Rybie Oko/Desde agua/Desde nuestro país/Koniec unijnego zakazu połowów dorsza/Jak to jest z tym dorszem?
Jak to jest z tym dorszem? |
04 enero 2008 22:39:18

Z drugiej... Czy rzeczywiście szacunki unijnych urzędnikόw dotyczące naszych odłowόw są przesadzone? Czy aby czasem ci nasi nie kombinują i nie przekraczają ustalonych limitόw? Przecież kombinowanie mamy w genach.

Dorsze, śledzie to ryby ktόrych nie uzupełni się sztucznie, z zarybień, ze sztucznego tarła. Jeżeli zostanie naruszone stado podstawowe, jeżeli zachwiejemy rόwnowagę, dorsze zanikną. Straci wtedy i przyroda, i rybacy. Być może nie wszyscy się tym przejmują, co będzie za ileś tam lat? Być może niektόrzy uważają, że ich to już nie będzie dotyczyć, bo pόjdą na emeryturę, a inni niech się martwią. Nie wiem.
W każdym razie kontrola odłowόw jest potrzebna.
Niech nasi rybacy łowią, życzę im jak najlepiej, niech wożą wędkarzy, ale kontrola odłowόw jest potrzebna. By także za następne kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat też były dorsze.
Andrzej
![]() ![]() |
Relacionado con |
Koniec unijnego zakazu połowów dorsza
W nocy z poniedziałku na wtorek przestaje obowiązywać unijny zakaz połowów dorsza na Bałtyku Wschodnim. Podaje pomorska.pl
04/01/2008 22:39
Z jednej strony można przypuszczać, że to międzyunijne przepychanki i kibicować naszym rybakom, bo nasi.
Z drugiej... Czy rzeczywiście szacunki unijnych urzędnikόw dotyczące naszych odłowόw są przesadzone? Czy aby czasem ci nasi nie kombinują i nie przekraczają ustalonych limitόw? Przecież kombinowanie mamy w genach.
Dorsze, śledzie to ryby ktόrych nie uzupełni się sztucznie, z zarybień, ze sztucznego tarła. Jeżeli zostanie naruszone stado podstawowe, jeżeli zachwiejemy rόwnowagę, dorsze zanikną. Straci wtedy i przyroda, i rybacy. Być może nie wszyscy się tym przejmują, co będzie za ileś tam lat? Być może niektόrzy uważają, że ich to już nie będzie dotyczyć, bo pόjdą na emeryturę, a inni niech się martwią. Nie wiem.
W każdym razie kontrola odłowόw jest potrzebna.
Niech nasi rybacy łowią, życzę im jak najlepiej, niech wożą wędkarzy, ale kontrola odłowόw jest potrzebna. By także za następne kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat też były dorsze.
Andrzej
04/01/2008 23:58
Odpowiem Ci Andrzeju, jak się mają sprawy z rybakami z mego punktu widzenia. Jest to oczywiście opinia subiektywna oparta o własne doświadczenia i spostrzeżenia. Dotyczy ona zarówno rybaków śródlądowych jak i tak zwanych rybaków morskich przybrzeżnych, potocznie określanych jako szuwarowo-błotni. Przez kilka lat wynajmowałem lokum od rybaka w celach czysto wędkarskich. Miałem wtedy okazję przypatrzyć się jak funkcjonuje ten interes. Dlaczego jest tak a nie inaczej. Wnioski i spostrzeżenia są przerażające. To jest pogranicze patologii i zwykłego chamskiego skur....syństwa. Ryba poławiana przez wzmiankowanego rybaka, dzieliła się na rybę pożądaną, chcianą i niechcianą. Pożądana, to przede wszystkim sandacz, szczupak, sum. Chciana to okoń, karp, karaś, lin. Niechciana to płoć, krąp i leszcz. Takie zdeterminowanie gatunkowe określa cele oraz ich wykonawstwo. Rybak nastawia się przede wszystkim na sandacza ze względu na stosunkowo łatwy sposób jego pozyskania wynikający z zachowań tych ryb. Migracyjny charakter zachowań sandaczy ułatwia to zadanie. Gorzej ze szczupakiem ze względu na terytorializm