Rybie Oko/Artículos/Ojo del Pez/Sposόb na dużego pstrąga/Moje spojrzenie/Grand/Punkty wyjścia
Punkty wyjścia |
15 enero 2008 22:58:43
Ja pozwoliłem sobie oderwać się od realiów - czyli idiotycznych operatów w obecnym kształcie - toć to samo zło. Szoda, że tak żadko tępione. Operat winien wymagać nie tyle zarybień, co obecności ryb w wodzie.
Wtedy pojęcie "kontroli" stanie się punktem wyjścia. I o to mi chodzi.
W obecnych realiach, masz rację, konieczne jest niestety rozpoczynanie w zgodzie z nimi. Zatem zaraz potem winna być kontrola. Ceny to kolejny składnik i te winien po prostu wyznaczać popyt. Reszta to juz szczegóły.
Pozdrawiam,
Admin Darek
---
Kto pyta, jest głupcem przez pięć minut; kto nie pyta, pozostaje nim do końca.
![]() ![]() |
Relacionado con |
Sposόb na dużego pstrąga, czyli co zrobić, byśmy łowili dziesiątaki?
11 enero 2008
Nie będzie to przepis na cud – przynęty, ani na wyszukane techniki. Wszystkie są mniej lub bardziej znane i stosowane. Nie będzie o tajnych rzeczkach, bo takich nie ma. Będzie o cud-łowiskach. O wymarzonych wodach, w ktόrych spotkanie z wielkim kropkowańcem jest możliwe a nawet bardzo prawdopodobne.
Gdzie? W znanym wszystkim obszarze południowo-wschodniej Polski.
Nie ma tam takich rzek i takich pstrągόw? Nie ma? No to zrόbmy, by były i o tym właśnie chcę napisać. Niech będą to takie wspόlne rozważania na początek sezonu. Lepsze to, niż narzekania na wszystkich dookoła, na kłusownikόw, na innych wędkarzy. Pomyślmy wspόlnie, jak chcemy aby to wyglądało? I nie będzie to czcza gadanina. Nie będą to tylko niespełnione marzenia. Każdy dobry pomysł zostanie wykorzystany przez gospodarzy łowisk.
12/01/2008 17:09
Kiedys tak sobie myslalem, jak to by bylo, gdyby poludniowo-wschodni region byl pstragowym eldorado? No jak? Wpradzie rzeki przepiekne, ale trzeba teraz dopilnowac i postrac sie, zeby plywaly w nich przepiekne ryby.
Ja osobiscie chcialbym widziec to w ten sposob, ze po pierwsze jadac na ryby miec ta realna szanse na zlowienie jej, bo ile mozna jezdzic nie widziec nawet przyslowionego ogona? Pomijam tu juz kwestie zabierania czy wypuszczania choc, chcac stworzyc naprawde atrakcyjne wody musi sie zabieranie ryb znacznie ograniczyc jak nie calkowicie zabronic przez pewien okres czasu. Wedkarze obecnie czesto gesta spedzaja swoje wedkarskie urlopy za granica, omijajc szerokiem lukiem wiekszosc rodzimych, krajowych wod. Dlaczego? bo nie ma ryb?,bo za duzo presja?, bo chca odpoczac od naszych wedkarskich realiow? Trzeba sie zapytac tych co jezdza, bo kazdy oprocz tych oczywistych powodow ma swoje wlasne.
Wracajac do nas jestem gotowy zaplacic oplate dzienna, ktora powinna byc powszechna, odpowiednio skalkulowana w zaleznosci od typu lowiska, mozliwosci zabierania zlowionych ryb, a byc moze nawet od dnia tygodnia. Co tu duzo mowic bez pieniedzy sie nie obejdzie! Im lowisko bardziej zasobne, o mniejszej presji, a tym samym atrakcyjniejsze (przynajmniej dla mnie) powinno byc drozsze. Wedkarz powiniem wiedziec za co placi i czego powinien powinien sie spodziewac.
Oczywiscie dostepnosc takich oplat powinna byc bardzo szeroka-internet, sklepy wedkarskie, itp. jadac na ryby kupujac ochotki czy zylke kupowac od razu oplate na wybrane lowisko.
Te wszystkie oplaty, a co za tym idzie zarybienia nie maja wiekszego sensu, gdy nie ma dobrej ochrony czyli mozna powiedziec nawet gospodarza, ktory dba o lowisko i wie po co o nie dba i dla kogo.
Tyle na poczatek.
Apropos pytania w temacie to sadze, ze sposobu na duzego pstraga nie ma, trzeba go po prostu wychodzic
Ps przepraszam za brak polskich, bo wiem jak uciazliwe jest czytanie czegos takiego
12/01/2008 23:22
Chodzi o to, aby dostosować rόżne możliwe warianty gospodarki do możliwości rzek i do możliwości finansowych. Gospodarz dysponuje ograniczonym środkami, dokładnie tymi, ktόre pochodzą z opłat. Mniej opłat – mniej pieniędzy. Więcej opłat, to jednocześnie więcej klientόw - więcej chętnych do łowienia i także do zabrania ryby. Wysokość opłaty też ma swόj pułap i nie zależy to tylko od zasobnośi portfela, ale od tego, jak wiele z tego co mamy, jesteśmy skłonni zapłacić. Ja mόgłbym dać jedną miesięczną pensję, czyli 1/12 rocznego dochodu, ale to skrajne podejście. )) Jak zażądasz zbyt wysokich opłat, to ludzie po prostu zrezygnują. Będzie wprawdzie mniej tłoku nad wodą, ale i pieniędzy na gospodarkę nie będzie... Kwadratura koła. A kosztują, i zarybienia, i ochrona.
Trzeba znaleźć jakieś rozsądne wypadkowe rozwiązanie.
Tak samo z ograniczeniami presji, są konieczne, bo rzeki nie wykarmią więcej niż mogą. Pewnie, że można do tego podchodzić egoistycznie: „ja swoje ryby złowię, a inni niech się martwią”. Taka postawa też jest niestety powszechna. Tylko, że tych ryb zabraknie w końcu i rόwnież dla tych cwaniaczkόw. Nie przeniosą się na inne rzeki, bo tam będzie podobnie. Swoich „tajnych” też nie stworzą. Te możliwości już się dawno skonczyły. Nie można brać więcej, niż urośnie, pozostaje tylko rozsądna gospodarka, tym, co możliwe. A możliwości trochę jest.
Rzecz w tym, jaki wariant wybrać? Jak oszacować opłaty? Limity? Jak to zrobić, by ludzie byli zadowoleni i by towszystko dobrze funkcjonowało?
