jest zawsze taka sama. Jak już muszę płacić wyższą opłatę, to przyjeżdżam na pstrągi. Od 1 maja Wojtku, tych gumofilców nad pstrągową rzeczką nie spotkasz. Wola robić rzeź na szczupakach. Bo i większy, i bardziej drapieżny, i łatwiejszy do złowienia. Pytasz sie o trące się szczupaki. Nie dalej jak ponad dwa tygodnie temu byłem nad starorzeczem warcianym, położonym w lesie. Tarły się w najlepsze. Podobnie jest z sandaczem. Jest coś takiego jak roślinny kalendarz tarła ryb. Kiedyś bardzo popularny, teraz mało kto o nim wie. To jest najlepszy symptom tego co się dzieje w wodzie. Kończące się tarło szczupaka to pełne kwitnienie czeremchy zwyczajnej i bzu pospolitego. Wiesz kiedy kwitł bez? Jeszcze kwitnie. U sandacza tarło się rozpoczyna gdy zaczynają kwitnąć jabłonie a kończy się gdy przekwita irys. U mnie irysy dopiero zaczynają zakwitać, co oznacza, że 1 czerwca na krześliskach będzie rzeż sandaczy stojących na gniazdach tarłowych. Wbrew temu co myślą niektórzy ludzie, przyroda jest o wiele mądrzejsza od nas i głupcami są Ci, którzy próbują twierdzić coś innego. Po prostu przyrody nie da się oszukać. W Poznaniu, 8 kwietnia większość jezior jeszcze była pokryta lodem. Nie bardzo wierzę w to, że wtedy szczupak był już wytarty, chyba że zmienił swoje obyczaje tarłowe i trze się pod lodem. Nie dalej niż tydzień temu mój kolega był na pstrągach i niestety miał niechciany przyłów w postaci prawie kilogramowego szczupaka. To był cieknący mleczak, złowiony i zabrany zgodnie z RAPR-em. RAPR-em, który nie stoi na straży ochrony ryb, gdyż jest nieżyciowy, nie uwzględniając przypadków szczególnych. Przedłużony okres ochrony ryb, można było spokojnie wprowadzić ale przecież geriatryczne Zarządy nie będą się narażać, geriatrycznym członkom, ograniczając ich możliwości zaopatrzenia w szczupaczynę. I swoistą drwiną jest to, że zarybianie karpiną jest chronione, bo na większości wód, po zarybieniu karpiem konsumpcyjnym, te same Zarządy z ochota wprowadzają co najmniej dwutygodniowe zakazy połowu ryb na tych wodach. Zapoznaj sie Wojtku z opiniami wędkarzy z Suwalszczyzny, kiedy tam odbywa się tarło szczupaka i jaka jest polityka PZW na tych wodach. Włosy się jeżą na głowie
26/05/2013 23:19
Ryśku,
czy jeszcze wierzymy w to, że coś w końcu drgnie i nastanie nowa era.
Ja osobiście mało w to wierzę.
Zerknąć wystarczy na stronę główną PZW. Np. na samą kolejność linków na tej stronie. Najpierw "główna" - czyli nic, potem "sport" (czytaj kasa - dofinansowania państwowe), dopiero dalej "wody" (w podlinku "aktualności", "roczniki naukowe", ha ha, - czyli bzdety... ) generalnie zgroza.
Pogrzebiesz dalej to znajdziesz perełkę np taką http://www.p...arstwa_rybactwa - wszystkiemu oczywiście winni tylko kłusownicy.
Potem... kliknij a reklamę "wydawnictwa PZW o wodach" - przeniesie Cie na komercyjną kompletnie stronę wydawcy - czyli gdzieś skrojono kolejny interes. Zajrzyj do stopki strony - zobaczysz tam "realizacja RYBOBRANIE.PL", poszukaj potem w KRS (czyli informacjach sądowych o przedsiębiorstwie) https://ems....podmiotu?t:lb=t kto za tym stoi. Dowiesz się, że 50% udziałow ma tam PZW drugie 50 ma bliżej nieokreślona spółka (generalnie chodzi o kasę za reklamę). W zarządzie "RYBOBRANIA SP. z o.o." nie kto inny tylko Rzecznik PZW (ciekawe za ile?) .
