Rybie Oko/Artículos/Parágrafos /Quo vadis/...na żywej rybie
...na żywej rybie |
Przemek Hącia <elpojoUKRYTY@FILTRSPAMUo2.USUNpl>
28 marzo 2007 10:02:39
![]() ![]() |
Relacionado con |
Przemek Hącia <elpojoUKRYTY@FILTRSPAMUo2.USUNpl>
28/03/2007 10:02
28/03/2007 16:34
Rafale, może się okazać, że mój komentarz będzie dłuższy od tego co napisałeś Jest takie stwierdzenie, że najbardziej nietolerancyjni dla palaczy papierosów, są Ci, którzy kiedyś sami palili. Zapewne i ja też będę nietolerancyjny dla tak zwanych zawodników w kategorii wędkarskiej, gdyż kiedyś sam otarłem się o takowe coś i mam pewien ogląd na te sprawy.
Jest określona prawidłowość w działalności stowarzyszenia zwanego PZW. Im mniej ryb w wodach, tym mniej wędkarstwa w stowarzyszeniu. Stowarzyszenie nie powstało po to aby być związkiem sportowym. Stowarzyszenie powstało po to aby krzewić ideę szlachetnego połowu ryb i umiłowania do przyrody oraz jej chronienia. Takie a nie inne założenia legły kiedyś u podstawy zrzeszania się ludzi, ogarniętych pasją wędkowania. Z momentem dorwania się do władzy w stowarzyszeniu grupy kombinatorów, to wszystko stało się mało istotne. Powstało pilne zapotrzebowanie na sukces. W miarę szybki i medialnie nośny. Jedną grupę kombinatorów, działaczy, szybko poparła druga grupa kombinatorów, tak zwanych sportowców. Nie bardzo wiem, co ma wspólnego łowienie ryb ze sportem. Zapewne tyle samo jak corrida w Hiszpanii czy ujeżdżanie buhaja w Stanach Zjednoczonych na rodeo przez kowbojów. Tak na poważnie biorąc to gra w klipę jest bardziej sportowa niż łowienie ryb. Słowo stało się ciałem i teraz PZW jest przede wszystkim związkiem sportowym. Kilkaset tysięcy, w większości biernych członków stowarzyszenia, płaci za wątpliwie etyczny sport, dla garstki "zawodników". I jednego nie można odmówić, są sukcesy na tym polu. Wszędzie są porażki, a sukces sportowy jest, jak jasna cholera. I o to przede wszystkim szło. Gdy nie można sie pochwalić osiągnięciami w ochronie wód, w poprawie rybostanu, w pracy z młodzieżą, w podnoszeniu etyki wędkarskiej, to zawsze można wyciągnąć królika z kapelusza i pokazać osiągnięcia w "sporcie". Najbardziej zabawnym elementem tegoż "sportu" jest rozgrywanie zawodów na tzw. żywej rybie. Niby oczywiste, bo to świadczyć może o etyce a w praktyce czysta hipokryzja, na którą mogą się nabrać tylko głupcy i naiwni. Organizowanie zawodów na żywej rybie nigdy nie miało nic wspólnego z etyką wędkarską. To był przede wszystkim sposób na ominięcie zapisów o wymiarach ochronnych. Bo jakże pięknie medialnie brzmi pusty slogan, zawody na żywej rybie. Dwa czy trzy lata temu byłem świadkiem zawodów, też nomen omen organizowanych pod tym szczytnym hasłem. Gościu zasuwał z boleniem przeszło kilometr do sędziego aby mu odfajkował złowiony łup. Głupi boleń, zamiast docenić wysiłek "zawodnika" i olewactwo sędziego, przed doniesieniem wyzionął ducha. Wyjątkowo niewdzięczny był ten boleń i jakiś taki słaby fizycznie. Żeby nie wytrzymać jednego kilometra. Po prostu zwykły słabeusz.
I już na zakończenie, jedna refleksja. Wszędzie tam gdzie organizuje się różnego rodzaje zawody na świecie, polegające na łapaniu planktonu rybiego i niezbyt wyrośniętych sztuk, osiągamy zdecydowane sukcesy. Gdy przychodzi do konfrontacji prawdziwych mistrzów, gdzie premiowane jest złowienie największej ryby, "zaliczamy" odległe pozycje. Warto się nad tym zastanowić, naprawdę warto.
Pozdrawiam
Tadeusz Zablocki <tzdzichUKRYTY@FILTRSPAMUyahoo.USUNcom>
30/11/2009 22:43
28/03/2007 21:54
28/03/2007 17:25
Bardzo dobrze. Świetnie. Skoro organizacja zawodów kosztuje, nagrody kosztują, to ja nie chcę na to płacić z mojej składki. Dla mnie lepiej, jak za moje 3 zł wpuszczą 5 szt pstrąga palczaka i jeden dożyje wymiaru. Kto chce brać udział, jego sprawa, niech płaci.