okresowy. Można to jednak nadrobić w miesiącach jesiennych gdy ryba schodzi z płycizn na głębsze wody. Z sumem jest trochę gorzej, zwłaszcza z wyrośniętymi okazami, gdyż ograniczony jest ich zbyt. Gdy mówimy czy piszemy słowo zbyt, mamy oczywiście na uwadze nieewidencjonowany obrót na linii rybak-właściciel restauracji czy smażalni ryb. Pikanteri tego co pisze powyżej, dodaje fakt, że wzmiankowany rybak był zatrudniony przez Okręg PZW i był zobligowany odstawiać rybę do określonego miejsca, celem prowadzenia właściwej ewidencjo odłowowej oraz rozliczenia finansowego. Statystyka wyglądała mniej więcej tak. W rybach pożądanych, poza ewidencją sprzedawano około 90-95% złowionych ryb. W rybach chcianych ta relacja kształtowała się na poziomie fifty-fifty, w rybach niechcianych 100% w ewidencji. Szkopuł w tym, że ryby niechcianej nie chciał także organ związkowy i ryba ta lądowała w większości wypadków w wodzie, z której ją wyłowiono lub bywała źródłem tak zwanych przerzutów, totalnie zaciemniających ustawowy obowiązek zarybiania. Niestety z takim obrazem stykałem się bardzo często na innych wodach, zwłaszcza stowarzyszeniowych i można przyjąć, że jest to obraz rzeczywisty a nie wyjątkowy.
Podobnie ma się sprawa z rybakami przybrzeżnymi. Tutaj panuje pełna wolna amerykanka. Praktycznie nikt nie ewidencjonuje kwot połowowych i wszystko opiera się na oświadczeniach rybaków. Jak one są prawdziwe, można się tylko domyślać. Licencje połowowe są stosunkowo niedrogie, gdy porównać to to kosztów zakupu licencji np w USA. Zasada jest taka jak w wędkarstwie. Licencja musi się obowiązkowo zwrócić i dlatego robi się wszystko, aby nie wystąpił przypadek niewykorzystania licencji /czytaj dopłaty do interesu/. Łowi się ryby niewymiarowe, przekracza limity, nie przestrzega się zasady wyrzucenia ryby do morza gdy w przyłowie jest przekroczony limit ryb niewymiarowych.
Sądzę, że identycznie jest w przypadku połowu kutrami pełnomorskimi.
Jakie są główne przyczyny, takiego stanu rzeczy? I tu odpowiedź jest identyczna jak w wędkarstwie. Albo całkowity brak kontroli albo kontrole sporadyczne, nie spełniające praktycznie żadnego celu. Druga przyczyna to pobłażliwość i rozwinięta korupcja urzędnicza. I tak kręci się ten interes czy interesik, tylko ryb coraz mniej, bo zwykłe kanalie i złodzieje grabią, na lewo i prawo. To niestety Unia ma rację a nie protestujący rybacy, chociaż słowo rybak jest słowem na wyrost.
Pozdrawiam.
05/01/2008 00:16
Czasy rabunkowej “gospodarki” muszą się skończyć, choć pewnie dłuuuuugo będziemy na to czekać, nawet na śrόdlądziu, gdzie rybactwo sieciowe, nastawione na pozysk mięsa powinno z wόd naturalnych natychmiast zniknąć. Z rybą morską gorzej, bo nie da się jej zastąpić hodowaną, ale to nie są nieprzebrane zasoby. O tym niestety niewielu myśli.
Urzędnicy niestety są, jacy są.... I pewnie jeszcze dłuuuugo będziemy tkwić w tej dziwacznej sytuacji.
Powiem krόtko:
SIATY WON!!!
Andrzej
05/01/2008 10:20
Witajcie Ryszardzie i Andrzeju.
Rzeczywiście, rybak to określenie w tych wypadkach mocno na wyrost! Ryba pożądana, to ryba drapieżna, czytaj szczupak i sandacz. Dokładnie tak jak wymienił to Ryszard. Szkopuł w tym, że jak wiemy są one bardzo podatne na przełowienie i szybko można doprowadzić do ekstynkcji tych gatunków w danym zbiorniku. Co dzieje się z wodą pozbawioną ryby drapieżnej wiemy aż za dobrze.