To już nie jest etap abstrakcyjnego rozważania, to można naprawdę wprowadzać. Potrzebny jest wybόr najlepszego możliwego wariantu i akceptacja.
Andrzej
13/01/2008 18:24
Przy dużej podwyżce opłat wpływy spadną to prawda, ale może dzięki ograniczeniu liczby łowiących konieczne będą jedynie nakłady na ochronę, bo zarybienia nie będą konieczne.
A zresztą może to co chce powiedzieć odda przykład:
Biała Przemsza rzeka na pograniczu woj. małopolskiego i śląskiego do której okręg katowice "sypie" 10.000 tys sztuk narybku. Wygrali przetarg bo nie mieli konkurencji, a ta ilość narybku ma się nijak do biologicznej pojemności tej rzeki. Gdy mi to Grześ Piętka powiedział to mało mnie szlag nie trafił. Przecież w kilkunastu znajomych moglibyśmy zrobić sobie eldorado i "społecznie strażnikując" gonić całą resztę znad wody!! Lub sprzedawać przeciętnie 10 licencji dziennie po niechby 15 pln i mieć pod 30.000 złotych na ryby.
BP ma niestety poważną wadę, że nie ma w niej naturalnych tarlisk, więc zarybienia będą konieczne zawsze.
14/01/2008 00:00
Tak skonstruowano zasady dzierżawy wόd, że nie zostawiono możliwości dla małych dzierżawcόw, jakichś klubόw na przykład. Ma to swoje uzasadnienie, bo dzięki temu uniknięto być może wielkiego bałaganu. Zlewnie stanowią całość i nie jest obojętne dla dużej rzeki, to, co się robi w jej dopływach. Każda woda wymaga oceny i rozpatrzenia jej możliwości. Dopiero na tej podstawie opracowano operaty rybackie. Można je zresztą skorygować po kilku latach, a nawet jest to często konieczne. Zarybienia zostały wprowadzone do operatu na podstawie wyliczeń. Jeżeli szacunki okazały się nie trafione, potrzebna korekta.
Też uważam, że rzekom na zdrowie wyjdzie lepsza ochrona przy mniejszych zarybieniach, ale to też dla każdej wody może być inaczej.
Ochrona kosztuje, zarybienia kosztują, administrowanie tym wszystkim też. Wpływy są z opłat. I te muszą być dobrze skalkulowane. I tu manewr jest ograniczony poziomem akceptacji. Ilu z nas zaakceptowałoby składkę roczną tysiąc zł? ))) Niewielu. Przyzwyczailiśmy się do znacznie niższych opłat. Takich, ktόre w przeliczeniu na miesiąc dają naprawdę niewielkie kwoty. Być może tu jest rozwiązanie, w opłatach krόtkoterminowych, dziennych, kilkudniowych. Była kilka lat temu na RO nawet taka ankieta. Choć wiem, że na opłatę 20 – 30 zł dziennie też ludzie narzekają. Jak to ludzie.
Zbyt drastyczne podniesienie opłat ponad przyzwyczajenie może spowodować znaczny spadek wpływόw. Już teraz obserwuje się wędrόwki ludόw, dla tych kilkudziesięciu złotych. Okręgi, ktόre chcą coś zrobić, dostają w ten sposόb w plecy, a nie mogą sobie pozwolić na finansowe zawirowania.
Trudno to razem skalkulować. Niestety...
Andrzej
14/01/2008 02:03
Czyli jednym z lepszych rozwiazan bedzie ograniczenie limitow przy podobnym wariancie oplat. Tez uwazam, ze malo kto zaplaci tysiaca na wedkowanie, bo to troche duzo jak na nasze realia i wydaje mi sie, ze bylibysmy przodujacym krajem w Europie pod wzgledem oplat i ilosci ryb-przynajmniej jakis czas
Mnie wlasnie bardzo to trapi, ze zasady dzierzawy sa takie, a nie inne. Balaganu? Wedlug mnie nie bylo by zadnego balaganu, a moze wrecz przeciwnie wszystko bylo by uporzadkowane. Jesli taki klub opiekowal by sie tylko 1 czy nawet 3 lowiskami to czy nie lepiej dalo by sie tych lowisk przypilnowac, zarybic, a tym samym jasno i wyraznie rozliczyc itd.? Wedlug mnie tak. Jesli skladka byla by wystarczajaco wysoka, przestrzegane limity, prowadzone rejestry cos by z tego na pewno bylo. Taki model z powodzeniem jest prowadzony na zachodzie i jakos sie sprawdza. Mialem okazje lowic na takim lowisku kilka miesiecy temu, gdzie lacznie z licencja, pozwoleniem dziennym wszystko kosztowalo ok.30zl. Dlaczego u Nas nie moze tak byc? Dlaczego PZW wciaz dzierzawi wiekszosc wod w tym kraju, a nie kluby wedkarskie czy prywatni dierzawcy? Nie mowie, ze to zle, ale w gospodarce wolnorynkowej musi byc jakas konkurencja i alternatywa.
14/01/2008 12:12
Chodzi o to, aby w jednej zlewni nie było sprzecznych ze sobą działań. Ktoś powinien panować nad całością - w zamyśle RZGW. Tylko tam, w tej instytucji, oprócz inżynierów hydrotechników powinni być także i przede wszystkim przyrodnicy, w tym koniecznie ichtiolodzy, bo rzeka to nie ciek z wodą a wodne środowisko. W tą stronę zresztą wszystko zmierza, tylko strasznie pomału.
Dla mnie nieistotne kto prowadzi gospodarkę, ważne JAK to robi. I tu na pewno potrzebne są nowocześniejsze rozwiązania. I to się powoli robi. W PZW też.
Andrzej
12/01/2008 22:32
Nie jestem ichtiologiem, więc nie traktuj moich poglądów zawodowo.
Uważam, że na tą chwilę jakiekolwiek działania poza dążącymi do zmiany prawa nie mają sznas powodzenia. Dla mnie wody pstrągowe to mały wycinek, specyficzny, więc najpierw ogólnie potem o pstrągach. Może wypunktuję:
1. Pierszeństwo w dzierżawieniu wód oraz zwolnienie z opłat względem Skarbu Państwa powinny otrzymać organizacje pożytku publicznego a następnie firmy, które w swoim celu działania mają odnowienie i utrzymanie populacji ryb, własną ochronę, udostępnianie wód do rekreacji ruchowej będącej ważnym czynnikiem dla zdrowia człowieka (oszczędność na kosztach leczenia, wzrost wydajności pracy)- głównie wędkarstwa ( nie wykluczam również wód gdzie mogliby łowić sobie nurkowie kuszą)
2. Powinien być wprowadzony na początek całkowity zakaz zabierania ryb na okres np. 5 lat, pochodzących z naturalnego tarła. Straty spowodowane nieumiejętnym wypuszczaniem i tak są dość duże. Dopuszczenie zabierania ryb z zarybień, oznakowanych, za dodatkową opłatą. Jesli kilogram tęczaka w sklepie kosztuje 12 zł, to mimo że potokowiec jest trudniejszy w hodowli nie powinien być droższy.