A że na "żywej rybie"? Nareszcie. Najwyższy czas. Nawet jeśli niektóre nie przeżyją mierzenia. Niez powodu szkód, ale z powodu idei. To jest promowanie wypuszczania ryb, a nie ich zabierania. A szkody też były, szczególnie na odcinkach rzek gdzie odbywało się to parę razy w roku. Przeszli zawodnicy łowiący dobrze i po rybie.
Osobiście mam trochę inny pogląd na sprawy związane ze sportem. Dlaczego ja mam być pokrzywdzony, jeśli chcę brać udział w zawodach? koszt zawodów, nie jest kosztem powalającym Okręgi na kolana. Poza tym wiele nagród jest pozyskiwanych od sponsorów, a koszty dojazdu i ewentualne diety sędziów, nie są jakimiś zaporowymi. Udział w zawodach zawsze w jakimś stopniu "uczy". Co raz więcej zawodników podziela zasadę "no kill" i co raz głośniej o tym się mówi podczas zawodów, więc jest to jakiś plusik w stosunku do tych, co "pierwszy raz" i ogólnie "zieloni". Jeśli chodzi o opłaty za zawody, mogę zrozumieć opłaty wprowadzone przez Okręg na zawodach o Mistrzostwo, które opłacają poszczególne Koła za swych zawodników, ale na Boga dlaczego ja chcąc startować w zawodach o mistrzostwo mojego Koła mam za to płacić?????
Jak dla mnie jest to tylko i wyłącznie zniechęcenie do sportu i rywalizacji.
Co do zawodów "na żywej rybie" to jak najbardziej "ZA" i wcale nie uważam, że wiele ryb padnie, to tylko kwestia organizacji większych zawodów.
Jeszcze jedno mnie zastanowiło: dlaczego zawodnik, który biorąc udział w zawodach o mistrzostwo koła i "wyzerował" nie może brać udziału w zawodach na szczeblu Okręgu. O czym to ma świadczyć? A jeśli w Kole było powiedzmy tylko "3" zawodników i jeden nie złapał, ale siła rzeczy zmieścił się na "pudle", to dlaczego to ma go skreślać z dalszej rywalizacji. Czyżby Okręg chciał mieć zawodników, pewniaków no tak to ja poproszę numery totka
pozdro kosu
30/03/2007 09:30
Rafał. Przewotnie mówiąc uwielbiam zawody. Jak jadę na ryby to rywalizuję z kolegami, rybami, innymi wędkarzami
A na poważnie. Nie ty jesteś pokrzywdzony, jak bierzesz udział w zawodach, tylko ja bo płacę a nie biorę udziału. Ja płacę za twoją przyjemność uczestniczenia w zawodach, to jakaś paranoja. Czy ty płacisz na moją przyjemność wyjazdów na ryby? Nie. Ja do wyjazdów nie dostaję dofinansowania z PZW. Na moje wędkowanie nie przyjeżdża działacz PZW ważyć złowione przeze mnie ryby, nie robi mi kiełbasek na grilu za twoje pieniądze, nie ważne jak duże.
Większość członków PZW nie bierze udziału w zawodach. Bardzo nieliczni są zawodnikami. Nie widzę podstaw do wydawania choć najmniejszych pieniędzy ze składek na cokolwiek, co się wiąże z zawodami. Ja osobiście mogę przeznaczyć 1,5,10zł ale na kadrę narodową na występy zagraniczne. Ale żadnych zawodów krajowych nie chcę sponsorować ani na 1 grosz. Żadnych nagród, nawet złamanego haczyka. Żadnych diet, nawet biletu na autobus. Po prostu nie. W systuacji, gdy wody potrzebują każdej złotówki, wydawanie mojej kasy na cokolwiek innego niż ochrona i zarybianie jest nie fair - delikatnie mówiąc. Zawody sobie mogą być, ale powinny być WYŁĄCZNIE za kasę samych uczestników lub sponsorów.
Wydawanie moich pieniędzy na zawody traktuję jak wywalone w błoto. Jako brak szacunku do składek członków. Traktuję wręcz jak kradzież "wspólnego", tak jak kiedyś na budowach, w fabrykach, każdy brał co mu się akurat podobało, było potrzebne, uważał że jak jest wspólne to "niczyje". I nasze składki też są tak traktowane. Jak już mówiłem, może 5zł z mojej składki idzie na nagrody, może kolejne 5 na diety na te zawody. Nie dużo, niby nie ma się o co pluć. Ale jak ktoś nie chce dać, to nie chce i takie jego prawo. Ja płacąc składki nie płacę na akcje charytatywne, tylko na wody.