Choć PZW ma tam 50% interesów to w KRS-ie brak danych o złożonych sprawozdaniach finansowych tej spółki (ostatnie z roku 2008!!!) - choć to podlega już wręcz odpowiedzialności karnej (na podstawie art. 79 pkt 4 ustawy o rachunkowości, kto wbrew przepisom ustawy nie składa sprawozdania finansowego lub sprawozdania z działalności we właściwym rejestrze sądowym, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.)
Co tu pisać więcej, od dawna wiemy obaj, że w tym kraju jest ciągle kilka "świętych krów" np. PZPN, "Ogródki działkowe" i... oczywiście PZW.
Bata tu nie ma i nie będzie do czasu....... ot, właśnie do kiedy?!?!
27/05/2013 18:54
Darku, zarówno Ty jak i ja, dobrze wiemy o co biega w interesie zwanym PZW. Męty z poprzedniego systemu wraz z poplecznikami, pod płaszczykiem stowarzyszenia, robią to co im przynosi określone profity. Praktycznie jest to system niereformowalny, chyba, że jakiś Okręg, wykorzystując kruczek prawny, wyzwoli się z centralizmu związkowego i wykręci numer, towarzyszom spod byłego SB. Statut został tak zmodyfikowany aby ograniczyć do minimum, możliwość wykręcenia takiego numeru a władza Prezesa i otaczającej go koterii była niezagrożona. Obecny Prezes to tylko mumia, odpowiednio zakonserwowana a i tak sterowanie idzie zupełnie z innego miejsca. Powstało tam swoiste status quo, w którym obecny układ jest korzystny dla wszystkich zainteresowanych czytaj udziałowców tego układu. Można tu parafrazować słowa Janusza Radziwiłła, że PZW jest jak kraj płótna, z którego każdy chce oderwać jak największy kawałek. PZW to patologia w najgorszym tego słowa znaczeniu, obracająca co roku kwota ponad 100 mln złotych. To spore pieniądze i dlatego tyle much się kręci przy forsie. Jeśli wsiąknie kilka milionów, to i tak nikt się nie zorientuje o czym najlepiej świadczy przypadek w ZO Zielona Góra, gdzie przez kilka lat można było podbierać z kasy żywą gotówkę. Nie zastanawia Cię fakt, że teoretycznie sprawa ma swój finał ale nie znajdziesz informacji o tym na stronie PZW. Problem zapewne leży w tym, że zniknęło ponad 3 mln złotych a księgowa przyznała się tylko do około miliona. Ciekawe co z resztą. Jeszcze śmieszniejsze w tym szemranym interesie jest inny fakt, że pewien gostek na zlecenie Komisji Rewizyjnej, jako biegły, analizował dokumentację finansową ZO PZW Zielona Góra w latach 2007 i 2008. Podobno coś wykrył tylko nic nie ujrzało światła dziennego. Zapewne dlatego dzisiaj jest Dyrektorem Biura. I wiesz co Darku, tez ma piękną kartę w archiwach IPN. Tez negatywnie zweryfikowany i tez odszedł ze służby w 1989 roku. Czy nie jest to co najmniej zadziwiająca zbieżność. W tym roku będzie kolejny, bezproduktywny Krajowy Zjazd Delegatów PZW. Na 120 delegatów ponad 90 osób będą to Prezesi Okręgów i ich najbliżsi współpracownicy. Dwadzieścia kilka osób to wolni strzelcy bez szans na dokonanie zmian. Napiją się, najedzą, przyjmą absolutorium dla Zarządu przez aklamację i rozjadą po Polsce, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Po prost rzygać się chce na to wszystko. Niestety Zarząd Gospodarki Wodnej, źle sprawuje opiekę nad powierzonym mu mieniem Skarbu Państwa, bo już dawno powinien wypieprzyć na zbity pysk takich użytkowników wód jak PZW czy spółki rybackie deprecjonujące wody. Jest coś symptomatycznego w tym, że większość biernie przygląda się temu co wyprawia banda złodziei z polskimi wodami i kłania się tu Kamil Cyprian Norwid, który swego czasu powiedział o Polakach. Jako Naród jesteśmy wielcy, jako społeczeństwo jesteśmy nikim.