3. Opłata powinna być dzienna, lub abonamentowa, zakładająca zawodowe (nie społeczne) utrzymanie i ochronę populacji, budowę tarlisk, dorybianie w przypadku nieudanego tarła, powodzi, suszy itp., z dopłatą za zabrane ryby (kupno dodatkowej licencji, tylko ilość tych licencji ograniczona rocznie do takiej, ile ryb się wpuszcza)
4. Tłok na wodzie jest spowodowany tylko i wyłącznie przez to, że jest za mało atrakcyjnych wód, gdzie jeszcze coś pływa. Np. jeśli chodzi o pstrągi to na uwagę zasługują 3-4 rzeki w Polsce. Niech ich będzie 30-40 na początek, to zaznie się konkurencja między gospodarzami o wędkarzy. Wtedy dopiero nie będzie to chore, jak trocie w Parsęcie.
5. Kary za kłusownictwo powinny zaczynać się od 10 tys zł + nawiązka za straty. Kłusownictwo musiałoby być w końcu wziągnięte pod przestępstwa względem mienia i środowiska, a nie być wykroczeniem
6. Wysokość opłat musi być dostosowana do kosztów utrzymania wód, łącznie z nasadzeniami drzew, organizacją miejsc biwakowych itp pracami. Jeśli woda jest warta gospodarowania, żyzna, to będą i ryby i klienci. Wody mało żyzne albo nadają się na hodowlę narybku albo mozna je skreślić, niech sobie łowią na nich wszyscy na robaka albo wydzierżawi kto inny (np Klub Niezwykle Etycznych i Bogatych Muszkarzy).
Oczywiście różne wody wymagają różnego podejścia. Ale bez lobbowania na rzecz wędkarstwa w sejmie, w rządzie, nic się nie poprawi. Nie ma warunków. Istnieje stowarzyszenie, w którym mięsiarze i gumofilce będą mieli zawsze większość. Nawet jak ich byzmienić na stanowiskach, to nie wiadomo czy tym "nowym" by się chciało na długi okres. Poza tym "nowych" nie ma. Pracują, uczą się, albo już łowią w Skandynawii i mają w nosie polskie wody, razem z ich zapleśniałymi trociami i zagrzybiałym PZW. W którym tacy "Andrzeje Trembaczowscy" to nieliczne rodzynki.
12/01/2008 23:02
Tomku
Rozumiem, że taka może być właśnie ocena sytuacji odbierana przez wędkarza. Masz w tym wszystkim bardzo dużo racji. Tylko to wszystko co napisałeś, jest bardzo pesymistyczne, bo zakłada zmiany, ktόre nie nastąpią szybko. Pesymizm zresztą moim zdaniem nieuzasadniony.
Może tego nie widzisz, ale są gospodarze wόd, są z PZW, i zależy im na dobrych rozwiązaniach. Nie jestem wyjątkiem, przeciwnie, ludzi pracujących nad poprawą rzek jest bardzo, bardzo wielu, nie doceniamy ich, nie wiemy o tym, co robią. Nie piszą tu w internecie, ale to dzięki nim sytuacja się zmienia. Rzecz w tym, że jakiekolwiek zmiany wymagają akceptacji. A to wymaga zrozumienia. Są wędkarze, ktόrzy nie zabierają ryb, są wędkarze, ktόrzy mocno ograniczają swoje limity, tacy, ktόrzy wezmą wszystko zgodnie z limitem (i wolno im), tacy, ktόrzy biorąc zgodnie z limitem dziennym będą nad wodą kilka razy w tygodniu, są też i tacy, ktόrzy wezmą więcej niż wolno. A ryb jest skończona ilość. Zwiększenie wymaga większych nakładόw lecz także ograniczeń.
Niestety, tak jest, że wędkarze niechętnie akceptują jakiekolwiek nowe ograniczenia, jakiekolwiek zmiany, nawet tak nieproblemowe, jak wpis do rejestru. O podwyższaniu opłat już nawet nie mόwię: wielu kombinuje, w jakim okręgu opłacić by zaoszczędzić w skali roku sumę... wydaną podczas jednego wyjazdu. Niestety, każdy krok, każda zmiana, każde ograniczenie jest przez wielu odbierane jako ich osobista krzywda, jako pozbawienie czegoś, co im się w ich przekonaniu słusznie należy. To, że sobie pogadają nad wodą czy przy piwku jest nieistotne, gorzej, gdy wywierają nacisk na zarządy kόł czy okręgόw, bo tam zapadają decyzje i te decyzje nie mogą być w oderwaniu od oczekiwań i od realiόw.
Andrzej
p.s.
Z większością wnioskόw całkowicie się zgadzam.
12/01/2008 22:43
Wyobraźmy sobie rzekę pstrągową, dobrą, stwarzającą doskonałe warunki naszym ulubieńcom. Chcemy na tej rzece prowadzić pstrągowe łowisko. Chcemy, by można w niej było łowić pstrągi i to ładne pstrągi, czyli takie, przekraczające 40 cm. A nawet, by była też możliwość spotkania pstrąga znacznie większego. Warunki środowiskowe tej rzeki sprzyjają, rzeka jest zasobna w pokarm, są liczne kryjόwki.
Zarybiamy tę rzekę co roku, regularnie przez powiedzmy ponad dziesięć lat. Powiedzmy dla ustalenia uwagi, że na każdy odcinek trzykilometrowy wpuszczamy co roku 3 tys szt. narybku jesiennego. Co możemy mieć na takim odcinku po tych dziesięciu latach?
Wyobraźmy sobie taką piramidę, gdzie liczba pstrągόw z poszczegόlnego rocznika stopniowo maleje – to normalne, nie wszystkie egzemlarze z rόżnych powodόw przeżywają.