"Rybacy" (zdarzają się jeszcze prawdziwi RYBACY) często po prostu nie wykazują połowu z powodu, jak już napisano, swej chciwości. Rabunkowa gospodarka to dla nich sposób na całkiem niezłe zarobki. Niech mi nikt kitu nie wciska że rybak to biedny człowieczek itp. Sam osobiście znam kilku rybaczących na Zalewie Wiślanym ludzi. Co się tam dzieje! Sandaczyki po 30cm bez skrupułów wyławiane na worki! Szczupaki ledwo wymiarowe i niewymiarowe . O innych rybach nie wspomnę... Pozytywnych bohaterów wśród rybaków jest niewielu, niestety.
Jak tak dalej pójdzie to będziemy mieli piękne pustynie z jakich będzie można zrobić sobie jedynie kąpieliska. Albo lepiej i tego nie robić, bo chordy inteligentnych inaczej plażowiczów przez swój brak kultury dokończy dzieła zniszczenia zaśmiecając co tylko się da, i jak tylko się da...
No cóż... po co się przejmować tym co będzie kiedyś? No po co? - mi jest dobrze - a jak będzie kiedyś? Będę wredny i powiem - oby dzieciom takich złodziei, jak co niektórzy kiedyś zabrakło. Niech im zabraknie czystego powietrza, naturalnego środowiska, czystej wody i wszystkiego co moglibyśmy ocalić.
Pozdrawiam
Mateusz
PS Jak najbardziej popieram - SIATY PRECZ!!!
05/01/2008 18:07
Wystarczy porόwnać dwie wartość: tzw. „produkcyjność rybacką” wody (napisałem tzw. bo wszystko we mnie wierzga na takie techniczne określanie naturalnego środowiska) i to, co się rzeczywiście z tej wody odławia. Niestety, bardzo często ta druga liczba jest znacznie większa. Co to oznacza, każdy łatwo pojmie, nie trzeba szczegόlnej wiedzy ani inteligencji, aby pojąć, że nie można brać więcej niż urośnie. Gdyby tak potraktować lasy, dawno by je wycięto.
Dziwna ta tzw. „gospodarka rybacka”. Rolnik – producent żywności – też się posługuje podobnymi wartościami (wydajność z ha) i wie, że nie zbierze więcej. Bo się nie da! Musiałby wejść w pole sąsiada. A tu ciągle korzysta się jeszcze z dawnych zasobόw przyrody. Narusza się je, co zresztą już dawno temu nastąpiło. I nikogo to nie obchodzi, przymyka się na to oczy.
Kiedyś, nie wyobrażałem sobie, by mogło ryb w wodach zabraknąć. To było niewyobrażalne. Były inne problemy, były zatrucia wόd i związane z tym masowe śnięcia, szczegόlnie w rzekach. Jeziora były rybne, bardzo rybne i nawet kłusownicy nie dawali rady tego uszczuplić. Już przy brzegu, w wodzie do kolan, w pasie trzcin, roiło się od ławic płoci i małych okoni, a po nogach skubały kiełbie. A już za trzicnami grasowały spore okonie. Można było wieczorem oglądać zmasowane ataki stada dużych okoni na drobnicę. Nie jakieś pojedyńcze rozbryzgi, ale kotłowaninę na setkach metrόw. W takim stadzie pływały okonie 0,5 – 0,7 kg. Dziś pożądane przez wędkarzy sztuki, wtedy normalka.
Złowienie szczupaka nie było problemem. Statystycznie (prowadziłem kiedyś takie notatki) wychodziło mi ok 2 godz spinningowania na jednego złowionego szczupaka. Wliczałem w to wszystkie poświęcone spinningowaniu godziny z całego roku, więc także te, przy niekorzystnych warunkach. No i sprzęt miałem gorszy, co drugi szczupak się nie zacinał, albo spadał. Oczywiście jak się trafiło na dobre brania wystarczył kwadrans, kilka – kilkanaście rzutόw w dobrym miejscu i szczupak siedział. I nie jakiś nędzny czterdziestaczek, w jeziorach, za pasem trzcin takie się nie pokazywały, ten przeciętny miał ponad pόł metra i ponad kilogram. Limit dzienny - siedem sztuk - nie był ani czymś nadzwyczajnym, czymś trudnym do osiągnięcia, ani też nie powodował wtedy uszczuplenia rybostanu. Bo były dobre warunki do wiosennego tarła i co roku populacja szczupaka się odnawiała. Dziś żadne sztuczne zarybienia nie są w stanie nawet w małej części tego zastąpić. Szczupak był kiedyś rybą bardzo popularną, był spotykany nawet w rowach. Jak jest dziś, pisać nie muszę...