27/04/2013 14:17
Od kilku lat w różnym nasileniu trocie i łososie chorują na wrzodziejącą martwicę skóry /UDN/, jest to choroba o nieznanej etiologii (przypuszczalnie wirusowa), aktualnie stanowi przedmiot wielu badań naukowych. Choroba występuje najczęściej w chłodniejszych miesiącach, a wysoka śmiertelność zazwyczaj utrzymuje się 3-4 lata w danej rzece,
a następnie stopniowo wygasa . Przypuszcza się, że niesprzyjające czynniki środowiskowe mogą wpływać na stan kondycyjny ryb, osłabiając ich układ immunologiczny. Pogorszenie parametrów środowiska sprzyja temu, że bakterie warunkowo patogenne mogą przełamywać bariery obronne organizmu wywołując infekcje. W przypadku badań tarlaków troci wstępujących na tarło do rzek pomorskich mamy do czynienia z mieszaną infekcją bakteryjną. Jest to zgodne z tezą, iż mikroflora środowiska wodnego znajduje swoje odzwierciedlenie na skórze ryb. W latach 2009-2012 zutylizowano 924,1 kg chorych ryb. Wystąpiliśmy z wnioskiem zaopiniowanym przez IRŚ do RZGW o odstąpienie na kilka lat od zarybień smoltem troci i łososia. Czekamy na zajęcie stanowiska. Nikt nie jest w stanie określić jaki procent ryb jest chorych, można szacować, jaka jest szacunku wiarygodność?. Jest pewne, im wiecej ryb, tym więcej chorych.
Pozdrawiam
Teodor.
Mateusz Koptoń <koptonio1UKRYTY@FILTRSPAMUwp.USUNpl>
02/05/2013 23:52
Witam
Nie wiem czy to to samo ale widzialem dwa szczupaki ktore "coś" mialy na skorze. Coś jak narośle jakies grzyby, szare i pokrywalo wiekszosc ryby, ledwo plywaly i nie reagowaly na nic. W wisle w warszawie... Dwa dni na rybach i zobaczone dwa takie osobniki
06/05/2013 13:34
W załączeniu materiał dotyczacy wrzodzienicy wraz z filmem ze Słupska. Trzeba niestety najpierw przetrawic reklamy
http://www.t...ogiczna/5691402
29/04/2013 23:35
Konieczność zarybiania smoltem zapewne wynika z operatu wodnego. W mej opinii powinno się już wcześniej odstąpić od zarybiania smoltami. To jest dobra metoda na początku reintrodukcji gdy zachodzi potrzeba pozyskania w krótkim czasie licznego stada macierzystego. Wrzodzienica jest chorobą charakterystyczną dla ryb przebywających w skupiskach. Problem wrzodzienicy w Polsce ma dwa aspekty. Hodowla smoltów związana jest z dodawaniem do karmy środków farmakologicznych, które zapobiegają występowaniu tej choroby w ośrodkach hodowlanych. Jednak każdy kij ma dwa końce. Powszechne stosowanie środków farmakologicznych osłabia własną odporność ryb. Taki materiał o obniżonej odporności na różne choroby, gdy znajdzie się w warunkach naturalnych jest podatny na infekcje. Zarybianie smoltem cechuje się tez tym, że raczej rzadko taka ryba wraca do rzeki, do której została wpuszczona czego klasycznym przykładem jest Drawa. Drawa została zarybiona kilkunastoma tysiącami smoltów troci i przede wszystkim łososia. Odsetek ryb wracających do Drawy jest znikomy. Sądzę, że o wiele skuteczniejszym sposobem jest zarybianie palczakiem, narybkiem żerującym i zaoczkowaną ikrą. Taki materiał zarybieniowy będzie posiadał naturalna odporność na infekcję oraz jest większym gwarantem zwiększenia ilości ryb wracających na tarło do rzeki w której został wpuszczony. Myślę, że RZGW w świetle faktów jakie zgromadziliście w związku z wrzodzienicą, wyrazi zgodę na zmianę formy zarybiania, gdyż jest to w interesie podniesienia zdrowotności ryb zasiedlających rzeki Pomorza. Życzę Tobie Teodorze i pasjonatom nowoczesnego wędkarstwa z Pomorza, dalszych sukcesów i wytrwałości w dziele, którego się podjęliście i mam nadzieję, że być może spotkamy się nad Wieprzą, Słupią, Czernicą czy Studnicą Wodom cześć.