Na tych trzech kilometrach mamy:
3000 pstrągόw z jesiennego zarybienia,
1000 dwulatkόw (przyjąłem przeżywalność ok. 30%),
200 trzydziestakόw (straty spowodowane m.in. kłusownictwem),
20 czterdziestakόw (tu jeszcze dochodzi efekt wędkarskiej presji),
2 pięćdziesiątaki,
1 (może) jeszcze większy rodzynek
Jest to wynik niezły i dla wędkarza taki odcinek rzeki na pewno jest atrakcyjny, zwłaszcza, że to fragment całej rzeki, powiedzmy dziesięciokrotnie większej, i na całej jest rόwnie dobrze.
Przyznam, dane sufitowe , ale jak sądzę założona przeżywalność nie odbiega pewnie od tego, co moglibyśmy zastać w takiej rzece. Dla dalszych przemyśleń taki model nam wystarczy. Liczby poszczegόlnych rocznikόw w prawdziwej rzece będą na pewno rόżne, ale mechanizm jaki chcę pokazać jest taki sam.
To jest nasz stan wyjściowy.
Na rzekach poddanych silnej presji, wędkarskiej czy kłusowniczej, tak dobrze nie będzie.
O ile liczby dotyczące pstrągόw wpuszczonych i dwulatkόw będą podobne, to dalej może wyglądać już tak:
3000 pstrągόw z jesiennego zarybienia,
1000 dwulatkόw,
100 trzydziestakόw,
5 czterdziestakόw,
albo jeszcze gorzej.
(dla porόwnania polecam wyniki odłowόw kontrolnych z Bystrzycy z zeszłego roku).
Możemy poprawić przeżywalność młodych pstrągόw przez staranne zarybienia, dobry materiał zarybieniowy i zmniejszyć straty powodowane kłusownictwem przez dobre pilnowanie rzeki. I może być wtedy n.p. tak:
3000 pstrągόw z jesiennego zarybienia,
1500 dwulatkόw,
900 trzydziestakόw,
800 w przedziale 30 – 40 cm,
70 czterdziestakόw,
5 pięćdziesiątakόw,
1 duży ponad 60 cm
Rzeka była dobrze pilnowana, więc kłusownicy nie wyłowili ryb mniejszych niż założone np. 35 cm. Straty jednak są (np. wydry, pokaleczenie ryb przez wędkarza itp). Dalszy ubytek z 800 do 70 wynika już z wędkarskiej presji. To też proporcje sufitowe, bo przy większej presji tych czterdziestakόw może być znacznie mniej i tych większych może już nie być wcale. Tu proszę zauważyć, że jeżeli na odcinku żyje jeden sześćdziesiątak, to zabranie go oznacza zabranie wszystkich sześćdziesiątakόw z tego odcinka. Skutki presji zależą też w jakimś stopniu od łatwości w łowieniu, im rzeka ma więcej odcinkόw trudnych, rόżnych zwalisk i niedostępnych kryjόwek, tym większa część ryb się uchowa przed wędkarzami i tym większa szansa na tego dużego.
Co można zrobić, aby poprawić jeszcze atrakcyjność rzeki?
Proste przeliczenie – chcemy mieć tych sześćdziesiątakόw nie po jednym na kilka kilometrόw rzeki (to i tak fajnie, prawda?) ale np. po pięć. Zakładam, że są odpowiednie warunki (pokarm, kryjόwki). Pięć razy więcej, to np. pięć razy więcej wpuszczanych co roku pstrągόw. Więc na ten odcinek nie 3 tys a 15 tys. Co na 30 km rzeki dałoby 450 tys. szt. Oczywiście absurd, rzeka takiej ilośi maluchόw nie wyżywi. Pomijam już problem dokładnego rozprowadznia narybku, transportu (ile to razy musiałby jechać samochόd z rybami?) Oczywiście koszty ogromne. Tak się nie da. Przypomnę, że już dobrze pilnujemy rzeki przed kłusownikami i ubytki ryb powodują tylko sami wędkarze.
Tu widać, że efekt utrzymania atrakcyjności rzeki można osiągnąć tylko przez ograniczenie presji, przez dobrze skalkulowane limitowanie połowόw.
Jak to zrobić?
Sposobόw może być kilka.
1. limit dzienny (obecnie jedyny stosowany sposόb na naszych rzekach).
Przy dużej presji to nie wystarczy. Nie pomoże, bo zawsze znajdą się tacy, ktόrzy będą jeździć często i łowiąc skutecznie (zgodnie z limitem) ryby wyłowią. Na marginesie, ile naprawdę wyławiamy, mogą nam pokazać rejestry połowόw, dlatego są takie ważne!
2. Limit dzienny i limit roczny.
To już sprawiedliwsze i skuteczniejsze rozwiązanie. Kto limit wyczerpie, nie łowi. Tylko jak ten limit określić? 10 szt rocznie? Więcej? Dla średniej rzeki poddanej dużej presji to też może być za dużo, a przez wędkarzy może być uznane za zbytnie ograniczenie (przynajmniej przez niektόrych).
3. Limit dzienny 2 szt, i roczny 6 szt, ale ten roczny dotyczy jednej rzeki.
Jeżeli rzek w okolicy jest więcej, a nie wszystkie są tak samo oblegane, jeżeli jedna jest faworyzowna i poddawana nadmiernej presji, to takie rozwiązanie spowodowałoby, że kto wyczerpie limit, przenosi swoje zainteresowania na inną rzekę i nie powinien czuć się pokrzywdzony. Niech sam siebie ogranicza. Można do tego dodać jeszcze sumaryczny limit roczny np 25 szt łącznie ze wszystkich rzek.
4. Można wprowadzić limitowaną ilość wędkarzy na daną wodę.
To jest zresztą policzone, choć nikt na razie czegoś takiego jeszcze u nas nie wprowadza. Takie rozwiązanie miałoby jeszcze tą dobrą stronę, że wędkarze nie przeszkadzaliby sobie wzajemnie. Wymaga to jednak codziennej obecności strażnika na tej rzece, ustalania z nim czy w danym dniu jest wolne miejsce itd. Dość skomplikowane i kosztowne (zatrudnienie pracownika).
5. Mniej skomplikowanym może być roczny limit „wyjść na wodę”, bez określania rzeki. Ten wariant można jeszcze zaproponować w wersji kilkudniowych np. dziesięciodniowych licencji
Problem jednak w tym, że takie ograniczenia, choć poprawiają komfort łowiących, ograniczają jednocześnie wpływy. Skąd więc brać pieniądze na gospodarkę? Podwyższanie opłat też ma swoje skończone ograniczenie.
Można jeszcze zrobić coś innego.