I nie muszę pisać jak jest z jeziorami. Bo jedno z drugim ma ścisły związek. Zachwianie proporcji: ryby drapieżne - ryby spokojnego żeru (te „niepożądane” przez rybakόw i konsumentόw, te drobne, ościste ryby karpiowate) skutkuje obniżeniem jakości wody. To i rosnące zrzuty zanieczyszczeń przyniosło widoczne skutki. Kiedyś nie wyobrażałem sobie, że będę zabierał wodę spożywczą i woził ze sobą w bidonach. Woda była w jeziorze, tzw. „zaburtόwka”. W jeziorze się kąpałem, z jeziora czerpałem wodę do gotowania. Dziś zamykają plaże z powodu sinic...
I to są skutki.
Szkoda, że nie da się nikogo pociągnąć do odpowiedzialności i ukarać, choćby dla przykładu, za stworzenie takiej właśnie sytuacji. Za tolerowanie rabunkowej gospodarki rybackiej na jeziorach, za bezpowrotną dewastację jezior. Bezpowrotną, bo za naszego życia na pewno się nie odrodzą, jeżeli kiedykolwiek. Czy jest zresztą wystarczająco wysoka kara, za coś takiego? Czy jest zresztą choć jeden sędzia, ktόry potrafi to dostrzec i zrozumieć? Wątpię, śmieszne kary za kłusownictwo są tego dowodem.
Temat ochrony przyrody – tego naszego naturalnego środowiska - jest może zrozumiały dla 1 % obywateli. Po skutkach sądząc, nie wydaje mi się, aby więcej rozumiało wagę tego problemu. I mamy co mamy. Będziemy kupować i sprowadzać nie tylko żywność, drewno, ale czystą wodę i powietrze. Będziemy płacić za ich oczyszczanie. Właśnie przed chwilą „Teleexpress” przedstawił krakowskie plany dotyczące miejskiego kawałka Wisły. Powstaną plaże i basen, by ludzie mogli korzystać z kąpieliska jak przed wojną. Powstaną, za duże pieniądze, z przywiezionego piachu, a basen będzie napuszczany wodą z zewnątrz, oczyszczaną, nie wodą z rzeki. Kto by się zresztą w tej rzecznej chciał kąpać?
I tak od rabunkowej gospodarki rybackiej do rabunkowego traktowania środowiska.
Smutno mi, bo wiem, że nie dożyję poprawy...
Andrzej
05/01/2008 20:49
Andrzeju, nasi kochani "rybacy", jako jedyni na Bałtyku używają tzw sieci pławnicowych. To jedno z najgorszych narzędzi kłusowniczych, powodujące olbrzymie straty w ichtiofaunie. Już widzę jaki będzie protest rybaków-kłusowników, bo od tego roku Unia zabroniła używać naszym kochaniutkim kłuserom tych sieci. Jako ciekawostkę należy traktować fakt, że te pływające sieci szczególnie często "pływały" w rejonie ujść takich rzek jak Parsęta, Słupia, Rega czy Reda. Po co "pływały", wiadomo, chociaż nie powinno ich tam być ale te niesprzyjające prądy przybrzeżne, zawsze z uporem spychały te sieci w okolice ujść w/w rzek Jak więc widać biednym rybakom nawet prądy sprzyjają i skutecznie trzebią wpływające na tarło trocie czy łososie.