30/03/2007 11:06
Generalnie nie jestem przciw uprawianiu sportu wędkarskiego. Jednak zasady jego organizacji są postawione obecnie na głowie. Całą sprawę można by roziwązać szybko i sensownie. Wystarczy wziąc przykład z zasad obowiązujących przy uprawianiu brydża sportowego. Tam wszystko jest normalne. Chcesz iść na turniej płacisz wpisowe. Z niego opłacany jest sędzia i koszty wynajęcia sali. Reszta idzie do podziału dla zwycięzców turnieju. Również w prosty sposób wylicza się rankingi zawodników. W zawodach wyższej rangi może nadal startować każdy zawodnik, który tylko chce i opłaci wpisowe. Rangi służą tylko do ustalenia tego kto będzie reprezentantem kraju (ew. okręgu) i znajdzie się w kadrze. I nie ma tu żadnych względów.
30/03/2007 19:07
Słusznie prawicie Szanowny Adminie. Chcesz mieć przyjemność, to płać. Zasada jest prosta jak konstrukcja cepa. Sport w wędkarstwie jest dewiacją, to fakt niepodważalny. Można pisać co się chce ale i tak nie zmieni to postawionej tezy. Mogę się wczuć w sytuację osoby, którą kręci taka rywalizacja. Pytanie czy osoba, zainteresowana uprawianiem takowej dyscypliny potrafi się wczuć w odczucia szeregowego wędkarza, który ma stosunek do sportu, delikatnie mówiąc ambiwalentny. Raczej powątpiewam. Nad rozsądkiem przewagę uzyskuje partykularyzm. Warto sobie odpowiedzieć na proste, podstawowe pytanie. Co z uprawiania sportu, w obszarze wędkarstwa, ma stowarzyszenie? Celowo użyłem określenia stowarzyszenie a nie przykładowo działacze, członkowie klubów wędkarskich, kapitanat sportowy szczebla okręgowego czy krajowego, sędziowie klasy krajowej czy międzynarodowej. Co oni z tego mają wiedzą wszyscy i zasadniczo sprawa sprowadza się do tak zwanego środka płatniczego. Dlatego powtarzam, co z tego sportu ma stowarzyszenie, jako pojęcie daleko szersze od grup bezpośrednio zainteresowanych i wymienionych powyżej. Odpowiedź jest trywialna, po prostu nic. Od uprawiania sportu w stowarzyszeniu, nie przybywa ryb w wodach, nie spada poziom kłusownictwa, nie zwiększa się poszanowanie dla otaczającej nas przyrody. A to są przecież główne bolączki polskiego wędkarstwa. Nie jest bolączką polskiego wędkarstwa mniejsza czy większa ilość klubów wędkarskich, gdyż nie ma to większego znaczenia. Tak jak nie ma większego znaczenia ilość osób zainteresowanych uprawianiem sportowego połowu ryb w formie wyczynowej. Patrząc na to oczywiście z punktu stowarzyszenia w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Od momentu dokonania idiotycznych wpisów do Statutu o tak zwanym sporcie kwalifikowanym, notuje się zdecydowany wzrost zjawisk patologicznych. Nie tak dawno, szerokim echem po wędkarzach poszła wieść o kupowaniu ryb przez zawodnika podczas Mistrzostw Polski. Tym czynem, ta wąska grupa ludzi, nomen omen też będących członkami stowarzyszenia, po prostu osiągnęła dno. Niżej już upaść nie można. Z patologiami można walczyć tylko w jeden sposób. Zlikwidować przyczynę. A tą przyczyną jest zdeprawowana grupa ludzi, żądna sukcesu. To nie tylko zawodnicy, to także kapitanat sportowy, działacze, sędziowie. Nie można zamykać oczu na ewidentne szwindle.
Dawno temu, gdy organizowałem wyjazdy na zawody w obrębie Koła, zasada była prosta. Chcesz jechać, płać opłatę startową. Pokrywała ona praktycznie 70% kosztów przejazdu. Chcecie mieć nagrody, proszę bardzo, płaćcie. Z tego co się uzbiera, będzie nagroda. To koledzy wędkarze decydowali, czy zwycięzca bierze wszystko czy premiowane są trzy miejsca. Proste i bezproblemowe. I co ciekawe, z tego wszystkiego najwyżej cenione było nie zdobycie nagrody, tylko możliwość koleżeńskiej rywalizacji bark w bark. Możliwość wspólnego spędzenia czasu. Była to oczywiście forma towarzyska a nie wyuzdany i zdeprawowany profesjonalizm, z którym mamy dzisiaj do czynienia. Ze sportem skomercjalizowanym idą w parze te wszystkie zjawiska, które obserwujemy czy to w lekkoatletyce, piłce nożnej czy boksie. Głód sukcesu za wszelką cenę. Parcie po trupach, dosłownie i w przenośni. Sport profi zabija radość sportu, deprawuje go, staje się źródłem dewiacji. To niestety gorzka prawda. Wpisanie do Statutu, nadrzędnej roli sportu w stowarzyszeniu, jest w mej opinii wstępem do samozagłady stowarzyszenia o charakterze hobbystyczno-towarzyskim.
2 szczupaczki