Jeżeli warunki na to pozwalają, jeżeli rzeka jest zasobna w pokarm i kryjόwki, to można ją dorybiać rybami dużymi, wtedy zmieniamy piramidkę i tych ryb łownych będzie znacznie więcej. To jednak kosztuje i jeżeli nie ma się łatwego i taniego dostępu do takich ryb (np. z własnej blisko położonej hodowli) to takie rozwiązanie będzie zbyt kosztowne. Wyhodowanie i utrzymanie większej ilości ryb dużych też jest kosztowne, więc ta metoda też ma ograniczenie.
Można też oczywiście wprowadzić zakaz zabierania ryb, przynajmniej na niektόrych odcinkach. Można wprowadzić wymiar gόrny, albo wymiar widełkowy (przedział ryb do zabrania).
Możliwości jest więc kilka. Od konkretnej rzeki i od możliwości gospodarza zależy, wybόr najlepszego. Od możliwości finansowych - zależnych od ilości wędkarzy.
Nie jest to takie proste, nie ma gotowych recept, ale są już przykłady łowisk, gdzie wprowadzono rόżne ograniczenia, gdzie dawno zrezygnowano z dotychczasowej ochrony podanej w RAPR, niedostosowanej do obecnych czasόw.
Jedno na koniec, aby coś podobnego zrobić potrzebne jest zrozumienie wędkarzy i ich akceptacja dla takich zasad. Niestety, ciągle zbyt wielu chce utrzymania mięsiarskiego „3 x 30 cm”...
Oczywiście to są moje przemyślenia i nie muszą być jedyne możliwe . Proszę o dalsze.
Andrzej
13/01/2008 12:34
Moim zdaniem tylko proste rozwiązaia są genialne.
Jesli chcemy mieć na 1km rzeki dysponującej odpowiednią ilością kryjówek 10 ryb powyżej 50cm ( a znam rzeki gdzie się zmieści 50 takich ryb) to nie można ich zeżreć. Dlatego:
1. Limit roczny dla rzeki, a nie dla wędkarzqa musi być podstawą. Jeśli więc rzeka nie jest super żyzna i nie ma zwaliska za zwaliskiem, to raczej ryb się nie powinno zabierać w ogóle. Dzikich ryb.
2. Jesli można zabrać z obwodu np. 100 ryb rocznie, to przy sprzedanych 100 zezwoleniach rocznych po 1 rybie na każdego jako "bonus". Rocznie. Ci, co kupią dzienne opłaty, mogliby zabierać ryby "wpuszczone" oznakowane za dopłatą.
3. System ten można też zrobić jako opłatę abonamentową wszędzie, gdzie np. za 100zł wykupuwałoby się 100 punktów i wpisywało punkty do rejestru. Jeden dzień łowienia na wodzie nizinnej kosztowałby 10 punktów, a zabranie ryb odpowiednio 10pkt za kg ryby białej, 20pkt za kg ryby drapieżnej, 50 pkt za kg pstrąga, lipienia i troci. Jesli jest klopot z okresleniem wagi i ilości punktów, to mozna zrobić np. dla pstrągów 1 pkt za 1cm, dla lipieni 1pkt za 2cm itp
Do tego wszystkiego trzeba najpierw jednak ludzi przygotować. Ludzie muszą mieć pewność, że dopłacając więcej dostaną coś dużo lepszego. Że tak musi być, a alternatywą jest płacenie 100zł za puste wody bez ryb.
Jak dotąd nie widzę takich działań. Każdy członek PZW, płacąc składkę, musiałby dostać ulotkę, której druk kosztuje 3-4 grosze. Te same informacje powinny zamieścić gazety wędkarskie. I to zarządy PZW powinny wystąpić z tymi wnioskami, oporosić o przyjście na zebranie i głosowanie za wprowadzeniem tego modelu.
Jak się coś ludziom zabiera, czyli możliwośc żarcia ryb tanio, to trzeba coś dać. W tej samej ulotce powinno być zobowiązanie do utworzenia tanich łowisk - z karpiami, tęczakami, za stawach, małych zaporówkach i innych zbiornikach zamkniętych. Tak, aby wędkarz miał wybór czy łowić na łowisku za 50 zł czy za 5 zł - bo i takie da się stworzyć.
Takiej akcji medialnej nikt nie prowadzi, to co się dziwić że ludziom się wydaje że jak zapłacą 100zł na rok to se połowią. Przecież PZW to im obiecuje : zapłać składki a połowisz, bo my jesteśmy świetni, jest coraz lepiej, zobacz paradę rekordów, współpracujemy z naukowcami, mamy porozumienie z Brandenburgią (czyt: możesz se pojechać do Niemiec i nałowić ryb do bólu).
Jesli uda się zarządom urządzić łowiska w przestępnych cenach, to będą klienci. Jak będzie drożej niż w Szwecji, pojadę do Szwecji. Granic nie ma
13/01/2008 14:58
Racja, ludzi trzeba przygotować i po to potrzebne są dyskusje. Trzeba też ustalić, czego chcemy. Jedni chcą samego łowienia, inni łowienia z zabieraniem. I jeden i drugi model wędkarstwa można pogodzić (nie na tej samej wodzie oczywiście). Trzeba to dobrze przemyśleć i skalkulować uwzględniając możliwości przyrodnicze rzeki i możliwości finansowe. Jedno jest pewne, nie można w sposόb nieograniczony zabierać, bo ryby się skończą. Tu już się stało, są jeszcze niektόre wody lepsze, ale bez wprowadzenia zmian szybko zostaną wyeksploatowane.
Andrzej
13/01/2008 21:19
Są jeszcze inne wody, na których łowi 90% wędkarzy. Taką np. zaporówkę koło mojego miasta można spokojnym ruchem "przerybić" o 50%, a wędkarze i tak wszystko wykarmią. Można wpuścić 10 ton szczupaka, a wędkarze wyłowią. Nie ma takiej ilości ryb, które przy dzisiejszym regulaminie spowodowałyby przerybienie wody, na której łowią wędkarze. To jest termin wymyslony przez oszustów z PZW. W ogóle jestem przeciwny oddawaniu wód wędkarzom w stanie naturalnym pogłowia ryb, bo ten stan to może być kompletna koszka. Stan ryb do łowienia, zakładający wyłowienie lub inną utratę ryb, powinien być o wiele wyższy. Tylko takie łowiska dają szansę na klientów. Mnie osobiści woda, gdzie złowię 2 pstrągi 30-ki w ogóle nie interesuje. Ja zapłacę tylko za taką wodę, gdzie normalnie za dzień złowię ok 10 wymiarowych pstrągów, w tym minimum 2 czterdziestaki, a co drugi wyjazd będę miał szansę na pstrąga powyżej 45 - 50cm. Inaczej - to jest łowienie pitwoków, które se teraz mogę połowić na co drugiej rzeczce PZW.