Dopóki się nie wprowadzi ostrych restrykcji, typu wielotysięczne grzywny, karencja na licencje połowowe, rekwirowanie sprzętu do połowu, włącznie z łodzią rybacką czy kutrem, to możemy sobie tylko pomarzyć o poprawie sytuacji. Kary są niewspółmiernie niskie do wyrządzanych szkód. Kilka dobrych lat temu na Zalewie Pomorskim, odławiano w nieprawdopodobnych ilościach okonia, który w 100% szedł do Reichu. Proceder był powszechnie znany, nawet pisano o tym w prasie. Do dzisiaj nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Za to wypasione chaty stoją dumnie nad wodą. Im bardziej wypasiona, tym większa pewność, że to rybaka. I tak okoń ryba niepozorna, stał się źródłem bogactwa dla cwaniaczków-rybaków.
06/01/2008 22:05
Może w końcu będzie ten pożytek z Unii, taki, że czego sami nie damy rady wytępić, to inni nam w tym pomogą? Choć to przykre, choć to wstyd.
Niestety, wszystko, o czym piszesz, wynika z jednej wrednej, obrzydliwej, nabytej przez lat dziesiątki cechy: tego naszego paskudnego cwaniactwa, tej egoistycznej postawy, nastawionej na kombinowanie, na zgarnianie pod siebie, bez oglądania się na innych. Popatrzmy jak to wygląda, choćby tylko w dziedzinie nam bliskiej, tej dotyczącej wόd. Jedni przekraczają ustalone limity, używają niedozwolonych narzędzi połowowych, inni wręcz kłusują. Jeszcze inni kopią stawy wzdłuż rzek bez zezwolenia i bez opamiętania zabierają z rzek wodę, a puszczają do niej syf. Jeszcze inni puszczają swoje gόwna wprost do rzek (są okolice, gdzie przynajmniej 90% szamb jest z założenia nieszczelna). Jeszcze inni grodzą swoje posesje aż po wodę i zawłaszczają brzegi wόd. Jeszcze inni wycinają nadbrzeżne drzewa. Jeszcze inni obławiają się publicznym groszem za prace nie tylko niepotrzebne, a wręcz szkodliwe, jak przekopywanie rzek itd., itd. długo by można było wymieniać... Tak jest jak Polska długa i szeroka...
Andrzej
08/01/2008 21:51
Te dzisiątki lat faktycznie tę cechę nabywaliśmy. Pewnie jest i ona brzydka, choć pewnien do końca nie jestem.
W końcu tego naszego paskudnego cwaniactwa pozwalało nam przetrwać ładnych pae dziesiątek lat. I za cara i za komuny. Stało się "narodowe", bo życie takinapisało secenariusz.
Czy dziś się sprawdza? Hmmm .. chyba tez trudno powiedzieć. Jendi nazywaja to"zaradnością" inni "cwaniactwem". Jak każdy kij ma DWA końce. I ten negatywny i ten pozytywny. Jestem zwolennikiem jednak "pełnej szklanki" a nie pusutej (w przypadku tej zapełnionej do połowy). Dlatego myślę, że to "nasze kombinowanie" prędziej czy później doprowadzi jednak do efektów pozytywnych. Oby tylko miało szansę!
No, bo jak tu w końcu np. przekombinować to "ZG ZPW" - ot, ciągła zagadka.
08/01/2008 23:13
Cwaniactwo, to taka „zaradność” cudzym kosztem i ta jest negatywna. Natomiast rόżne prόby dążenia do celu, pracowite, inteligentne, twόrcze, są zawsze czymś lepszym od marazmu, od bierności, od wyciągania ręki, od czekania na gotowe, oczekiwania na darmochę. Granicę wyznacza właśnie to naruszanie dobra kogoś innego. Cwaniak na to nie zwraca uwagi, dostrzega tylko dobro własne, często bardzo chwilowe.
Te lata radzenia sobie z rozmaitym okupantem i nabyte wtedy cechy, teraz nam przeszkadzają, bo traktujemy swoje w końcu państwo – wspόlne dobro – jak obce. I tak trudno jest osiągnąć ten dobry dla wszystkich model. Trudno o dobre prawo, bo tworzący je, kombinują, kręcą swoje lody, zostawiają luki z myślą o tym pόźniejszym kombinowaniu. Tak jest choćby z tą ustawą o rybołόwstwie i z wieloma innymi przepisami.
Andrzej
4 Dobre (4)