Uważam, że są wody tak zmienione, że jeśli potokowiec ma tam marne warunki trzeba dać tęczaka i pozwolić ludziom się nałowić. Życzę każdemu aby z 50cm tęczakiem powalczył, to jest jazda jak nie wiem co. Hodowla tęczaków wiemy ile kosztuje - ok 6 zł za kg, tyle są w hurcie do kupienia. Wpuszczając do wody 0,5kg tęczaki i trochę większych mamy super łowisko. Nie znam osoby, która nie zapłaci licencji 30zł na wodzie, z której można zabrać sobie ładnego czystego, nieraz zdziczałego tęczaka na kolację dla dwojga. Jedzenie potokowców nie będzie wtedy niczym niezwykłym, łatwiej będzie ludziom wypuszczać je wszystkie. Takie rzeki muszą być, aby rozładować presję na potokowce. Jak mam do wyboru 40cm potokowce w liczbie 1-2 szt na dzień albo 50cm tęczaki, wybieram te drugie.
Liczyłem ile kosztuje zatrudnienie ochroniarzy dla wód. Wyszło mi że 300zł na wędkarza, a średnia dni jest ok 35 w moim okręgu więc niecałe 10 zł za dzień średnio. Bo upilnować żwirownię z dojazdem autem jest łatwiej, niż zakrzaczoną rzeczkę, po której trzeba łodzią spływać, a samochodem jechać wzdłuż i łapać uciekających. Zarybianie itp prace 2-3 zł za dzień ale bez prawa zabierania ryb, tylko na utrzymanie populacji (dorybianie, budowa tarlisk). Tak czy siak, poniżej 15 zł dziennie średnio (czyli np. 30zł za rzekę pstrągową, 15zł za rzekę nizinną, a 5 zł za żwirownię) nie da się nic zrobić.
I proszę się nie sugerować konkretnymi liczbami z jednej strony, a nie udowadniać mi że zabranie pstrąga powinno kosztować 150zł - z drugiej strony (może w jałowej wodzie, w której nie ma sensu nic hodować...).
A dlaczego takie ceny? Bo jest to na dzień dzisiejszy górna granica cen, na które ludzi stać. Pojedyncze łowiska kosztują 50-100zł tylko dlatego, że nie ma konkurencji i nie trzeba o klientów zabiegać. Jesli sięokaże, że poniżej 50zł nie da się zagospodarować siłami wyłącznie profesjonalnymi takiego łowiska, to nie ma sensu go tworzyć w dłuższej perspektywie. A na siły społeczne tylko naiwniak liczy.
Ja należę do średnio zarabiających i gotów jestem przeznaczyć 800-1000zł na licencje przy ok 60 dniach łowienia w roku, bo kolejne 2000 wydam na benzynę. O sprzęcie nie wspominam, bo się ostatnio doliczyłem 19 wędek w kolekcji...
Wystarczy zrobić badania społeczne, badania rynku.
Takich jak ja średniaków będzie ze 10-15% wśród wędkarzy. To wystarczy dla nas przygotować 30 tys ha rybnych łowisk i już macie roczny budżet PZW. Dla kolejnej grupy, którzy przeznaczą 200-300 zł rocznie następne 30% wód. A resztę wód trudnych do gospodarowania, mniej wartościowych, rozdajcie za 1-2 zł za dniówkę emerytom oraz Zarządowi Głównemu PZW - jako miłośnikom wędkarstwa, którzy chcą sobie posiedzieć nad wodą z wędką. Skoro dla nich się ryby nie liczą, niech nic nie łowią, albo zachwycają się płoteczką, karaskiem czy okonkiem. Im to starczy.
14/01/2008 00:25
Może, jak napisałeś, nie znasz się na ichtiologii, ale na finansowych sprawach się znasz.
W końcu byś poszedł z torbami, gdybyś nie potrafił liczyć.
Masz całkowitą rację – od ekonomii się nie odejdzie. I potrzebne są badania rynku, sondaże, kalkulacje. I to jest możliwe.
Zagospodarowanie wόd to jednak nie tylko ekonomia, ale także przyroda. I tu sprawą nadrzędną powinna być zasada: „nie pogarszania stanu ekologicznego wόd” (zgodna z RDR). Dlatego nad wszystkimi dzierżawcami nadzόr sprawują RZGW, podległe Ministerstwu Środowiska. Tak to przynajmniej pomyślano.
Więc nie do każdej wody wolno wprowadzić rybę komercyjną. Nie każdą można traktować jako "zbiornik na rybę do wyłowienia", jako łowisko „put & take”. Tych rzek zbliżonych do naturalności, lub tych, ktόre mają szansę na renaturyzację, byłoby szkoda. Ale tak samo nie wolno ich wyrybiać! Gospodarowanie wόd musi więc uwzględniać i aspekt przyrodniczy i ekonomiczny, inaczej nic z tego nie wyjdzie.
Doskonałe są Twoje obliczenia i przykłady. Tym, ktόrzy narzekają, że drogo można poradzić, aby codziennie wrzucali po złotόwce do skarbonki. To mniej niż cena jednego biletu autobusowego, o piwie nie wspomnę. Dobrym rozwiązaniem byłyby opłaty krόtkoterminowe: dniόwki, dziesięciodniόwki itp. Nikt zresztą nie musi łowić 200 dni w roku ani łowić na wszystkich wodach.
Andrzej
p.s.
Przydałaby się może nowa ankieta na RO...
14/01/2008 09:48
Andrzeju, te wszystkie rozważania teoretyczne zakładają ludzką dobrą wolę. Otóż, moim zdaniem, nic nie dzieje się przypadkiem. To nie jest "wola ludu", tylko umiejętne sterowanie całym tym interesem. Parę osób ma erzatz władzy, którą utracili w 1989r i nie jest przypadkiem, że wędkarze płacą skłądki na wody, z których ryby wyjmują im rybacy. Nie jest przypadkiem, że ci ludzie kosztem przyrody utrzymują swój dostęp do pieniędzy - gdyby im się nie opłacało, to by złego nie robili. Wiedzą, że mają miesiarską większośc za sobą i z tego czerpią siłę. Wierzą w SSR, bo sami byli w ORMO itp.
Jeżeli umiesz się lokalnie dogadać to fajnie, ale musicie zacząć akcję uświadamiającą już, np. poprzez artykuły w gazetach lokalnych, aby urządzić to "eldorado".
A może w sumie niewiele trzeba, tylko kasa na straż i nie zabieranie ryb (limit roczny np. 5szt dla tych co wykupili okręgówkę, reszta przyjezdnych zakaz absolutny), a sytuacja poprawi się o 500%. Idealnie nie będzie, ale duzo, duzo lepiej.
14/01/2008 12:38
...czy piasek w tryby.
Konkretna gospodarka na wodach jest prowadzona przez okręgi. Jedne to robią lepiej, inne gorzej. Różnie. I jedno, czego chciałbym, aby te rozwiązania do konkretnych wód wprowadzano śmielej. Bez oglądania się na tych, którym się karta ma zwrócić.
To się w końcu stanie, bo taka jest logika. Wkładanie kija w szprychy może takie reformy opóźnić, ale ich nie zatrzyma.
Andrzej
13/01/2008 15:18
Piramidki i przedstawione w nich liczby są sufitowe, choć do takich rozważań jak nasze to wystarczy. W prawdziwej, konkretnej rzece będzie inaczej i raczej te liczby będą mniej korzystne. Nie do każdej rzeki można dać 3000 szt na 3 km, straty też mogą być z rόżnych przyczyn większe, więc te proporcje będą mniej dla nas korzystne, piramidka mniej stroma i dużo niższa (czyli np. bez pięćdziesiątakόw). Poza tym wszystkie ryby z całej tej piramidki korzystają z bazy pokarmowej rzeki, ktόra też ma swoją skończoną wielkość. Więcej ryb się nie pomieści. O tym też trzeba pamiętać, gdybyśmy chcieli uzupełniać łowisko rybami wyrośniętymi. To wszystko są ograniczenia. Trzeba więc znaleźć model dostosowany do możliwości konkretnej rzeki i dla rόżnych rzek może być inny. Ale to sprawa dalsza – to można zrobić, to mogą policzyć ichtiolodzy. Najważniejsze, to nasze przekonanie, że takie zmiany są konieczne. Że trzeba ustalić lepsze formy ochrony niż tylko obecny wymiar i limit dzienny, że trzeba zrόżnicować opłaty, wprowadzić rόżne licencje, odpowiednie do rόżnych ofert, tak by to wszystko razem działało. Kiedyś była jedna opłata na całą Polskę. Od wielu lat obowiązują rόżne opłaty okręgowe i dziś już nikt rozsądny tego nie kwestionuje. Trzeba pόjść dalej. I tak cały czas nasze rozwiązania nie nadążają za potrzebami.
Andrzej
15/01/2008 19:58
Moim zdaniem zacząć trzeba od pozycji "Kontrola". Oczywiście zdaję sobie sprawę, że do czasu kiedy odpowiednie ustawy nie będa wspierać tego problemu sprawa jest strasznie trudna.
Dlaczego uważam, że zaczynać należy w tym miejscu. Kontrola, to bowiem element kluczowy, który mym zdaniem, będzie wyznacznikiem sukcesu. W to trzeba inwestować na początek.
Poczynając od kosztów kontroli wypada kolejno analizować możliwości zarybień, potem ilości licencji wydawanych na daną rzekę i... wystarczy. Pamietać tylko wypada, że jednak rzeka będzie ew. pięciogwiazkowym "Grand Hotelem" a inna tylko "Orbisem" . O tym decydować winien jej potencjał.
I oby tylko NADZWYCZAJ szanować ten "Grand"!!!
15/01/2008 22:19
To doskonałe porόwnanie.
Tak, od czegoś trzeba wyjść. Tym punktem wyjścia są jednak koszty zarybień, bo to wynika z operatόw. Zmiany tych ilości, wymagałyby korekt. To nie jest niemożliwe, ale kłopotliwe. I nie na teraz.
My na razie u siebie poprawiamy kontrolę, co oczywiście zwiększa koszt. Dlatego nasza składka na wody gόrskie jest wyższa, niż w wielu innych okręgach. Ale skądeś te pieniądze być muszą. Kontrole już przynoszą wymierny efekt, choć sezon dopiero się zaczął, a strażnicy wόd gόrskich rozpoczęli pracę wraz z początkiem roku.
Szczegόły na naszej stronie:
http://komisjalublin.ota.pl/
na forum.
Kontrole przy okazji udokumentują rozmiar kłusownictwa, bo co innego wiedzieć, że jest, co innego wykazać ilością zatrzymanych. Nietrudno będzie oszacować, ile ryb ocaleje dzięki tej ochronie. To tak, jakby zwiększyć zarybienie, i to rybą dużą. Do tego inna przyjemność wędkowania, kiedy przepędzi się chamόw.
Same korzyści, ale o tym przecież nikogo przekonywać nie trzeba.
Andrzej
15/01/2008 22:58
Widzimy je różnie, bo pojmujemy temat odmiennie.
Ja pozwoliłem sobie oderwać się od realiów - czyli idiotycznych operatów w obecnym kształcie - toć to samo zło. Szoda, że tak żadko tępione. Operat winien wymagać nie tyle zarybień, co obecności ryb w wodzie.
Wtedy pojęcie "kontroli" stanie się punktem wyjścia. I o to mi chodzi.
W obecnych realiach, masz rację, konieczne jest niestety rozpoczynanie w zgodzie z nimi. Zatem zaraz potem winna być kontrola. Ceny to kolejny składnik i te winien po prostu wyznaczać popyt. Reszta to juz szczegóły.
15/01/2008 23:18
Reguły gry były takie a nie inne. Odgόrnie ustalono te zasady. Można było albo się do nich dostosować i starać się o wodę na podstawie operatu, albo zostać bez wody. Dyskutowaliśmy o tym wszystkim zresztą kilka lat temu. Napisałem wtedy, że życie zmiany wymusi i tak będzie. Tylko to wszystko bardzo długo trwa...
Nie da się prowadzić zagospodarowania łowisk w oderwaniu od praw przyrody i wbrew ekonomii. To nie wyjdzie. Warunki środowiska określają możliwości – i tych się nie przekroczy. Reszta to cena – podaż – popyt. Jak z każdą usługą. Rzecz w tym, jak te ceny określić? Jak je dostosować? Jak zgadnąć potrzeby tej większości, na ktόrą się trzeba nastawić, by wyjść na swoje i tych koneserόw, ktόrych może mniej, ale nie wolno ich stracić. Jak ustalić zasady, by zadowolić wędkarzy-klientόw? Ich potrzeby wcale nei są takie same: jeden woli spotkanie z dużą rybą, drugiego zadowoli kilka lwymiarkόw. Jeden wszystko wypuści, drugi wszystko zabierze. Dlatego potrzebne jest zrόżnicowanie ofert, wtedy każdy coś dla siebie znajdzie.
To są wszystko regulacje i dopasowywania „w biegu”, ale inaczej się nie da przestawić polskiego wędkarstwa z czasόw peerelowskich na obecne. Szkoda tylko, że tak pόźno te zmiany rozpoczęto i że idą one tak wolno i tak nieśmiało...
Andrzej
16/01/2008 23:05
Te reguły (operaty wodno-prawne) są idiotyczne. Nad ich zmianą, licząc na udział w tych pracach Stowarzyszenia SWI, winniśmy pracować!!!
PS. SWI === http://swi.fishing.pl
17/01/2008 00:16
Ale nie takie to proste.
Musielibyśmy mieć niezłe wpływy w ministerstwie.
Na razie możemy tylko przekonywać, wykazywać złe, błędne, i wyszukiwać lepsze rozwiązania.
O ile potrafimy.
O ile ktoś zechce się z naszym głosem liczyć.
Czy i na ile urzędnikom naprawdę zależy na dobru wόd czy na jakimkolwiek publicznym dobru?
???
Może kogoś krzywdzę (za to przepraszam) na pewno są też i tacy, ktόrym zależy. Ale czy wszystkim? I czy znajdą oni jakieś zrozumienie i poparcie?
Zobacz sprawę Rospudy...
Zobacz wiele innych spraw, przez nastolecie nie rozwiązanych, gdzie po każdej zmianie ekipy zamiast wytrwałej kontynuacji, tego, co było dobre, co już wypracowano, najpierw zaczyna się demolka, zmiany kadrowe i roszady, podział stołkόw, potem na nowo oswajanie się z problemami, a potem... potem to się ewentualnie zobaczy... I jeszcze te rozmaite „lody" na boku...
Taka jest nasza popaprana polska rzeczywistość.
I gdzieś tam, na samiuteńkim dole hierarchii potrzeb, jest miejsce na przyrodę, na wody i na wędkarstwo.
Kogo to obchodzi? Kto to rozumie? Kto się zna na tym? Czy komuś chce się sięgnąć po zagraniczne wzorce? A po co, skoro mamy swoje. Wędkarze to hobbyści, a tu panie, gospodarka, niewykorzystane fundusze itd.
I trwa to...
I masz wyeksploatowane, wyrybione przez dzierżawcόw jeziora i wyeksploatowane przez wędkarzy rzeki. Masz kłusownikόw, ktόrych ciągle traktuje się z pobłażaniem. Masz całe łańcuszki rόżnych gości, korzystającyh na skłusowanej rybie. Masz rozmaitych cwaniakόw, korzystających na rόżnych niekoniecznie potrzebnych inwestycjach. I masz gdzieś tam jakichś Don Kichotόw...
Andrzej
28/04/2008 19:47
a według jakich kryterii miano by przyznawać prawo do połowu na danym akwenie?
jak zwykle jest dyskusja i każdy się pomądrzy posapie pofuka i dalej będzie tak jak jest albo i gorzej
dopóki wody śród lądowe będą "niczyje" tak właśnie będzie
a gdyby trafiły w prywatne ręce i właśnie w tedy przy odpowiedniej kontroli prawdo podobnie da to jakiś efekt
ale tu się zgadzam śmiecić moglibyśmy przestać
28/04/2008 21:24
A ustala je gospodarz łowiska, czyli uprawniony do rybactwa w obwodzie.
Kryteria to zasady wędkowania (limit, wymiar itp.) oraz opłata. I tyle.
Niby proste, ale nasz ludek przekorny i zawsze musi coś przekombinować po swojemu, zawsze pomędrkować, skrytykować, obśmiać.
Ważne, by gospodarzom nie zabrakło woli we wprowadzaniu takich zasad dostosowanych do możliwości łowiska i bez oglądania się na gumofilcόw.
Andrzej
p.s.
Dodam, że wody nie są niczyje. Stanowią własność państwową i są oddawane w dzierżawę.
29/04/2008 12:58
Do takiego "Grand Hotelu" to przypuszczalnie zapisy by były na rok z góry .
Ogólnie jednak jestem przeciwnikiem oddawania wszystkich wód (i podobnie również lasów) w prywatne ręce.
To dobra wspólne, narodowe. To, co się winno zmienić zasadniczo, to zasady ich dzierżawy i zasad gospodarowania na nich.
29/04/2008 15:42
...prywatyzacja wód i lasów na razie nie jest możliwa. Jak zresztą wygląda "prywatyzacja po polsku" wiemy, przykładów aż nadto.
Na szczęście możliwa jest tylko dzierżawa i także uważam, że jej zasady powinny bardziej uwzględniać interes ogółu czyli zachowanie walorów przyrody. Pewnie, że byłoby najlepiej, gdyby dzierżawcy sami to czuli i czuli tę odpowiedzialność, ale naiwny nie jestem. Tu jest potrzebny nadzór. Tylko przez kogo? Nadzorujący powinni czuć problem, znać się na ekosystemach. Wiele jeszcze wody upłynie...
Pozdrawiam
Andrzej
29/04/2008 15:48
Taki grand mogliby zrobić właśnie na Roztoczu, na jakimś wybranym odcinku z dużymi rybami. Ustalić bardziej wyśrubowane zasady, podnieść poprzeczkę. Np. zezwolić za dodatkową opłatą (przynajmniej 100 zł) na zabranie jednej ryby w roku z tej wody, a za zwykłą opłatą tylko samo łowienie? To byłby jakiś pomysł aby zachować ryby, eksploatować je w sposób oszczędny i jednocześnie pozyskać środki. Mięsiarze tam nie przyjadą i nie zapłacą - i dobrze – nikt nie tęskni do ich towarzystwa. Ale ci, którym takie łowienie odpowiada, muszą finansowo je utrzymać.
Andrzej
30/01/2008 20:42
Czy czeka nas wyrybienie kolejnych pstrągowych rzek? Jak zrobić, aby wędkarze byli usatysfakcjonowani?
Możemy wspόlnie pogadać o przyszłości rzek pstrągowych Roztocza. 16 lutego (sobota) o 15 możemy spotkać się w Stanicy wędkarskiej w Jόzefowie z prezesem ZO PZW Zamość mamy zaproszenie do dyskusji. Wszelkie dobre pomysły i podpowiedzi mile widziane.
Andrzej